Hades

252 45 5
                                    

Zbliżamy się do końca powooooliiiiii............




Harry był przerażony, kiedy Zeus zaczął ciskać w niego piorunami jak oszalały. Nie miał pojęcia czemu po prostu nie pozwoli odejść jemu i szatynowi, ale mężczyzna, czy raczej bóg, wyglądał, jakby wpadł w szał i jedynym, co on mógł w tym momencie zrobić, było odparowywanie jego ataków. Nie miał pojęcia, jakim cudem sobie z tym radził, przecież on i magia nigdy nie szli w parze, jednak teraz chyba napędzał go strach, skoro jakoś mu się to udawało. Po prostu machał rękami, ciskając w Zeusa kulami ognia i zmieniając bieg piorunów, które leciały w jego stronę. Nigdy nie przypuszczałby, że będzie musiał stoczyć walkę z jakimś greckim bogiem, a tu okazało się, że musiał to zrobić i to bez żadnego wcześniejszego przygotowania. Miał jednak nadzieję, że już nigdy nie będzie w takiej sytuacji.

– Przestań w końcu i porozmawiaj ze mną – oznajmił, odpychając od siebie kolejny piorun i pozwalając mu roztrzaskać się o skalną ścianę.

Zeus zaśmiał się drwiąco. Tak właściwie chyba oboje całkowicie zapomnieli o Louisie, który szamotał się przez cały ten czas z łańcuchem, który krępował jego dłonie. Kiedy tak walczyli z Zeusem, Harry nie zauważał też, jakie spustoszenie już tutaj zrobili. Wokół było pełno odłamków poroztrzaskiwanych przez nich skał, a ogień tlił się chyba w każdym możliwym miejscu.

– Wystarczy! – usłyszeli nagle krzyk, który rozniósł się echem po skalnych ścianach, a podmuch wiatru przygwoździł Harry'ego do ziemi, sprawiając, że obdarł sobie dłonie i kolana.

Przez chwilę nie miał pojęcia, co się stało, jednak szybko dotarło do niego, że głos, który krzyczał, należał do Louisa, wiatr również był jego dziełem. Podmuch, który przetoczył się przez tę skalną jaskinię, zdmuchnął rozpalony przez niego i Zeusa ogień, a zaskoczenie na twarzy boga dało mu chwilę przewagi i Harry cisnął w niego kolejną kulę ognia. Tym razem jednak chyba trochę się przeliczył, bo ta ugodziła Zeusa tak mocno, że rzuciło nim na drugą stronę tej wielkiej jaskini, gdzie osunął się po skale, a z sufitu od razu posypały się na nich stalaktyty. Młodszy przez chwilę patrzył na to całkowicie zdezorientowany, żeby zaraz zerknąć z niedowierzaniem na swoje dłonie.

– Ooo – wyjąkał tylko, kiedy dotarło do niego, co się dzieje, jednak zanim zdążył zareagować, szatyn chwycił go w pasie i pociągnął tak, że wylądowali pod skalną ścianą, on skulony, a Louis osłaniający go własnym ciałem.

Odruchowo zamknął oczy przerażony tym wszystkim, co spowodował, ale on miał chyba jakiś dar do wysadzania wszystkiego, co popadnie. Skały waliły się wszędzie wokół i mógł jedynie modlić się, żeby nic im się nie stało.

Nie miał pojęcia, ile tak trwali, jednak w końcu wszystko ucichło i Harry ośmielił się otworzyć oczy, nie zobaczył jednak niczego, oprócz tumanu kurzu, który nie pozwalał dostrzec nic innego.

– Co tu się dzieje? – usłyszeli jakiś nieznany głos i szatyn spiął się od razu.

– Uciekamy stąd – oznajmił.

– A-ale... – zająknął się młodszy, jednak nie zdążył nawet wymyślić drugiej części zdania, kiedy Louis pociągnął go za rękę.

Podążył za nim, nie widząc zupełnie nic w ciągle unoszącej się chmurze pyłu i potykając się co chwilę o skały.

– Ale kto to? – zapytał po chwili, kiedy w końcu udało mu się wydusić jakieś zdanie.

– Ereb – odpowiedział krótko Louis, nie przestając ciągnąć go za sobą.

Harry starał się ze wszystkich sił nadążyć za nim, jednak nie zaszli daleko, kiedy Louis upadł na skały, dysząc ciężko.

– Lou? – odezwał się od razu młodszy, kucając obok niego. – Co ci jest?

– Nie mam sił – odpowiedział po chwili szatyn, a jego głos był naprawdę słaby, jakby jeszcze przed chwilą wykorzystał resztki energii na ratowanie Harry'ego. – Musisz stąd wyjść.

Młodszy zmarszczył brwi, nie wiedząc przez chwilę, o co chodzi.

– No dalej, uciekaj – ponaglił szatyn i wtedy wszystko w głowie Harry'ego wskoczyło na swoje miejsce.

– Nie ma mowy, że cię tu zostawię – oznajmił bojowym tonem, po czym pociągnął Louisa i zarzucił sobie jego rękę na ramię. Nie było łatwo go podnieść, bo szatyn był naprawdę słaby, ale to przecież po niego tutaj przyszedł i absolutnie nie miał zamiaru go zostawiać, a potem, kiedy już stąd wyjdzie, zabierze go do Åsgardu i będzie tam trzymał tak długo, aż szatyn nie wróci do zdrowia.

Ávalt ἀγάπηOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz