SUGA
Łucja poszła na górę, a ja poszedłem pogadać z Kaiem.
Ja: Tylko wiesz, ona się wstydzi.
K: Widzę. Urocza.
Ja: Ej!- szturchnąłem go, ale ostatecznie się uśmiechnąłem.- Wiem przecież. Ale...
K: Tak, wiem. Jest Twoja.
Ja: No. I tak ma zostać.
Ł: Yoongi!
Ja: Tu jestem, skarbie!- przyszła do nas z dziećmi na rękach.
Ja: Dasz jedno Kaiowi? Wiesz, musi się nauczyć.
Ł: Tak.- dała mu, a ja wziąłem drugie. Dziewczyna była przybita.
Ja: Ej.- przytuliłem ją.- Będzie dobrze.
Ł: Ja jeszcze pójdę na spacer z Tae i psami.
Ja: Okej, to idź.- pocałowałem ją w głowę i wyszła.
K: Dobra, jakieś sprawy organizacyjne?
Ja: Tak.
K: To dawaj.
Ja: Staraj się nie chorować, bo wtedy jest nadopiekuńcza i się stresuje. Pomóż jej czasem przy dzieciach, nawet jak nie chce. Będę do Ciebie dzwonił jak coś się stanie I proszę Cię, wspieraj ją, bo będzie jej ciężko. To widać i... martwię się o nią.
K: Oczywiście, a za ile wrócicie?
Ja: Przewidujemy około dwa tygodnie, ale nie wiem jak się sprawy potoczą. Aha, i ŻADNEGO kontaktu z Baehyunem. Boi się go.
K: Dobra, idziemy zapakować rzeczy?
Ja: Chodź. Młody!
JK: Co?!
Ja: Pomożesz!
JK: Nie chce mi się!
Ja: To nie było pytanie! Już!- usłyszałem kroki najmłodszego, a potem śmiech Jimina.- Ty też!
JM: Ale...
Ja: Bez dyskusji!- zapakowaliśmy walizki z wózkami i łóżeczkami. Że to się tam zmieściło. Zapięliśmy jeszcze dzieci w fotelikach, które zamontowaliśmy. Jeszcze się z nią nie pożegnałem, a już płakałem. Z resztą jak cała reszta, oprócz Kaia, rzecz jasna.
K: Hyung, dasz radę.
Ja: Nie.- pociągnąłem nosem, a na mnie rzucił się Jungkook.- No już, już. Będzie dobrze.- i wtedy to, co zobaczyłem już bolało. Wracała z Taehyungiem. Ostatni raz na jakiś czas widzę jej uśmiech.
Ł: Oppa!- podbiegła do mnie i przytuliła mnie.- Nie płacz, proszę.
JK: Łucja.- rozłożył ręce, a ona w nie wpadła. Też miała już zaszklone oczy.
Ł: J-ja... Już mam jechać?
Ja: Tak, tak będzie najlepiej.- przytuliłem ją.- Pamiętaj, kocham Cię, Jagya.
Ł: Ja Ciebie też, Oppa.
ŁUCJA
Pożegnałam się ze wszystkim i wsiadłam do auta Kaia, gdzie wszystko było już przygotowane.
Ja: Abra, Yeontan!- zwierzaki wskoczyły i odjechaliśmy. Przycisnęłam rękę do szyby, a łzy leciały mi jak z wodospadu. Chłopak to zauważył i próbował mnie pocieszyć.
K: Niedługo ich zobaczyć. A u mnie będziesz czuła się jak w domu.
Ja: A proszę Pana?
K: Mów mi po imieniu.
Ja: Dobrze, a czy... Nie będę robiła problemu?
K: Absolutnie.
Ja: A będę mogła do nich dzwonić?
K: Bardzo mi przykro, ale nie. To dla Twojego dobra i bezpieczeństwa.
Ja: Rozumiem.- jechaliśmy jeszcze... Nie wiem ile, bo zasnęłam, ale Kai obudził mnie na miejscu. Mieszkał w domu o połowę mniejszym od drom... Nie myśl o tym. Ale dom dalej był duży.
K: Rozgość się i czuj jak u siebie.
Ja: Dziękuję.
K: Tylko pójdę jeszcze po rzeczy.
Ja: Ja pomogę.
K: Nie trz...
Ja: Proszę.- spojrzałam na niego, a on westchnął.
K: Dobrze.- wyszliśmy i wzięliśmy łóżeczka i walizki. Uznaliśmy, że wózki na razie nie będą potrzebne. Położyłam maluchy i usiadłam obok Kaia.
K: Chcesz coś do picia?
Ja: Dziękuję.
K: A coś zjeść?
Ja: Nie, dziękuję.
K: A ja myślę, że czas kolacji. Pójdę coś zrobić.- stwierdził włączając telewizor i podając mi pilot.- Włącz sobie coś.- poszedł, a ja włączyłam ostatni koncert chłopaków. Po dwudziestu minutach Kai wrócił do pokoju
K: Wyłącz to. Nie przypominaj sobie o nich, kochanie, bo będzie Ci smutno. Nie jesteś tu po to.- przytulił mnie podając mi jedzenie.- A jestem pewien, że chłopacy nie chcieli by, żebyś była smutna.
Ja: Przepraszam, już wyłączam.- zrobiłam to i oddałam mu pilota, a wtedy zadzwonił do niego telefon.
CZYTASZ
Porwana || BTS
FanfictionŁucja jest ogromną fanką zespołu BTS. Na jednym z fanmeetingów zostaje porwana przez swoich idoli.