29.

1K 37 3
                                    

Byliśmy już na miejscu i wychodziliśmy z samolotu kiedy RM, który szedł jako pierwszy upadł na Jina idącego za nim.

J: Stary, uważaj.- jednak nie dostał odpowiedzi i chłopak się nie podniósł.- Namjoon?

JK: Chłopie, w porządku?- znów nie odpowiedział. Obydwaj znieśli go ze schodków od samolotu. Upadł na ziemię.

V: No chyba nie będziemy tutaj tego robić. Fani zaraz się zlecą i nie damy rady mu pomóc.

JH: Masz rację. Weźcie go i chodźcie do środka.- weszliśmy na lotnisko i poszliśmy do łazienki. Tak, ja też weszłam. Teraz nic się nie liczyło, tylko to, żeby obudzić Nama.

S: No dawaj!- zaczął naciskać mu na klatkę.

V: Czekaj.- przyłożył palce do szyi, a głowę do buzi i nosa.- Yoongi, przestań. Oddycha.

Ja: To co my mamy zrobić?- powiedziałam między płaczem.

JM: Po pierwsze, nie płacz. Wszystko będzie w porządku. Połóżcie go w bezpiecznej pozycji.- zrobili to. Odwróciłam się od tego obrazu i wtuliłam się w przyjaciela, który po chwili wyciągnął telefon i zadzwonił po karetkę.

Ja: Po co to robisz?

JM: Dasz radę z angielskim?

Ja: To po co dzwonisz, skoro nie umiesz? Daj to.- wzięłam telefon, podałam dane i po piętnastu minutach przyjechała karetka. Zajęli się chłopakiem, ale był pewien problem.

S: Łucja, nie.

Ja: Chcę z nim jechać i koniec.

V: Nie możesz.

Ja: Wy się w ogóle o niego martwicie?

S: Tak, wszyscy by chcieli, ale nie możemy.

Ja: Ja mogę.- podeszłam do ratowników.- Przepraszam, mogłabym z Państwem pojechać?

R: A kim Pani jest dla chłopaka?- spojrzałam na resztę.

Ja: Siostrą.

R: Proszę.- wsiadłam do karetki i usiadłam na krzesełku. Złapałam chłopaka za rękę,a drugą położyłam na jego głowie. Ruszyliśmy i wtedy dostałam telefon. Moja kuzynka...

Ja: Słucham?

W: Hej, co tam u Ciebie?

Ja: Nie, no jest okej, ale teraz nie mogę rozmawiać, Wiki.

W: A coś się stało?

Ja: Nie, jadę z przyjacielem, znaczy... bratem do szpitala. Naprawdę, muszę kończyć. Potem oddzwonię.

W: No dobrze. Pa.- rozłączyłam się. Wtedy Namjoon zaczął się przebudzać.

Rnr1(nwm): Budzi się! Halo? Słyszy mnie Pan?

RM: G-gdzie ja jestem?

Ja: Namjoon!- wstałam ściskając jego dłoń.

Rnr2: Proszę się odsunąć.

Ja: Ale co z nim jest?

Rnr1: Tego jeszcze nie wiemy.

Ja: A kiedy będzie wiadome?

Rnr1: Posłuchaj.- położył rękę na moim ramieniu, a potem naciągnął na nią lateksową rękawiczkę mówiąc dalej.- Pani brat na pewno przeżyje. Najprawdopodobniej się przemęczył. Nic mu nie będzie. Proszę zadzwonić do jego opiekuna.- przez impuls zadzwoniłam do Jina.

J: Łucja! Co się dzieje?

Ja: Potrzebny jest opiekun, Nam się przebudził, a Ty jesteś najstarszy, więc zadzwoniłam do Ciebie. Jedziecie pod szpital?

J: Tak, ale Wy będziecie szybciej. A do rodziców nie ma sensu dzwonić. Są w Korei.

Ja: No wiem. Proszę pospieszcie się.

J: No dobrze, a wiadomo co mu jest?

Ja: Najprawdopodobniej się przemęczył. Ty masz z nim pokój, powinieneś wiedzieć.

J: Faktycznie ostatnio mało spał, ale bez przesady.

Ja: No to przesada jest. Dobra, jedźcie do tego szpitala.- rozłączyłam się, kiedy mieliśmy już wysiadać. Zawieźli go do sali, a ja usiadłam na korytarzu. Dziesięć minut później chłopacy dotarli na miejsce.

JM: Gdzie on jest?!

Ja: Na sali. Nie krzycz.

J: Czemu ja byłem taki głupi i tego nie zauważyłem...

Ja: Hej...- oparłam się o niego.- To nie Twoja wina.- wtedy wyszedł lekarz.

S: Co z nim?





Porwana || BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz