86.

404 17 0
                                    

SUGA

Łucja poszła na górę, a ja poszedłem pogadać z Kaiem.

Ja: Tylko wiesz, ona się wstydzi.

K: Widzę. Urocza.

Ja: Ej!- szturchnąłem go, ale ostatecznie się uśmiechnąłem.- Wiem przecież. Ale...

K: Tak, wiem. Jest Twoja.

Ja: No. I tak ma zostać.

Ł: Yoongi!

Ja: Tu jestem, skarbie!- przyszła do nas z dziećmi na rękach.

Ja: Dasz jedno Kaiowi? Wiesz, musi się nauczyć.

Ł: Tak.- dała mu, a ja wziąłem drugie. Dziewczyna była przybita.

Ja: Ej.- przytuliłem ją.- Będzie dobrze.

Ł: Ja jeszcze pójdę na spacer z Tae i psami.

Ja: Okej, to idź.- pocałowałem ją w głowę i wyszła.

K: Dobra, jakieś sprawy organizacyjne?

Ja: Tak.

K: To dawaj.

Ja: Staraj się nie chorować, bo wtedy jest nadopiekuńcza i się stresuje. Pomóż jej czasem przy dzieciach, nawet jak nie chce. Będę do Ciebie dzwonił jak coś się stanie I proszę Cię, wspieraj ją, bo będzie jej ciężko. To widać i... martwię się o nią.

K: Oczywiście, a za ile wrócicie?

Ja: Przewidujemy około dwa tygodnie, ale nie wiem jak się sprawy potoczą. Aha, i ŻADNEGO kontaktu z Baehyunem. Boi się go.

K: Dobra, idziemy zapakować rzeczy?

Ja: Chodź. Młody!

JK: Co?!

Ja: Pomożesz!

JK: Nie chce mi się!

Ja: To nie było pytanie! Już!- usłyszałem kroki najmłodszego, a potem śmiech Jimina.- Ty też!

JM: Ale...

Ja: Bez dyskusji!- zapakowaliśmy walizki z wózkami i łóżeczkami. Że to się tam zmieściło. Zapięliśmy jeszcze dzieci w fotelikach, które zamontowaliśmy. Jeszcze się z nią nie pożegnałem, a już płakałem. Z resztą jak cała reszta, oprócz Kaia, rzecz jasna.

K: Hyung, dasz radę.

Ja: Nie.- pociągnąłem nosem, a na mnie rzucił się Jungkook.- No już, już. Będzie dobrze.- i wtedy to, co zobaczyłem już bolało. Wracała z Taehyungiem. Ostatni raz na jakiś czas widzę jej uśmiech.

Ł: Oppa!- podbiegła do mnie i przytuliła mnie.- Nie płacz, proszę.

JK: Łucja.- rozłożył ręce, a ona w nie wpadła. Też miała już zaszklone oczy.

Ł: J-ja... Już mam jechać?

Ja: Tak, tak będzie najlepiej.- przytuliłem ją.- Pamiętaj, kocham Cię, Jagya.

Ł: Ja Ciebie też, Oppa.

ŁUCJA

Pożegnałam się ze wszystkim i wsiadłam do auta Kaia, gdzie wszystko było już przygotowane.

Ja: Abra, Yeontan!- zwierzaki wskoczyły i odjechaliśmy. Przycisnęłam rękę do szyby, a łzy leciały mi jak z wodospadu. Chłopak to zauważył i próbował mnie pocieszyć.

K: Niedługo ich zobaczyć. A u mnie będziesz czuła się jak w domu.

Ja: A proszę Pana?

K: Mów mi po imieniu.

Ja: Dobrze, a czy... Nie będę robiła problemu?

K: Absolutnie.

Ja: A będę mogła do nich dzwonić?

K: Bardzo mi przykro, ale nie. To dla Twojego dobra i bezpieczeństwa.

Ja: Rozumiem.- jechaliśmy jeszcze... Nie wiem ile, bo zasnęłam, ale Kai obudził mnie na miejscu. Mieszkał w domu o połowę mniejszym od drom... Nie myśl o tym. Ale dom dalej był duży.

K: Rozgość się i czuj jak u siebie.

Ja: Dziękuję.

K: Tylko pójdę jeszcze po rzeczy.

Ja: Ja pomogę.

K: Nie trz...

Ja: Proszę.- spojrzałam na niego, a on westchnął.

K: Dobrze.- wyszliśmy i wzięliśmy łóżeczka i walizki. Uznaliśmy, że wózki na razie nie będą potrzebne. Położyłam maluchy i usiadłam obok Kaia.

K: Chcesz coś do picia?

Ja: Dziękuję.

K: A coś zjeść?

Ja: Nie, dziękuję.

K: A ja myślę, że czas kolacji. Pójdę coś zrobić.- stwierdził włączając telewizor i podając mi pilot.- Włącz sobie coś.- poszedł, a ja włączyłam ostatni koncert chłopaków. Po dwudziestu minutach Kai wrócił do pokoju

K: Wyłącz to. Nie przypominaj sobie o nich, kochanie, bo będzie Ci smutno. Nie jesteś tu po to.- przytulił mnie podając mi jedzenie.- A jestem pewien, że chłopacy nie chcieli by, żebyś była smutna.

Ja: Przepraszam, już wyłączam.- zrobiłam to i oddałam mu pilota, a wtedy zadzwonił do niego telefon.



Porwana || BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz