LAVELLE
— W sobotę odbywa się bal dobroczynny organizowany przez matkę Federico — przypomniał mi podczas śniadania Deacon. Nie spodziewałam się, że tego dnia postanowi zaszczycić mnie swoją obecnością, ale ucieszyłam się, że znalazł dla mnie czas.
Zatrzymałam widelec w połowie drogi do ust. Sądziłam, że nie będzie chciał tam ze mną iść, jako że rana na wardze wciąż się nie zagoiła.
— Pojedziesz z Otero do miasta i kupisz jakąś sukienkę. — Odchylił swoją marynarkę, by wyciągnąć z wewnętrznej kieszonki portfel. Wysunął z niego kartę kredytową i przesunął ją po blacie w moją stronę, po czym z uśmiechem pogładził mnie po policzku. — Powinnaś wybrać zieloną. Idealnie współgrałaby z twoją urodą.
Uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową.
— Postaram się znaleźć odpowiednią.
— Tylko pod żadnym pozorem nie patrz na cenę. — Zmrużył oczy, udając, że mnie karcił. — Nie będę szczędził pieniędzy na moją piękną żonę.
Pokiwałam głową, kiedy wstał od stołu. Pochylił się nade mną, by pocałować mnie w czubek głowy.
— Dla ciebie wszystko, Lavi. — Po tych słowach wyszedł z jadalni.
Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłam, to ten nieszczęsny bal. Tinsley z pewnością miała się na nim zjawić, z racji, iż spotykała się ze starszym bratem Federico, choć to nie jego kochała. Dostrzegałam to w jej tęsknym spojrzeniu, rzucanym nieświadomie w stronę mężczyzny, gdy widywałam ją na podobnych imprezach. Ale chciała się pokazać, dać nauczkę mi i Federico, choć w obecnej sytuacji krzywdę robiła samej sobie. Mężczyźni wyglądali identycznie, choć dzieliły ich trzy lata różnicy. Może właśnie tak wynagradzała sobie to, że nie mogła usidlić młodszego? O kwestiach finansowych już nie chciałam wspominać.
— Ruszamy? — Diego wyrwał mnie z zamyślenia.
Spojrzałam na niego bezwiednie i wyjąkałam:
— Ta-ak. Tak.
Wstałam, pozbierałam brudne naczynia i odstawiłam je do kuchni. Zabrałam jeszcze z sypialni swoją torebkę i wyszłam z domu. Pojechaliśmy z Otero do najbliższego domu handlowego. Cieszyłam się, że w końcu mogłam opuścić nasze cztery kąty. Coraz więcej mroku kryło się za drzwiami tego domu.
Zaparkowaliśmy z tyłu na strzeżonym parkingu. Mężczyzna otworzył przede mną drzwi, więc wysiadłam i ruszyłam przodem do wejścia. Nie było tłumów, jako że były to wczesne godziny popołudniowe.
Spojrzałam przez ramię na ochroniarza, który miał lekko zmieszany wyraz twarzy, wywołujący we mnie wesołość. Pozwoliłam sobie parsknąć śmiechem. Nie chciałam sprawiać mu problemów, nie byłam wybredna, co do kreacji i przy okazji wiedziałam, co mogłoby się spodobać Deaconowi.
— Wyglądasz jakbyś szedł na ścięcie — skomentowałam zaczepnie.
W końcu znaleźliśmy się na polu, gdzie miałam niewielką przewagę.
— W istocie tak jest — odparł z przekąsem. — Moja mama jest paskudną zakupoholiczką, a moja siostra wcale nie bywa lepsza. Jest niezłą naciągarą.
— Ile ma lat?
— Piętnaście.
Prychnęłam.
— Więc czego oczekiwałeś? Chciałbyś, by w takim wieku była łobuziarą i włóczyła się po opuszczonych budynkach?
Westchnął ciężko i zerknął na mnie z boku.
CZYTASZ
LAVELLE ✔ || RIAMARE #1
RomanceTOM I SERII RIAMARE Lavelle od samego początku nie miała kolorowego życia. Po tym, jak matka odeszła do kochanka, wychowywał ją jedynie ojciec. W ich domu nigdy się nie przelewało, ale dziewczyna nie narzekała na swoje dzieciństwo. Kiedy poznała Dea...