Hades

260 47 3
                                    

Jeden z głowy... Jak dobrze, że weekend







Harry był przerażony tym bardziej, im bardziej zagłębiał się w czeluście Erebu, czy jak to się tam nazywało. Wydawało mu się już, że szedł wieczność, jakby to miejsce nie miało końca, w końcu jednak dotarł do skrzyżowania i tak, jak mówiła Hekate, skręcił w prawo. Ta droga była na szczęście trochę krótsza, ale to, co zostało na końcu...

Właściwie sam nie wiedział, jak na to zareagować.

Wokół były skały, ale to nie one były najważniejsze, bo spodziewał się tutaj czekającego na niego z uśmiechem szatyna, który od razu weźmie go w ramiona i powie, jak bardzo cieszy się, że Harry po niego przyszedł, jednak nic takiego nie miało miejsca. Oczywiście zastał tu Louisa, jednak szatyn wyglądał na całkowicie nieprzytomnego.

Harry od razu podbiegł do niego, sprawdzając, czy w ogóle żyje, jednak cofnął się gwałtownie, kiedy dotarło do niego, że ten Louis wygląda zupełnie inaczej, niż ten, którego widywał na ziemi. Pierwszą i chyba najważniejszą różnicą było to, że ten Louis miał skrzydła. Ogromne półprzezroczyste skrzydła, które jednocześnie przerażały i fascynowały młodszego. Do tego jego ubrania były podarte chyba w każdym możliwym miejscu.

Podszedł w końcu bliżej, kiedy minął mu pierwszy szok i ukucnął obok.

– Louis – odezwał się cicho, dotykając lekko szatyna.

Ten drgnął od razu i podniósł wzrok.

– Harry? – zapytał zaskoczony. – Co ty tutaj robisz?

– Jak co? Przyszedłem cię uratować – odpowiedział młodszy, czując w duchu lekkie oburzenie, bo czy Louis pomyślał, że w ogóle się tutaj nie zjawi? To jeszcze go nie znał. – Reszta też przyszła – powiedział. – Niall, Liam i Zayn, ale tylko ja mogłem wejść tutaj.

– Nie powinieneś tu być – odpowiedział Louis. – Lepiej, żeby Zeus cię nie znalazł.

– Nie obchodzi mnie on i nie boję się go, a teraz wstawaj, zbieramy się stąd.

Szatyn uśmiechnął się lekko, chyba nie spodziewał się, że Harry przyjdzie ratować mu tyłek.

– Chętnie – odpowiedział – ale za bardzo nie mam jak.

Skinął głową w stronę swoich dłoni i dopiero teraz Harry zobaczył, że były owinięte łańcuchem i przyczepione do skalnej ściany. Skrzywił się odruchowo, ale zaraz po tym przypomniał sobie, że przy Louisie raczej powinien udawać trochę bardziej optymistycznego, chociaż ten łańcuch wcale nie wyglądał na łatwy do sforsowania.

– Poradzimy sobie z tym – stwierdził i utknął pochodnię między kamieniami, po czym ściągnął plecak i zaczął grzebać w nim, szukając czegoś, co może mu się przydać, jednak szybko stwierdził, że będzie musiał totalnie improwizować. Nie miał nic, co nadałoby się do uwolnienia szatyna, ale przecież musiał coś wymyślić, nie po to się tutaj fatygował.

– Proszę, proszę, kogo my tu mamy – usłyszał i o mało nie zszedł na zawał, ale odwrócił się, patrząc prosto w oczy Zeusa. – Jakim cudem w ogóle się tu dostałeś norwegu?

– Zostaw go – warknął Louis, spinając się od razu, gotowy w jakikolwiek sposób bronić Harry'ego.

– Nie jestem norwegiem – odpowiedział młodszy, wstając i prostując się dumnie. – Jestem pół grekiem, gdybyś nie wiedział, a teraz rozkazuję ci uwolnić Louisa.

Zeus zaśmiał się drwiąco.

– Rozkazujesz? – zapytał. – Ty chcesz mi rozkazywać?

– Tak – powiedział Harry, starając się, żeby głos czasami mu nie zadrżał. – Masz wypuścić mojego... Chłopaka – dokończył z lekkim wahaniem, ale chyba mógł tak powiedzieć.

Zeus ponownie zaśmiał się głośno, a jego szyderczy rechot rozniósł się echem po skałach, a potem, zamiast dalej negocjować z Harrym, jak ten się tego spodziewał, zrobił coś, co zupełnie zaskoczyło młodszego. To był odruch, kiedy Harry machnął ręką, sprawiając, że pędząca w jego stronę błyskawica rozbiła się o skałę. Właściwie sam nie podejrzewał się o coś takiego, więc zaskoczony wpatrzył się w swoje dłonie. Jego moce zawsze były do bani, a teraz...

Louis wpatrzył się w niego tak samo zaskoczony jak młodszy. Tego się nie spodziewał, ale od razu dostrzegł, jak Harry po pierwszym szoku skupia się całkowicie i był święcie przekonany, że zaraz zaatakuje Zeusa. W tej sytuacji musiał zrobić tylko jedno, musiał mu jakoś pomóc.

Ávalt ἀγάπηOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz