『 ROZDZIAŁ 17 』

2K 146 9
                                    

LAVELLE

Spakowana zeszłam na parter z torbą podręczną w ręce, bo drugą, z ubraniami, zabrał już Diego. Tata czekał już przy drzwiach z założonymi na piersiach rękami.

— Czyli się już żegnamy...? — mruknął smutno.

Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, podchodząc do niego. Postawiłam bagaż tuż obok i wtuliłam się w jego ciepłe ciało.

— Gdy tylko będę mogła, przyjadę — powiedziałam ze spokojem. — Obiecuję.

Poklepałam go po plecach i zrobiłam krok w tył. Humor wciąż mu się nie poprawił, ale cóż mogłam z tym zrobić? Nie ja o tym decydowałam.

— Następnym razem przyjedź z Deaconem, chętnie się z nim zobaczę. Może wynegocjuję twoje dłuższe pobyty tutaj.

Roześmiałam się.

— Dobrze, przekażę mu.

Dałam mu buziaka w policzek i chwyciłam torbę. Tata otworzył przede mną drzwi i wyszliśmy razem na werandę. Diego stał już na baczność przy samochodzie, czekając aż do niego podejdę. Posłałam ostatni uśmiech tacie i ruszyłam w jego stronę. Odebrał mój bagaż i zaprosił mnie do środka. Pomachałam jeszcze tacie na odchodne i ruszyliśmy w drogę. Z jednej strony nie mogłam się doczekać, aż wrócę do domu i w końcu zdejmę z twarzy maskę, którą nosiłam przez ostatnie dwa dni, ale z drugiej strach zżerał mnie od środka. Podczas mojej wizyty u taty ani razu nie rozmawiałam z Deaconem i nie byłam pewna, jak się miały sprawy między nami. Pozostawało mi czekać i mieć nadzieję, że wszystko się ułoży i nasza relacja wróci na stare tory.

— Cholera — wymruczał pod nosem Diego i po chwili nieco zwolnił.

— Co się stało? — Zaczęłam rozglądać się na boki i zauważyłam jakieś sześćdziesiąt metrów przed nami zaparkowany na poboczu samochód. — Kto to?

Diego nie odpowiedział. Wyhamował tuż za czarnym bmw, o bagażnik którego opierał się jakiś mężczyzna. Miał na sobie ciemne ubrania i okulary, a na ustach błąkał się przerażający uśmiech.

— Nawet nie waż się wychodzić — burknął i chwilę później wyskoczył z auta.

Patrzyłam, jak podszedł do nieznajomego i przywitał się z nim podaniem ręki. Wyglądał, jakby go znał i to całkiem dobrze. Kiedy ten mężczyzna spojrzał na mnie, a potem skrzyżowaliśmy wzrok, niemal zamarłam z przerażenia. W dodatku chwilę później ktoś zapukał w szybę tuż obok mnie i podskoczyłam na siedzeniu. Wzdrygnęłam się, widząc napakowanego faceta, uśmiechającego się do mnie złowieszczo. Żołądek podszedł mi do gardła, więc odwróciłam wzrok i wbiłam go w siedzenie naprzeciwko mnie, by się uspokoić. Miałam ochotę nakrzyczeć na Diego, że zostawił mnie samą, ale równocześnie wierzyłam, że jeśli coś by mi zagrażało, to nie ryzykowałby i nie odszedłby tak po prostu.

Mężczyzna po jakimś czasie odszedł, więc znowu wlepiłam wzrok w mojego ochroniarza. Jak widać między tą dwójką panowały luźne stosunki, bo szturchali się nawzajem, śmiejąc się przy tym, choć Diego wyglądał na nieco spiętego. W końcu podali sobie ręce i rozeszli się, a ja wreszcie mogłam spojrzeć na twarz mojego ochroniarza. Jego pokerowa mina nic mi nie mówiła. Wsiadł do samochodu i zatrzasnął mocno drzwi.

— Ani słowa Deaconowi — powiedział chłodno i odpalił pojazd.

Przełknęłam ślinę.

— Kto to był? — szepnęłam.

— Lavelle — upomniał mnie, patrząc na mnie w lusterku wstecznym. — Zostaw to na razie, dobrze? Zapomnij.

Przez resztę podróży skupiłam się na wpatrywaniu się w widok za oknem i całkowitym unikaniu Diego. Nie wiedziałam, o co chodziło, ale fakt, że nie pozwolił mi powiedzieć o tym Deaconowi sprawiał, że się martwiłam. To nie mogło być nic dobrego i zastanawiałam się, czy powinnam trzymać coś takiego w sekrecie. Umysł podsuwał mi słowa ojca, że Diego coś ukrywał. I zaczynałam teraz wierzyć, że miał rację, a to, co zatajał, mogło mieć znaczący wpływ nie tylko na to, jak postrzegałby go mój mąż, ale również ja.

LAVELLE ✔ || RIAMARE #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz