| trzydzieści osiem |

1.6K 120 23
                                    

Było źle. Nie było nawet trochę źle. Było tragicznie źle.

Syriusz ledwo minął próg Grimmauld Place 12, a Walburga Black już zdążyła go dorwać. Rzecz jasna, chłopak spodziewał się rozmowy z matką, ale miał lichą nadzieję, że stanie się to raczej później niż wcześniej. Cieszył się jedynie z tego, że Regulus jeszcze nie wrócił i ominie go prawdopodobnie największa kłótnia w historii tego domu. Wbrew pozorom Syriusz nie chciał, by widok kolejnej kłótni odcisnął jeszcze większe piętno na życiu jego młodszego brata.

- Syriusz Orion Black! - donośny głos kobiety słyszalny był zarówno na parterze, jak i na najwyższym piętrze. Chłopak przewrócił oczami, bo tylko to mu zostało z tego całego szału. Szczerze mówiąc, nie bardzo wiedział co ma ze sobą w tamtym momencie zrobić. Powinien zaczekać na korytarzu, czy zacząć wchodzić po schodach do swojego pokoju? Chociaż nie, schody to nie był za dobry pomysł. Istniała spora szansa, że któreś z nich - Syriusz, bądź jego urocza matka - by z nich spadli w czasie kłótni. Chłopak jedynie westchnął, gdy stukot obcasów stał się głośniejszy - Walburga była już niedaleko. Dosłownie kilka sekund później, stanęła naprzeciwko niego czarnowłosa kobieta z wręcz morderczym wyrazem twarzy. Założyła ręce na biodra, które ciasno opinała długa ciemna spódnica. Syriusz uniósł brew, wyglądając przy tym niezwykle bezczelnie.

- Witaj, matko, czyżbyś miała mi coś ciekawego do powiedzenia? - zapytał nonszalancko, nagle mając ochotę zapalić papierosa. Kobieta głośno wciągnęła powietrze, jakby przygotowując się do długiego monologu.

- Jak śmiesz?! - wrzasnęła tak głośno, aż chłopakowi zjeżyły się włoski na karku. Mimo to wciąż udawał niewzruszonego. W tym domu, między tymi ludźmi, nie było miejsca na strach. - Nie dość, że przynosisz wstyd naszej rodzinie! Ty zdrajco krwi! Zadajesz się ze szlamami! A na dodatek prowadzasz się z tym.... z tym.... Jak śmiesz! Jesteśmy czystokrwistą rodziną! - Syriusz z grobową miną, krążył wzrokiem po pomieszczeniu. Słyszał każdy z tych tekstów już po milion razy w swoim życiu. Jakim cudem jeszcze im się to nie znudziło? Ledwo zauważalnym ruchem, musnął kieszeń spodni, upewniając się, że jest tam jego różdżka. - Masz natychmiast zerwać kontakty z tymi zdrajcami krwi! Jeśli dowiem się, że nic się nie zmieniło, możesz tu nie wracać!

Syriusz parsknął, nie wierząc w to co słyszy.

- Oh, jaka szkoda. To by była wybitna strata - sarknął, mrużąc oczy. - Po moim trupie - dodał, dokładnie akcentując każde słowo.

- Ty niewdzięczniku! - wrzasnęła Walburga, dobywając różdżki. Dzięki Merlinowi, Syriusz zareagował szybciej, prawdopodobnie oszczędzając tym sobie sporej dawki bólu przez Crucio, którym zdarzało mu się już oberwać.

- Expelliarmus! Drętwota! - szybko wykrzyczał dwa zaklęcia, które unieruchomiły kobietę. Syriusz rzucił się do schodów, jak najszybciej dobiegając do swojego pokoju. Remus miał rację, należało wziąć chociaż trochę rzeczy. Inaczej nie musiałby się teraz pakować. Wrzucił do torby parę ubrań i ramkę ze zdjęciem, która normalnie stała przy jego łóżku. Wątpił jednak czy kiedykolwiek tu jeszcze wróci, więc postanowił zabrać wszystko, co miało dla niego jakąkolwiek wartość.

Parę minut później, wybiegł z pokoju z niedużą walizką w ręce i od razu wpadł na Regulus'a, który wchodził po schodach. Chłopak stanowczo wyglądał na zdziwionego. W końcu nie było to zaskoczeniem, gdyż prawdopodobnie przy samym wejściu natknął się na nieprzytomną matkę. Syriusz rzucił bratu jedynie spojrzenie i zaczął zbiegać po schodach. Po chwili jednak się odwrócił. Młodszy chłopak nadal stał przy poręczy, patrząc jak jego brat zamierza opuścić dom rodzinny. Tym razem zapewne już na zawsze.

- Reg? - zaczął Syriusz, patrząc na Ślizgona z czymś w rodzaju troski w oczach. Regulus podniósł brew. - Uważaj na siebie, dobra?

Gdy chłopak nic nie odpowiedział, Syriusz westchnął głęboko i z powrotem zaczął zbiegać po schodach.

- Syriusz! - zatrzymał się, słysząc głos młodszego brata. Odwrócił się, spoglądając w górę. - Ty też na siebie uważaj, okej? Nie daj się zabić.

Syriusz uśmiechnął się krzywo.

- Spokojna głowa, braciszku - rzucił swobodnym tonem. Śpieszyło mu się do wyjścia, ale nie chciał zmarnować tej rzadkiej szansy na rozmowę z Regulus'em. - Coś wymyślę, jak zawsze. Do zobaczenia.

***

Syriusz zapukał do drzwi niedużego domku, który stał przy lesie. Zaciskał dłoń na rączce skórzanej torby, zastanawiając się czy to jednak był dobry pomysł. Zanim jednak zdążył się rozmyślić, drzwi się otworzyły i w progu stanęła na oko czterdziestoletnia szatynka z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Po chwili jednak się uśmiechnęła i gestem zaprosiła chłopaka do środka.

- Syriusz, kochany - powiedziała, przyciągając go do uścisku. Syriusz wręcz poczuł jak ściska mu się serce. Ile by dał, żeby mieć taką matkę na co dzień. - Remus wspominał, że możesz się pojawić. Wejdź, zaraz dam ci coś do jedzenia.

Syriusz nigdy wcześniej nie czuł się tak niezręcznie, przebywając w domu któregoś z przyjaciół. Powiesił kurtkę na wieszaku koło drzwi, rozglądając się po korytarzu. Nic się tu nie zmieniło, odkąd ostatni raz był w domu Lunatyka. Nagle rozległ się tupot stóp od strony schodów i sekundę później naprzeciwko Syriusza stał Remus.

- Syriusz! - Remus od razu ruszył w jego stronę. Przyciągnął go do siebie, wplatając palce w jego włosy. Znajomy zapach czekolady, z którym kojarzył mu się Remus, od razu go uspokoił.

- Miałeś rację z tym, że nigdy się nie zastanawiam - mruknął w końcu. - Tym razem też postanowiłem nie czekać. Koniec z tą popapraną rodziną.

Stars around scars {Syriusz x Remus}.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz