Krzyczałam na całe gardło, ale było to na nic, bo ręka przygłuszała wszelkie odgłosy. Wyrywanie się też nic nie dawało, bo mężczyzna był dużo silniejszy. Prowadził mnie korytarzami, przy których nie było żadnych ludzi. Nie wiem jakim cudem to mu się udało. Wyprowadził mnie ze szpitala. Otworzył drzwi bagażnika od zaparkowanego centralnie przed drzwiami samochodu dostawczego. Wprowadził mnie tam i popchnął na ścianę z całej siły. Zamknął drzwi i wiązał mi ręce i nogi. Przybrałam jedną taktykę.
Ja: Gdzie jedziemy?- starałam się brzmieć spokojnie.
?: Nie Twój interes, gówniaro.
Ja: Ej, ale ja Ci nic nie zrobiłam, żeby mnie przezywać. A tak poza tym... Jak się nazywasz?
?: Nie gadaj, bo Ci język utnę.
Ja: Najpierw musiałbyś otworzyć moją buzię, a... wątpię, żebym dała. A czy to nie tak, że dziewczyn się nie bije?
?: Stul pysk, dziwko.- podszedł do okna do kabiny kierowcy.- Możemy jechać.
Ja: Wiesz... W sumie dobrze, że mnie porwałeś. Sprawiałam tylko kłopot chłopakowi i... bratom, przyjacioł...
?: Skończ!- jestem na dobrej drodze.
Ja: A to powiesz jak się nazywasz?
?: Taemin. (aut.- I'm sorry!)
Ja: No, to chłopie. Gdzie jedziemy?- przyłożył mi czymś w głowę i straciłam przytomność.
Ocknęłam się z zaklejoną buzią w jakimś polu. Byłam sama. Zaczęłam się szarpać, ale nie udało mi się rozwiązać. Zauważyłam, że miałam rozcięty wierzch dłoni. Wkrótce znalazłam kawałek szkła. Usiadłam tyłem do niego i chwyciłam go w ręce. Zaczęłam szarpać sznur. Po pięciu minutach poczułam rozluźnienie na nadgarstkach, więc spróbowałam rozdzielić ręce, co mi się udało. Odkleiłam taśmę zbrojną z twarzy i oswobodziłam skrępowane nogi. Zaczęłam rozglądać się po okolicy. Było to jakieś puste pole jakiegoś zboża, a ja stałam po środku jakiejś ścieżki. Ruszyłam w jedną ze stron, w końcu musiałam gdzieś dotrzeć. Szłam już około trzy godziny, szłam przez las. Zaczynało się ściemniać. W oddali usłyszałam grzmoty i zobaczyłam błyski. Niedługo potem zaczęło padać. Przypomniało mi się, że nie mam telefon. Wyciągnęłam go.
Ja: Szlag! Nie ma zasięgu!- wtedy podbiegł do mnie chłopiec.
?: Cześć, coś się stało?
Ja: Wiesz, gdzie jest jakieś miasto, czy coś?
?: Tak, jeszcze dwadzieścia minut spacerkiem w tamtą stronę.
Ja: Dziękuję. Jaka ulga.
?: Zapomniałem jak to jest coś czuć.
Ja: Dlaczego?
?: Też bym coś czuł, gdybym żył...- okej, zesrałam się. Zaczęłam biec najszybciej jak mogłam. Po około dziesięciu minutach zobaczyłam światła uliczne. Ciągle w głowie siedziały mi słowa chłopca. Może żartował?
Zeszłam po zboczu góry i udałam się do pierwszego lepszego schronienia. Poznałam styl ulicy... Japonia. Że im się chciało. Bardzo cieszyłam się, że ostatnio Kookie uczył mnie japońskiego, a przynajmniej tego, co umiał. Jednak nie wystarczyło mi to, więc musiałam rozmawiać po angielsku. Jakoś uszło. Dowiedziałam się, że to nie jest Japonia, tylko ulica w stylu japońskim, a ja jestem w Korei. To mnie delikatnie uspokoiło. (aut.- nie wiem, czy jest takie pole wielkie w Korei, ale jak nie, to przepraszam.) Nie dowiedziałam się jednak, jakie to jest miasto. Chciałam zadzwonić do Taesia, ale rozładował mi się telefon. Nie, no zajefajnie. Nie mam kasy, bo torebkę z portfelem zostawiłam u Sugi. Przemoczona przeczekałam burzę w sklepie, jednak około jedenastej go zamknęli. Zaczęłam dopytywać się, w którą stronę jest do Seulu. No, to do zobaczenia za tydzień... Jak ja to przeżyję, to nie wiem.
CZYTASZ
Porwana || BTS
FanfictionŁucja jest ogromną fanką zespołu BTS. Na jednym z fanmeetingów zostaje porwana przez swoich idoli.