L: Najprawdopodobniej przedawkował kofeinę w kawie.
J: Fuck!
Ja: Jin!
J: Przepraszam. Mogłem zauważyć, ale jak zwykle jestem ślepy.
Ja: To nie Twoja wina!
L: Proszę tutaj nie krzyczeć, dobrze?
Ja: Przepraszam.- usiadłam na krześle, schowałam twarz w dłonie i zaczęłam płakać. Super! Mój przyjaciel leży i nie wiem co z nim jest, drugi się obwinia i się obraził, a mój chłopak jest na mnie zły. Lepiej być nie mogło. Poczułam rękę na plecach.
Ja: Spieprzyłam.
JM: Nie mów tak.
Ja: Możesz przestać mnie ciągle bronić? Przecież wiem, że źle zrobiłam.- spojrzałam na niego.
JM: Ale ja mówię prawdę.
Ja: Tak? To kto z Jinem się pokłócił? Kto się nie słuchał Sugi?- zwróciłam wzrok na podłogę, przed siebie.
JM: Jesteś już dorosła, nie musisz się go słuchać. Chciałaś pomóc przyjacielowi. I tyle. A bez Ciebie nie wiedzielibyśmy gdzie on leży.
Ja: Nie jestem taka święta.
JM: Nikt nie jest święty.- oparł się o krzesło zakładając ręce za głowę i nogę na nogę.
Ja: Łatwo Ci to mówić.
JM: Boże, przestań, bo nie wytrzymam.- oparł się o kolana, do tej samej pozycji co ja.- Suga!
Ja: Jimin, po co go zawołałeś.
JM: Możesz na chwilę?- wstał, tak jak i drugi. Wyszli na drugi korytarz.
SUGA
JM: Jesteś na nią zły?
Ja: Nie wiem. Prosiłem, żeby nie jechała, a i tak to zrobiła.
JM: Przynajmniej widać, jak na nas jej zależy. A gdyby z nim nie pojechała ciężej by się było dowiedzieć gdzie on jest.
Ja: A co to za problem podejść do recepcji i spytać? Słuchaj, ja wiem, że Ty ją kochasz. Ja też. Ale nie możemy jej ciągle wybielać.
JM: Tak Ci kuźwa na niej zależy?
Ja: Nie! Ale ona sama wie, czy zrobiła dobrze, czy nie!
JM: Wiesz co? Próbowałem to znieść. Znieść ten ból, że nie mogę z nią być. Ale już nie wytrzymuję. Ty ją niszczysz!- popchnął mnie.
Ja: Ja? A kto jej łeb truje, że jest chora i nic nie może? Przypominasz jej o tym!- uderzył mnie w policzek. Już się zamachnąłem, żeby mu oddać, kiedy...
Ł: Możecie się nie kł...- uderzyłem ją w klatkę.
Ja: Łucja!
JM: Brawo k*rwa. Po prostu brawo!
Ł: Nie przeklinaj. A Ty? Tak Ci przeszkadzam?- z jej oczu wypłynęły łzy i próbowała nabrać głęboki oddech.
Ja: Przepraszam. Chciałem Jimina uderzyć.
Ł: Po co? Nie chcę Was dzisiaj widzieć.- odwróciła się i wybiegła ze szpitala. Mam nadzieję, że do hotelu.
JM: Zadowolony?
Ja: Zamknij się.- wszedłem z powrotem na korytarz do reszty.
JH: Co tam się działo?
Ja: Nie ważne.- usiadłem obok Taehyunga.
V: A gdzie Łucja?
JM: Poszła.
JK: Gdzie do cholery?- poderwał się.
Ja: Nie wiem. Powiedziała, że nie chce nas widzieć i poszła.
JK: Dzwonię do niej.- zrobił to co powiedział. Nie odebrała. I tak dziesięć razy.
Ja: Napisz jej chociaż gdzie jest hotel.
JK: Już.- zajrzałem w jego telefon.
Do Łucja
Mała, gdzie jesteś?
Łucja
Odpisz, skarbie
Ja: Nie pisz tak do niej.
JK: To moja siostra.
Do Łucja
Chociaż odpisz kropkę
Daj oznakę życia
Od Łucja
Oj, odwalcie się ode mnie
Do Łucja
Idź do hotelu mała
Adres: *******************
Ja: Jak tam jej nie będzie, to osobiście Cię uduszę, Jimin.
JK: Hyung, ogarnij się.
L: Przepraszam, Pański przyjaciel się obudził.- weszliśmy do sali.
V: Jak się czujesz?
RM: Jest okej. Co się stało?
JH: Kawę przedawkowałeś.
JK: I jak wysiadaliśmy z samolotu to zemdlałeś.
RM: Boże święty, przepraszam. Nie chciałem. Aaaa... Gdzie jest Łucja?
V: Yyyy... w hotelu.
Ja: Co wyście się do niej tak przyczepili?!
RM: Sorry.
L: Przepraszam, Panie Namjoon. Zaraz dostanie Pan wypis. To nic poważnego, ale prosze przez jakiś czas nie pić nic z kofeiną.
RM: Dobrze. Dziękuje.- lekarz wyszedł. Poczekaliśmy pół godziny i przy okazji Jeon opowiedział wszystko Namjoonowi. W końcu chłopak dostał wypis i wyszliśmy z tego więzienia.
CZYTASZ
Porwana || BTS
FanfictionŁucja jest ogromną fanką zespołu BTS. Na jednym z fanmeetingów zostaje porwana przez swoich idoli.