Idę już od około czterdziestu czterech godzin. Nie chcę mi się jechać na stopa, bo wiem, że to niebezpieczne, a chłopacy by mi nawet nie pozwolili. Byłam głodna, spragniona i zmęczona. Nie chciałam spać na ławce, jak jakiś bezdomny. Ne to, że się wyśmiewam, ale po prostu nie chcę. Nogi mnie strasznie bolały, ale bardzo chciałam jak najszybciej być w domu. Co jakiś czas pytałam którędy mam iść do Seulu. Szłam tak już z kolejne cztery godziny. Byłam już wycieńczona. Dwa dni i dwie nocki. Zaczęło się rozjaśniać i zaczynał się kolejny dzień. To było jedyną rzeczą, która mi się podobała i dawała mi motywację do dotarcia do miejsca. Jedynym plusem było to, że w dzień chciało mi się mniej spać. W końcu znalazłam jakieś źródełko. Miałam w... nosie innych ludzi. Myślałam już irracjonalnie. Podeszłam do rzeczki i zaczęłam z niej pić. Te całe drogi po autostradzie, wdychanie spalin aut... miałam tego dość. Wreszcie poczułam wilgoć w ustach. Jedyne co mi teraz brakowało to chłopaków, snu i jedzenia. Ale przede wszystkim chłopaków. Znów wróciłam na autostradę i choć nogi mi się uginały, wiedziałam, że muszę dać radę. Czekali na mnie bracia, przyjaciele, dzieci, psy i... narzeczony. Ktoś mnie zaczepił z auta.
?: Przepraszam, zgubiła się Pani?- to była jakaś kobieta. Była około trzy razy starsza ode mnie. Jak nie więcej.
Ja: Nie, znam drogę. Dziękuję.
?: A gdzie zmierzasz?
Ja: Do Seulu.- po co ja z nią rozmawiam, przypomnijcie mi?
?: Na pieszo?
Ja: Tak, chciałam się przejść.
?: Marnie wyglądasz kochana, chcesz się gdzieś przespać, coś zjeść, napić się?
Ja: Nie, dziękuję, przepraszam, muszę już iść. Chłopak na mnie czeka.
?: Podwieźć Cię?- wychylił się jakiś mężczyzna, pewnie jej mąż.
Ja: Nie, dziękuję.- widziałam alkohol w ręce kobiety i papierosy pod ręką kierowcy. W końcu zaczęli na nich trąbić, więc musieli odjechać.
Szłam dalej przed siebie przez około dziesięć godzin. Miałam piasek w oczach, a moje powieki były niewyobrażalni ciężkie. Na pobudkę trochę pobiegłam, więc przeszłam o połowę więcej. Nie wiem jak mi się to udało, ale jakoś nie zemdlałam. Zaczynałam dostrzegać znaki pokazujące drogę do Seulu. Zdziwiło mnie to, że to już tak blisko, 50 kilometrów, a powinny być wcześniej, choć może po prostu ich nie zauważyłam. Po kolejnych pięciu godzinach zaczynałam zauważać zostało mi 20 kilometrów... potem jeszcze tylko znaleźć chłopaków. O czas też pytałam się innych. Po około dwóch i pół godziny wróciłam do domu. Szłam dwa i pół dnia... Mogę powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Usiadłam na ławce, bo chciałam chwilę chociaż odpocząć. Przy okazji myślałam gdzie najpierw pójść. Do szpitala, czy do domu. Obliczyłam gdzie miałam bliżej. DOM. Przepraszam, Yoonie. Wstałam i na resztkach sił poszłam do domu. Kiedy weszłam wszyscy siedzieli w salonie. Prawie wszyscy, czwórka. Zauważyli mnie, choć ja ledwo co widziałam. I słyszałam.
JK: ŁUCJA!- przytulił mnie, a ja zawiesiłam się na nim. Nie dałam rady, momentalnie zasnęłam w jego ramionach.
Obudził mnie Taehyung.
V: Kochanie, wstań na chwilkę, dobrze? Zaraz dalej pójdziesz spać.
Ja: C-co się dzieje?- zobaczyłam termometr w jego dłoni.
V: Masz ciepłe czoło, chcę coś zobaczyć.- wsadził mi termometr pod pachę i objął mnie od boku, pozwalając się o niego oprzeć. Zaciągnęłam się, że tak powiem, jego zapachem. Tak bardzo tęskniłam. W końcu skończyłam.
V: Masz gorączkę, zaraz przyniosę leki, a później się położysz. Jutro wraca Yoongi. Kocham Cię.- pocałował mnie w czoło. I tak długo nie pamiętałam co mówił. Zapomniałam.
CZYTASZ
Porwana || BTS
FanfictionŁucja jest ogromną fanką zespołu BTS. Na jednym z fanmeetingów zostaje porwana przez swoich idoli.