Nessa obrzuciła swoją towarzyszkę zaskoczonym spojrzeniem, podszytym nawet pewną dozą współczucia. Miała jej jako matce wiele do zarzucenia, włącznie z rozbijaniem cudzych rodzin, no ale taka sytuacja?
Była żona i matka dzieci tego jakiegoś Alexa Cole'a tutaj? Czekająca na nie?
Może jednak powinny od razu zawrócić na lotnisko? Gdyby natychmiast zaczęła podskakiwać i wrzeszczeć, może jeszcze udałoby jej się zwrócić na siebie uwagę odjeżdżającego właśnie spod rezydencji taksówkarza.
Już prawie nabrała w płuca oddechu, żeby zacząć to robić (i to by było na tyle jeśli chodzi o jej wymarzoną pozę Ice Queen), gdy z zaskoczeniem zauważyła, że Yolanda stale się uśmiecha.
– Mamo, słyszałaś go? – Postanowiła się upewnić. – Najwyraźniej twój nowy ukochany ma towarzystwo. I wciąż żywe zobowiązania rodzinne.
– Co? A tak – mruknęła pisarka nieuważnie, robiąc pierwszy krok brukowanym jakimś czarnym (no oczywiście!) kamieniem podjazdem.
– Mamo? Ale była żona Alexa, matka jego dzieci, włącznie z tym dupkiem, co właśnie odjechał, strasznie się tu ciągle rządzą... Nie widzisz tego?!
– Nie nazywaj go tak, to nie dupek, to River – automatycznie poprawiła ją wyraźnie zaaferowana rodzicielka, na co dzień bardziej wymagająca w kwestiach dobrego wychowania jedynaczki, ale dziś najwyraźniej mająca ważniejsze rzeczy na głowie.
Nessa tylko prychnęła, zaciskając uchwyt na rączce od transportera. Lola solidarnie odpowiedziała jej bardzo podobnym dźwiękiem. Na szczęście psy chwilowo przynajmniej wyniosły się z Czarnego Zamczyska, chociaż tyle dobrego...
– Szkoda, że akurat gdzieś sobie pojechał, mogłabym was sobie przedstawić. No ale mówiłam ci, że on jest trochę dziwny. I chyba za mną nie przepada? – Zrobiła nieoczekiwane odkrycie Ms. Howard, wyglądając przy tym na autentycznie zaskoczoną.
– Jakoś mu się w sumie nie dziwię... – mruknęła jej córka pod nosem, ruszając w ślad za matką ku wyposażonemu w kilka schodków upiornemu gankowi, prowadzącemu do szerokich i stylowo skrzypiących odrzwi.
W środku było niemal równie ciemno i przestronnie jak kiedy się spojrzało na ponurą elewację domiszcza Cole'ów. Poza tym kosztownie, bardzo kosztownie. Całe to lśniące nawet w półmroku, wypolerowane przez dwieście lat użytkowania drewno, stare dywany i złocone ramy jakichś pociemniałych obrazów.
O dziwo, w sumie nawet przyjemnie tu pachniało. Jakąś taką niepowtarzalną mieszanką zapachu starych desek, wosku, intensywnej woni suszonych ziół, dobrego tytoniu oraz... truskawkowej gumy do żucia.
Yolanda przemierzyła rozległy hall, sprawnie odszukała właściwą szafę ścienną i zaczęła się od razu rozbierać po podróży, ale Nessa, wciąż przytulając do brzucha transporter z Lolą rozejrzała się dookoła i z zaskoczeniem ujrzała siedzącą ramię w ramię na ciemnych (no oczywiście), prowadzących łagodnymi zakosami gdzieś w mroczne czeluście pierwszego piętra (albo i pozostałych) schodach, dość oryginalną parkę około dziesięcioletnich dzieci.
CZYTASZ
Ice Breaking ✔️
Romantik"- Co to znaczy, że 'gdzie i kiedy zechcesz'? - zdenerwowała się Nessa, ale River tylko uśmiechnął się wrednie i zapytał: - Którego słowa nie zrozumiałaś, skarbie? - Dupek! - Owszem. To jak, całujesz i zostajesz? Czy nie całujesz i wychodzisz?" UWA...