Już tak mało zostało...
− Zeus, jak miło cię widzieć − odezwał się Louis. − Już myślałem, że się nie zjawisz.
Harry uśmiechnął się lekko, słysząc ten sarkazm w głosie szatyna, ale nie dziwił mu się, Zeus wyrządził mu już wystarczająco dużo krzywd i to w tak krótkim czasie.
− Miałem taki zamiar − odpowiedział tamten. − I żałuję, że tego nie zrobiłem, bo widzę, że zebraliście sobie taką publiczność, że pewnie nie będę miał szans powiedzieć zbyt wiele o tym waszym... − zawahał się, szukając odpowiedniego słowa. − Tym czymś.
Harry zacisnął zęby, jednak Louis jakby go wyczuł, bo uspokajająco położył dłoń na jego boku i ścisnął lekko.
− Nie zapraszaliśmy ich, ale sprawiłeś, że zrobiło się z tego nie lada wydarzenie i każdy jest ciekawy, jak to się wreszcie zakończy, Zeusie − odpowiedział szatyn. − I wiesz, naprawdę wydaje mi się, że nie masz zbyt wielkiego pola manewru − dodał, uśmiechając się do niego bezczelnie.
Od razu zobaczył, że Zeus zaczął gotować się ze złości, jednak nie odpowiedział, więc Louis postanowił kontynuować.
− Myślę, że większość z tych, którzy tutaj przyszli uważa, że twoje zasady są lekko przestarzałe, ale trudno się dziwić, skoro nie wychylasz nosa poza Olimp.
Po sali przeszedł cichy pomruk, co jeszcze bardziej zirytowało Zeusa, ale Louis miał ochotę mu dopiec i nie miał zamiaru hamować się z tym, co mówił. Zresztą czuł się trochę bezpieczniej, bo przecież była tu prawie cała rodzina Harry'ego, a oni akurat nie pozwolą skrzywdzić tego chłopaka.
− Jeśli już przy tym jesteśmy − odezwał się Ozyrys i wszyscy spojrzeli na niego − w pełni zgadzam się z Notosem. Zgnuśniałeś, Zeusie, i najwyższy czas, żebyś przestawił się na obecne zasady panujące na świecie.
− Kim jesteś, żeby mówić mi, co mam robić? − zapytał od razu tamten i Harry odruchowo schował się za szatynem, czując nadciągającą kłótnię, jednak zapiszczał cicho, kiedy Ozyrys nagle zmienił swój wygląd. Już nie był wyrwanym z koncertu heavymetalowcem, jego skóra zzieleniała, a broda urosła w charakterystyczny szpic.
− Teraz poznajesz? − zapytał rozbawiony.
− Ozyrys − wycedził przez zęby Zeus.
− Tak − potwierdził tamten. − I wiesz co? Załatwmy to szybko. Daj im wreszcie spokój.
− Jeśli myślisz... − zaczął Zeus, jednak urwał, kiedy Agni wstał i tym razem wszyscy zwrócili wzrok na niego.
− Uważam dokładnie tak samo − odezwał się. − To już nie czas, żebyś wtrącał się w czyjeś miłostki, Zeusie. Zresztą już zapomniałeś, że sam skakałeś kiedyś z kwiatka na kwiatek?
Zeus nastroszył się jeszcze bardziej i chyba kwestią czasu było to, że zaraz wybuchnie. Ewidentnie nie podobało mu się, że wszyscy popierali Louisa i Harry'ego, i jeśli nie zapanuje nad sobą, to będą tutaj mieli istną burzę, a nawet gorzej, kiedy reszta ruszy do boju.
− Ja przynajmniej nigdy nie sypiałem z wrogiem − oznajmił.
Loki zaśmiał się od razu. Jakoś nie miał zamiaru przegapić okazji, żeby się wtrącić.
− Nie byłbym tego taki pewny − oznajmił. − Poza tym siedzisz na tej swojej górze i nawet nie widzisz, że to już nie pierwszy taki romans pod twoim nosem. Prawda, Hekate?
Harry wstrzymał oddech, kiedy zobaczył, że jego matka wstaje i podchodzi do niego i Louisa, a zaraz za nią Loki, który jednak zatrzymał się w pewnej odległości od szatyna. I nawet mimo to Harry poczuł, jak łzy napływają mu do oczu, kiedy jego rodzice wsparli go w tym momencie. Nieważne, że prawie całe swoje życie nie miał pojęcia o swojej matce, ona przez ten cały czas go kochała i kto wie, może nawet pomagała czasami, starając się pozostać niezauważoną.
− Zostaw naszego syna, Zeusie − powiedziała Hekate, kładąc dłoń na ramieniu bruneta i Harry już dłużej nie mógł się powstrzymać, wyszczerzył zęby.
− T-ty? − zająknął się Zeus, po czym rozejrzał się po zgromadzonych tutaj bogach.
− A więc, kto jest za tym, żeby Zeus wreszcie oprzytomniał? − zapytał Ozyrys, unosząc rękę.
Louis zaśmiał się cicho, przez chwilę czując się jak w jakimś przedszkolu, ale zaraz po tym poczuł się naprawdę wzruszony, kiedy Agni i Epona stanęli obok Lokiego i Hekate, a zaraz po nich Liam, Zayn i Niall, Odyn, Thor i jeszcze kilku innych bogów. Po nich zaczęli wstawać kolejni i on naprawdę miał ochotę krzyczeć i skakać z radości, zwłaszcza kiedy Zeus nabrał głęboko powietrza, starając się walczyć z furią, która go ogarniała. Nie odezwał się, po prostu wyszedł, przepychając się przez tłum, a zaraz po jego zniknięciu nad Londynem rozpętała się burza, jednak nikt nie zwracał na nią uwagi.
Szatyn przez dłuższą chwilę nie rozumiał, co się dzieje, ale w końcu odwrócił się do młodszego i ujął jego twarz w dłonie, po czym pocałował mocno. Chciał powiedzieć, że chyba im się udało, jednak po całej sali rozległo się głośne, zdziwione „ooch", przez co oderwał się od Harry'ego i rozejrzał zdezorientowany. Było ciemno, jakby w całym Londynie nagle wysiadły światła i znając Zeusa, pewnie wysiadły, bo za oknem naprawdę rozpętało się istne piekło.
CZYTASZ
Ávalt ἀγάπη
FanfictionWydawałoby się, że świat mitologicznych bogów i gigantów odszedł w zapomnienie, a przynajmniej dla ludzi, Harry jednak człowiekiem nie jest. Kolejny raz próbuje żyć wśród śmiertelników, kiedy jego odziedziczony po ojcu chaos doprawiony magią matki z...