DIEGO
Kilkukrotnie uderzyłem w worek treningowy, rozładowując resztki swojej energii. Nie miałem już siły na dalsze uderzanie, więc przystanąłem w miejscu, by unormować oddech, a następnie pozbierałem swoje rzeczy. Miałem dziś naprawdę ciężki dzień, a potrzebowałem czystego i spokojnego umysłu na wieczór, by nie rozerwać nikogo na strzępy. Z zewnątrz pozostawałem zimny, niewzruszony, ciężko było odczytać cokolwiek z moich oczu, ale w środku niekiedy gotowałem się ze złości. Maskę zdejmowałem dopiero za drzwiami swojej sypialni, w innych miejscach nie chciałem okazywać emocji, nawet w domu, gdzie służba przyglądała się każdemu mojemu ruchowi. Mogłem stwierdzić, że miałem paranoję, ale nie sądziłem, że wiedzenie takiego życia będzie tak męczące i stresujące.
Nie chciałem się wycofać, lubiłem wyzwania, ale czułem, że potrzebowałem obok siebie kogoś, kto potrafiłby sprowadzić mnie czasem na ziemię i sprawić, że spojrzałbym na coś innym okiem. W końcu jakim cudem przewierceni przeze mnie na wylot ochroniarze i inni pracownicy mogliby mnie nagle zdradzić albo wyśmiać?
Nie potrafiłem zliczyć, ile razy moja kucharka próbowała wymusić na mnie uśmiech, ale każda jej próba kończyła się fiaskiem, bo byłem dla niej oschły.
Nie podobało mi się to, kim się stawałem dla innych ludzi, jak bardzo zatraciłem swój poprzedni charakter i osobowość, jak trudno było mi teraz cieszyć się drobnostkami. I wiedziałem, że pomóc mi w rozwiązaniu tego stanu mogła tylko jedna osoba. I właśnie na nią tego wieczoru czekałem.
Luciano mnie nieco powstrzymywał, martwił się, że to może jednak za wcześnie, ale co mógł powiedzieć skoro był tylko moim doradcą? Mógł mi mówić, co powinienem zrobić, a i tak potem działałem po swojemu, przynajmniej w tej kwestii.
Wziąłem długi prysznic i ubrałem się w eleganckie spodnie i świeżą koszulę. Miałem dość noszenia pełnych garniturów, więc przynajmniej w domu zamierzałem dawać sobie nieco wolności. Zresztą zapewne wszyscy moi pracownicy mieli w dupie to, co miałem na sobie, a ja jak zwykle przejmowałem się ich zdaniem.
Zszedłem na parter, gdzie Paola nakrywała już stół w jadalni.
— Niech pan się tak nie stresuje — rzuciła wesoło. — Gdyby mój mąż postarał się tak, jak pan i zrobił mi kiedyś taką niespodziankę, to od razu zrobiłabym wszystko, o co by mnie tylko poprosił. — Wyszczerzyła się szeroko, po czym westchnęła ze zrezygnowaniem. — Niestety mój mąż jest leniem i sknerą, zatem pozostaje mi samej robić sobie takie kolacje. — Zachichotała i zniknęła po chwili w kuchni.
Paola lubiła mówić, nawet nie zważała na to, czy ktoś ją słuchał czy nie.
Dzwonek do drzwi sprawił, że włoski na karku stanęły mi dęba. Minęło naprawdę wiele czasu, miałem pieniądze, dom, mogłem pozwolić sobie na posiadanie żony, rodziny, a nawet wyspy! A mimo to stałem jak słup soli, zastanawiając się, czy byłem w ogóle godny tej kobiety. Wraz ze wzrostem moich przychodów i autorytetu moje poczucie własnej wartości pozostało na tym samym miejscu.
Poczułem szturchnięcie w ramię, więc obejrzałem się za siebie i ujrzałem moją kucharkę.
— No niech pan idzie i otworzy te drzwi, niech dziewczyna nie marznie na zewnątrz.
Przełknąłem ślinę i zmusiłem swoje ciało do skierowania się do wiatrołapu. Nim otworzyłem drzwi, wziąłem dwa głębokie oddechy. Za nimi powitał mnie szczery uśmiech mojej wybranki. Poziom mojego stresu wzrósł trzykrotnie, ale starałem się okiełznać swoje emocje.
Jej kierowca kiwnął mi głową i zniknął w samochodzie, więc przepuściłem Lavelle w drzwiach i odebrałem od niej płaszcz. Włożyła na siebie naprawdę seksowną kremową sukienkę i szpilki. Jej długie włosy opadały na plecy, kontrastując z odcieniem kreacji i zachęcając mnie do wplecenia w nie swoich palców. Powstrzymałem się jednak, bo dziwne byłoby takie zachowanie na samym wstępie.
CZYTASZ
LAVELLE ✔ || RIAMARE #1
RomanceTOM I SERII RIAMARE Lavelle od samego początku nie miała kolorowego życia. Po tym, jak matka odeszła do kochanka, wychowywał ją jedynie ojciec. W ich domu nigdy się nie przelewało, ale dziewczyna nie narzekała na swoje dzieciństwo. Kiedy poznała Dea...