Rozdział dedykowany die hard fan Missudi, z podziękowaniem za wspólną zabawę przy czytaniu i komentowaniu oraz za przepiękną listę pt. "TOP – polecajka dla wydawnictw", z okazji 150k odsłon dla A Game of Hearts. Trafiły już do niej AGOH i AGOS, wierzę że i dla AGOL znajdzie się miejsce. Owa polecajka jest tym cenniejsza, że Ona sama świetnie pisze i naprawdę warto do Niej zajrzeć, polecam!
Łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
Nawet jeśli miała szansę naprawdę złapać dwie godzinki snu, kiedy familia Cole'ów (plus totalnie bezbożna Yolanda, twardo jednak nie odstępująca boku swojej nowej wielkiej miłości w osobie Alex) opuściła dom w celu wspólnego świętowania Dnia Pańskiego, to zagrywka Rivera zupełnie wybiła dziewczynę z nadziei na sen.
Wręcz postawiła ją w alercie.
W dodatku, zamiast na serio zastanowić się, co ten narcystyczny Adonis dla niej zaplanował, jaką pułapkę, ona oczywiście wolała odciąć się od tematu i wspominać w myślach kuriozalną scenę, której była świadkiem, kiedy przyszło do wychodzenia tubylców do kościoła.
Otóż młode wampiry po śniadaniu faktycznie zainstalowały sobie wampirze zęby oraz zupełnie ma serio odmówiły rozstania się z pelerynkami. I za nic nie dawały sobie przemówić do zakutych, perwersyjnych łebków, że w Domu Bożym to nie przystało.
Z drugiej strony, może wcale nie było to takie śmieszne, jak się temu uważniej przyjrzeć. Nawet Nessa dość jasno kojarzyła, że te dwa zjawiska, a mianowicie dowolny kościół chrześcijański oraz wampiry, całkowicie się wykluczały.
Cóż, kiedy Nelly i Bobby byli odmiennego zdania, a ich biedna matka niestety słabo potrafiła okiełznać halloweenowy (również mało chrześcijański) entuzjazm swoich, ekhem, pociech.
Skończyło się na tym, że Alex udało się wynegocjować z nimi jedynie założenie na pelerynki skafandrów, czarnych oczywiście. Młodzi Drakule planowali bowiem pierwotnie odwrotną kolejność: najpierw skafanderki, a potem charakterystyczne, czerwono-czarne wampirze kapy, sięgające im kostek.
Cóż, po prawdzie wówczas bębny prezentowałyby się chyba mniej idiotycznie. Bo mając narzucone puchate kurtki na długie do ziemi peleryny, wyglądały teraz jak jakieś czarne grzyby atomowe, nic dodać, nic ująć.
Albo jeszcze lepiej, jak rozdęci w okolicy kadłuba wyznawcy ponurego satanistycznego obrządku, wybierający się służyć do polowej czarnej mszy nieświętej.
Tacy z kłami na wierzchu.
Ale rudowłosa to przemilczała, nie zamierzała bowiem dokładać ich znękanej matce zmartwień. Dość już była przegrana. W dodatku tak naprawdę to nie była jej sprawa, ona bowiem miała dużo większe zmartwienie na głowie niż niedostatki w wychowaniu religijnym małych Antychrystów.
A mianowicie, jak powinna rozegrać sytuację z Riverem? On naprawdę zaczął się dzisiaj dziwnie od rana zachowywać!
Nawet w nocy, choć wściekła na niego za użycie jej do jakiejś swojej perwersyjnej power game*, przynajmniej wciąż miała pewne toksyczne, ale poczucie bezpieczeństwa.
Dupek zachowywał się jak dupek, czyli wszystko grało.
Teraz jednak totalnie zdziwaczał i aż zaczynało jej od myślenia o nagłej zmianie frontu, którą jej zaserwował, trzeszczeć w obolałej i niewyspanej głowie. Lekko spanikowana, usiłowała sobie chociaż przypomnieć, o co dokładnie się założyli?
No tak, ona z nim, że on się w niej zakocha, nie dalej jak do wakacji. On z nią, że to ona zakocha się w nim i pozwoli mu się przelecieć.
Że będzie go o to BŁAGAĆ.
CZYTASZ
Ice Breaking ✔️
Storie d'amore"- Co to znaczy, że 'gdzie i kiedy zechcesz'? - zdenerwowała się Nessa, ale River tylko uśmiechnął się wrednie i zapytał: - Którego słowa nie zrozumiałaś, skarbie? - Dupek! - Owszem. To jak, całujesz i zostajesz? Czy nie całujesz i wychodzisz?" UWA...