『 ROZDZIAŁ 46 』

1.9K 165 29
                                    

DIEGO

Wstałem nim słońce wzeszło, bo i tak nie potrafiłem przespać tej nocy choćby jednej godziny. Przez pewien czas rozmawiałem jeszcze z Lavelle, kilkukrotnie doprowadzaliśmy się do spełnienia, by odegnać te czarne refleksje, ale gdy zasnęła, wszystkie wspomnienia tamtego zdarzenia ponownie we mnie uderzyły. Myślałem nad tym długo, nie potrafiąc znaleźć odpowiedzi na pytanie, dlaczego mi to zrobili. Potrzebowałem wyjaśnień, jakichś wskazówek, bo martwiłem się nie tylko o całą famiglię, ale przede wszystkim o swoją własną rodzinę.

Przesiadywałem w swoim gabinecie, gdy usłyszałem tuptanie stóp na korytarzu. Zaintrygowany odłożyłem papiery, nad którymi i tak nie potrafiłem się należycie skupić i złapałem je tylko po to, by zająć czymś ręce, po czym ruszyłem do drzwi. Po cichu opuściłem pokój i poszedłem za źródłem dźwięku.

Zza ściany obserwowałem, jak Hero przysuwał sobie krzesło do blatu kuchennego, po czym nieporadnie wskoczył najpierw na nie, a następnie na płaską powierzchnię. Już miałem ruszyć do niego, widząc oczami wyobraźni jego upadek, lecz on, jak gdyby nigdy nic, otworzył sobie szafkę i zaczął w niej grzebać. Stanął na palcach i pochylił się do przodu, by dosięgnąć paczek ze słodyczami. Kącik moich ust uniósł się ku górze.

— O tej porze chyba nie powinno się jadać słodyczy — oznajmiłem, wychylając się zza ściany.

Przez chwilę na jego twarzy wymalowało się przerażenie, gdy pospiesznie na mnie spojrzał. Rozchylił wargi, zdając sobie sprawę z tego, że został przyłapany. Szybko się jednak wyszczerzył, zapewne odkrywając, że byłem to tylko ja, a nie Lavelle.

Niezdarnie zszedł z blatu na krzesło, a potem na podłogę i z opakowaniem karmelizowanych orzeszków pod pachą podbiegł do mnie radośnie.

— Chcesz trochę? — szepnął. — Póki mama śpi możemy je zjeść.

Parsknąłem śmiechem i przykucnąłem tuż przed nim.

— Niech będzie, ale nie możemy zjeść za dużo, bo będzie cię bolał brzuch — powiedziałem, celując w niego palcem. — Porządne śniadanie jest najważniejsze.

Pokiwał głową i zanurkował rączką w paczce, by wyciągnąć z niej kilka małych orzeszków. Nie podał mi ich, a zamiast tego wpakował mi je prosto do buzi swoimi lepkimi małymi palcami. Wciągnąłem ziarenka, wydając głośny dźwięk i wybudzając w nim śmiech. Uśmiechnąłem się, przyglądając się, jak sam z zadowoleniem wkładał sobie do buzi przekąskę.

Z pełną buzią postawił dwa kroki więcej, usuwając moją przestrzeń osobistą i niespodziewanie objął mnie za szyję i przysiadł na moim udzie. Przełknąłem ślinę i nieporadnie otoczyłem go ramionami, przyciągając do siebie. Pachniał podobnie jak Lavelle, choć dodatkowo mogłem w nim wyczuć ten dziecięcy zapach i aromat karmelizowanych migdałów.

— Jesteś całkiem fajnym tatą — mruknął, przyciskając się do mnie jeszcze bardziej. — I kocham cię tak bardzo jak mamę.

Moje serce skurczyło się na te słowa. Wyswobodził się z moich objęć i przystanął przede mną.

— Ale nie mów o tym mamie, bo będzie zła.

Uśmiechnąłem się do niego, pokiwałem głową i złapałem go za nos. Po chwili wziąłem go na ręce z dziwną lekkością i świadomością, że właśnie miałem na rękach własne dziecko. Był owocem miłości dwóch tak skrajnie różnych osób, ale był wprost idealny.

— Chyba wystarczy słodyczy na dziś. — Odebrałem od niego paczkę i schowałem ją do szafki. — Jeśli mama zobaczy, że pozwoliłem ci je zjeść, to sam dostanę karę.

LAVELLE ✔ || RIAMARE #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz