| dziesięć |

2.5K 183 35
                                    

Dwa dni później Remus był już na tyle w stabilnym stanie, że postanowił wrócić na lekcje. Rzecz jasna, kiedy tylko Syriusz się o tym dowiedział, z samego rana rozpętał kłótnię, budząc przy tym dwóch pozostałych Huncwotów.

- Syriusz, do jasnej cholery - zaczął  wkurzony James, macając szafkę nocną w poszukiwaniu zegarka. - Mam jeszcze conajmniej czterdzieści minut snu, więc z łaski swojej, nie dramatyzuj i pozwól mi się przespać. I daj spokój Remus'owi.

Black spojrzał na niego spod przymrużonych powiek, wypuszczając powietrze. Założył ręce na biodrach, zirytowany tym, że nikt go nie poparł.

- Nie martw się, Syriusz. - Remus poklepał go po ramieniu, zwracając na siebie jego uwagę. Był już w pełni ubrany a na ramieniu miał zawieszoną torbę. - Nic mi nie jest - powiedział, starając się go przekonać. Syriusz poddał się pod hipnotyzującym wzrokiem Remusa, ale nadal był nieco naburmuszony. - Idę do biblioteki, spotkamy się na śniadaniu - poinformował. Widząc, że Black nie ma nic do dodania,  nachylił się do niego, ale w odpowiednim momencie uświadomił sobie co robi. Potrząsnął głową i bez słowa minął Syriusza. Pocałunek na pożegnanie nie byłby dobrym pomysłem, mimo że Remus chciałby to zrobić jak nic innego.

*

- Nareszcie koniec - westchnął James, gdy całą czwórką wracali po obiedzie do wieży Gryffindor'u. Przystanął, by się przeciągnąć i zatrzymał przy tym wszystkich swoich przyjaciół na środku korytarza. Pośród wielu uczniów wracających do swoich dormitoriów, Syriusz zauważył pewnego Krukona stojącego przy ścianie. Mimo, że dwóch chłopaków przy nim definitywnie próbowało nawiązać rozmowę, nastolatek z nieprzyjemną miną patrzył tępo przed siebie. Prosto na Remus'a.

- Zaraz przyjdę - zapewnił Huncwotów, gdy James nareszcie uznał, że wystarczy mu już ćwiczeń gimnastycznych. Remus zamrugał kilkukrotnie, patrząc na odchodzącego Syriusza. Co on znowu kombinował? Nie zdążył sie nad tym nawet na dobre zastanowić, a James pociągnął go za ramię, zmuszając do chodu.

*

Gdzie. On. Się. Podziewa.

Tak wyglądały myśli Remus'a przez ostatnie kilka godzin. Łapa zniknął zaraz po obiedzie i od tamtej pory słuch po nim zaginął. Minęło dopiero kilka dni od pełni i mimo, że Remus nie czuł się jeszcze w stu procentach dobrze, postanowił wrócić na lekcje a później chciał spędzić trochę czasu z przyjaciółmi. Jednak Syriusz widocznie miał inne plany.

Trójka Huncwotów wraz z Lily, Marleną i Dorcas, okupowali kanapy w pobliżu kominka, odrabiając zadania w pokoju wspólnym. Mimo wszystko to bardziej Lily (która już dawno skończyła) pomagała przyjaciołom, bo z Remus'em obecnie trudno było się porozumieć. Szatyn siedział w rogu kanapy, podpierając głowę na dłoni ze wzrokiem utkwionym w tańczących płomieniach.

Nagle obraz się uchylił i do salonu wszedł wymęczony Syriusz. Nieprzytomnie rozejrzał się po pokoju a Remus od razu poderwał się do góry.

- Gdzieś ty był?! - Lupin podniósł głos, piorunując Black'a spojrzeniem. Na widok jego złości, z jakiegoś powodu Syriusz uśmiechnął się szeroko, podchodząc bliżej.

- Na szlabanie - oświadczył pewnie i jakby... z dumą? Remus oniemiał, lekko uchylając usta. Nie miał już odpowiednich słów, by przemówić przyjacielowi do rozsądku.

- Co? - wtrącił się siedzący na kanapie James. Wychylił się przed Peter'a by lepiej przyjrzeć się Łapie, który, jak na Huncwota przystało, był cały brudny. - Dlaczego?

- Ee... no - wydukał Syriusz. - Powiedzmy, że pewien krukoński kretyn patrzył krzywo na Remusa, więc delikatnie dałem mu do zrozumienia, że ma patrzeć w innym kierunku.

Stars around scars {Syriusz x Remus}.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz