『 ROZDZIAŁ 30 』

1.9K 152 18
                                    

 LAVELLE

Znienacka uniosłam głowę do góry i rozejrzałam się po pokoju. Musiałam zasnąć na jakiś czas, ponieważ było całkowicie jasno, w przeciwieństwie do momentu, który zapamiętałam. Byłam nieco zmieszana i nie rozpoznawałam miejsca, w którym byłam. Wystarczyła jednak sekunda, by wszystkie wspomnienia zalały mój umysł, wywołując przy tym stres, kumulujący się w dole mojego brzucha.

Podniosłam się z posłania i przeszłam do drzwi, by sprawdzić czy były zamknięte. Szarpałam się chwilę z klamką, ale nie chciała puścić. Westchnęłam ciężko i w końcu zauważyłam stojącą na stoliku tacę ze śniadaniem, a także kilka ubrań poskładanych schludnie na krześle. Podeszłam do jedzenia, ale aż mdliło mnie na jego widok. Zabrałam jedną koszulkę i spodnie, a także bieliznę i poszłam się wykąpać. Musiałam zdjąć z siebie w końcu te zakrwawione ubrania.

Nie wiedziałam, jakie plany miał wobec mnie Moretti, bo Federico pozostawił mnie bez żadnych kluczowych informacji. Wiedziałam, że zapewne teraz w Jacksonville panował istny chaos i piekło, dlatego częściowo cieszyłam się, że zatrzaśnięto mnie w tym pokoju, który dawał mi okruch bezpieczeństwa.

Po prysznicu zjadłam jednego tosta i popiłam go herbatą i nic więcej nie zdołałam w siebie wcisnąć. Spodziewałam się, że wkrótce ktoś do mnie przyjdzie, ale jedynie wieczorem pojawiła się pokojówka z kolejną porcją jedzenia dla mnie w towarzystwie ochroniarza. Żadne z nich się do mnie nie odezwało. Sytuacja ta powtarzała się przez kilka kolejnych dni, przez które mój lęk narastał. Dzień w dzień sprawdzałam klamkę, jakby czekając na moment, aż ustąpi i pozwoli mi uciec. I tak się w końcu stało.

Chyba szóstego czy siódmego dnia klamka ustąpiła, więc opuściłam sypialnię, w której się znajdowałam i z walącym jak dzwon sercem cicho przeszłam korytarzem. Znałam rozkład pomieszczeń i te kręte korytarze w rezydencji na pamięć, zatem z łatwością odnalazłam schody wiodące na parter. Byłam zaskoczona, że na nikogo się dotychczas nie natknęłam, a z drugiej strony zżerała mnie ciekawość, gdzie wszyscy się podziewali. Przede wszystkim chciałam jednak dowiedzieć się, na co mogłam liczyć, co takiego tutaj robiłam i jakie zamiary miał wobec mnie Angelo Moretti.

Nie natknęłam się na nikogo nawet na parterze, więc przeszłam do kuchni, starając się odnaleźć choćby służbę. Nikogo tam niestety nie było, więc sięgnęłam po jedną z butelek wody stojących na blacie i otworzyłam ją, by ugasić nieco pragnienie. Włoski zjeżyły mi się na ciele, kiedy usłyszałam cichy szelest ubrań i odgłos kroków. Odstawiłam butelkę i zagryzłam wargę, by po chwili odwrócić się do źródła dźwięku.

Lucas? Przytknęłam sobie dłoń do rozdziawionej z szoku buzi.

W całym tym zgiełku zupełnie o nim zapomniałam i poczułam lekką ulgę, że był tu i... żył. Rzuciłam się jego stronę i natychmiast padłam mu w ramiona.

— Boże, Lucas — łkałam. — Jesteś tutaj.

Nie wiedziałam dlaczego, ale z chwilą, gdy go zobaczyłam, nieznacznie się rozluźniłam. Lucas był dla mnie jak starszy brat, ufałam mu i jego zachowaniu bardziej niż Federico. To on był tym Antinori, który zawsze był dla wszystkich miły i starał się tłumić wszelkie zgrzyty między Fede a Deaconem.

Przytulił mnie do siebie, po czym odsunął się, by posłać mi uśmiech.

Cała i zdrowa skwitował tylko.

Postawiłam krok do tyłu, nie rozumiejąc błysku w jego oczach. Jego uśmiech nieco zbladł, ale starał się wciąż zachowywać pogodny wyraz twarzy.

LAVELLE ✔ || RIAMARE #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz