Minął już ponad tydzień, odkąd wrócili na Ziemię i wysłali do Zeusa posłańca. Thor zgłosił się na ochotnika, twierdząc, że może dogadać się z kolegą po fachu, gromy i te sprawy, po czym wziął list i udał się na Olimp, nic jednak przez ten czas się nie wydarzyło. Dostarczył list, ale Zeus milczał. Z jednej strony było to komfortowe, bo Harry i Louis mogli w tym czasie szukać kogoś, kto im pomoże, jednak z drugiej strony woleliby już chyba wiedzieć, na czym stoją. Mieli nadzieję, że się dogadają, chociaż szatynowi coś się o uszy obiło, że Odyn kazał się przygotować Walkiriom, liczył jednak, że do niczego takiego nie dojdzie, a to tylko jakaś plotka, o której nawet nie wspominał młodszemu.
Dzisiaj jednak był piątek i miał zamiar zostawić Afrodytę samą, licząc, że nie spali mieszkania, ale coraz lepiej radziła sobie w tym świecie, i spędzić przyjemny wieczór z Harrym. Nie informował go o tym, ale kiedy tylko skończył pracę, poszedł po wino i kwiaty, po tym wrócił do mieszkania, wykąpał się, ubrał elegancko i wyperfumował, po czym lekko zestresowany pojechał do mieszkania młodszego. Naprawdę się stresował, kiedy stanął przed drzwiami, jakby był na jakiejś pierwszej randce, a przecież spotykali się już kilka miesięcy.
Harry automatycznie zerknął przez judasza, zanim otworzył i zmarszczył brwi, widząc po drugiej stronie bukiet lilii. Przekręcił zamek.
– Louis? – zapytał lekko zdezorientowany.
Szatyn zaśmiał się i wyciągnął bukiet w stronę młodszego.
– Dla ciebie – powiedział.
Czekał na ten efekt i tak, Harry pojaśniał od razu, po czym zarumienił się wściekle. Wziął kwiaty, odruchowo chowając w nich nos prawdopodobnie tylko po to, żeby trochę się ukryć, po czym wyjąkał jakieś podziękowanie i zniknął w kuchni.
– Z jakiej to okazji? – odezwał się po chwili i aż podskoczył, nie spodziewając się, że Louis pójdzie tam za nim.
– Bez okazji – odpowiedział szatyn. – Dawno nie randkowaliśmy, prawda?
Harry zarumienił się jeszcze bardziej i o mało nie potłukł wazonu, który wyleciał mu z rąk, a który Tomlinson zatrzymał mocnym podmuchem wiatru tuż nad podłogą.
Podszedł i wziął go, po czym odstawił na blat razem z winem. Nalał wody i włożył kwiaty, a następnie podszedł do Harry’ego, polizał kciuk i starł z jego nosa pyłek.
– Ubrudziłeś się – powiedział i Harry zdecydowanie czuł, że jego uszy zaraz zaczną płonąć.
Nie miał pojęcia, dlaczego Louis za każdym sprawiał, że serce o mało nie wyskakiwało mu z piersi.
Przez chwilę stali tak patrząc na siebie, aż w końcu szatyn złączył ich usta i pod Harrym momentalnie ugięły się kolana. Właściwie nawet nie wiedział, kiedy Louis posadził go na blacie, ale nie przeszkadzało mu to. Myślał jedynie o tym, żeby móc całować szatyna. Całować, całować, całować...
Albo lepiej – kochać się z nim.
Kochać, kochać, kochać, kochać, kochać.
Tym bardziej, kiedy Louis nie protestował, gdy zaczął rozpinać guziki jego koszuli.
Nie mieli ostatnio zbyt wiele czasu na takie rzeczy, była Afrodyta, do tego ta cala afera z Zeusem, zbyt wiele zwaliło im się na głowy, więc tym bardziej nie miał nic przeciwko, kiedy wreszcie mogli skraść kilka chwil dla siebie. Odruchowo sam przyciągnął biodra Louisa do swoich, przez co szatyn zaśmiał się cicho i zszedł pocałunkami na jego szyję, a Harry odchylił głowę, spotykając się po chwili z szafką, przez co jęknął od razu, wywołując tym samym kolejny śmiech Louisa.
– Kanapa? – zapytał. – Będzie bezpieczniej.
– Może później – odpowiedział zaraz Harry, rozmasowując przez chwilę bolące miejsce, po czym wplótł palce we włosy tamtego, przyciągając go do kolejnego pocałunku. Absolutnie nie miał zamiaru tego przerywać, bo to wszystko zmierzało w bardzo dobrym kierunku, a co jeśli przez tę chwilę zmienią zdanie?
I tak to zostawię 🤣

CZYTASZ
Ávalt ἀγάπη
FanfictionWydawałoby się, że świat mitologicznych bogów i gigantów odszedł w zapomnienie, a przynajmniej dla ludzi, Harry jednak człowiekiem nie jest. Kolejny raz próbuje żyć wśród śmiertelników, kiedy jego odziedziczony po ojcu chaos doprawiony magią matki z...