🔥🔥🔥
Louis został na noc, ale Harry mimo poważnej rozmowy, którą przeprowadzili, nie miał zamiaru nie trzymać go na dystans, chociaż jeszcze kilka dni temu pewnie dążyłby do tego, żeby spędzili tutaj przyjemne chwile. Teraz jednak sytuacja się zmieniła, a najbardziej irytowało go w tym wszystkim to, że kiedy zapytał, dlaczego Louis i jego ojciec tak się nienawidzą, szatyn odpowiedział mu, że kiedyś mu o tym wszystkim opowie, jednak teraz nie powinni poruszać tego tematu. I dobra, niby Harry się na to zgodził, ale to nadal nie dawało mu spokoju.
Pegaz został na noc na dworze, a Louis i Harry mieli dla siebie cały domek, w którym było tylko jedno niewielkie łóżko i właśnie z tego powodu Louis miał przed sobą nockę na fotelu, a rano obudził się pierwszy cały obolały, przygotował szybkie śniadanie, nakarmił pegaza i cierpliwie czekał, aż Harry do niego dołączy.
Brunet obudził się szybciej, niż Louis się tego spodziewał, zjadł śniadanie, nie odzywając się praktycznie słowem, a kiedy skończył, zapytał o to, o czym wczoraj wspomniał mu szatyn, a co bardzo go ciekawiło, bo nikomu wcześniej się to nie udało, więc zastanawiał się, czy Louis ma jakieś specjalne moce, czy raczej przesadnie wierzy w swoje możliwości. Zakładał to drugie.
– Mówiłeś wczoraj, że możesz mi pomóc zapanować nad moją mocą. Niby jak?
Louis spojrzał na niego i milczał przez chwilę, ale chyba nie miał co za wiele zastanawiać się nad tym pytaniem.
– Według mnie robisz to trochę na opak, chcesz coś zrobić, ale najpierw musisz zrozumieć, że to jest częścią ciebie.
– To znaczy? – zapytał Harry, lekko zainteresowany.
– Chcesz wyczarować ogień, ale robisz to tak, jakby nie był częścią ciebie, a przecież masz go w sobie, wystarczy, że to poczujesz – odpowiedział szatyn.
– Mam poczuć, że jestem ogniem? – dopytał Harry, na co Louis od razu pokiwał głową.
– Właśnie tak. Masz go w sobie, bo twój ojciec go miał, po matce odziedziczyłeś magię i jeśli to też poczujesz, zrobisz z nią, co tylko zechcesz.
Harry przygryzł wargę, zastanawiając się nad tym wszystkim. Wizja Louisa brzmiała trochę zbyt kolorowo, a przecież latami nikt niczego go nie nauczył, a jeśli sam zaczynał eksperymentować, kończyło się to najczęściej poważnymi uszkodzeniami wszystkiego wokół, włącznie z nim.
– Wiesz, nie wydaje mi się, żeby to miało zadziałać, ojciec już próbował mnie czegoś nauczyć, Freja również – odpowiedział po chwili.
– Zawsze możesz spróbować i wtedy przekonamy się, czy moja taktyka też jest beznadziejna.
Młodszy wzruszył ramionami. Właściwie czemu nie?
– Dobrze, spróbuję, ale nie spodziewam się żadnych efektów – powiedział.
– W takim razie chodźmy – odezwał się szatyn, wstając i wychodząc na łąkę, a Harry podążył za nim, odruchowo podchodząc do pegaza i głaszcząc go przez chwilę, po czym dołączył do stojącego w pewnej odległości Louisa.
– No i? – zapytał, a Louis zaśmiał się krótko.
– Usiądźmy – odpowiedział i usiadł po turecku w trawie, a Harry zrobił dokładnie to samo, siadając na wprost mężczyzny. – Teraz zamknij oczy – dodał, na co młodszy rzucił mu trochę podejrzliwe spojrzenie, ale po chwili zamknął oczy. – Nie myśl, nie zastanawiaj się nad tym, jak wyczarować ogień – mówił dalej szatyn, łapiąc chłopaka za ręce i układając je na jego kolanach spodem do góry. – Poczuj go. Poczuj, jak pojawia się najpierw w twoich myślach, a potem coraz bardziej wypełnia twoje ciało... Rozgrzewa cię od środka... Płynie w twoich żyłach wprost do palców... Poczuj jego ciepło na swoich dłoniach...
Harry starał się podążać za głosem szatyna i faktycznie z każdą sekundą czuł, jakby ogień powoli obejmował jego ciało. Nie wiedział, czy to sprawka słów Louisa, czy słońca padającego prosto na jego twarz, a może czegoś innego, ale naprawdę miał wrażenie, że robi mu się coraz cieplej. Jakby faktycznie był ogniem, o którym mówił Louis.
– Niech obejmie każdy najmniejszy skrawek twojego ciała, pozwól mu na to – mówił dalej szatyn, obserwując, jak sylwka Harry'ego powoli staje się coraz jaśniejsza. – Niech rozpali się na twoich dłoniach... Poczuj, jak zaczyna płonąć, jak łaskocze twoje palce... I powoli otwórz oczy – dodał po chwili i Harry zrobił to, po czym wciągnął głośno powietrze, a małe płomyki na jego dłoniach zgasły od razu.
– O cholera – odezwał się. – Czyli to działa?
Louis zaśmiał się od razu.
– Nie wiem, czy działa, czy chcesz, żeby działało, ale możemy spróbować jeszcze raz – odpowiedział, na co Harry rzucił mu pełne politowania spojrzenie.
– Nie drwij ze mnie – powiedział.
– Ani myślę – odezwał się szatyn, po czym znowu złapał Harry'ego za ręce. – A teraz zamknij oczy, spróbujemy jeszcze raz.
Młodszy wziął głębszy oddech, po czym przymknął powieki, starając się po raz kolejny skupić się na tym, jak ogień wypełnia całe jego ciało, tym razem jednak miał małą blokadę i liczył, że Louis jak najszybciej puści jego dłonie, bo jego myśli podążały przez to w trochę innym kierunku, którym były ich małe randki i subtelne pocałunki, co chętnie by powtórzył, jednak tym razem nie da się Louisowi tak łatwo zmanipulować i musiał grać niedostępnego, póki nie dowie się, o co chodzi w tym konflikcie między nim i jego ojcem.

CZYTASZ
Ávalt ἀγάπη
FanfictionWydawałoby się, że świat mitologicznych bogów i gigantów odszedł w zapomnienie, a przynajmniej dla ludzi, Harry jednak człowiekiem nie jest. Kolejny raz próbuje żyć wśród śmiertelników, kiedy jego odziedziczony po ojcu chaos doprawiony magią matki z...