(63) Śniadanie

56 2 0
                                    

Pov. Polska
Był już wieczór.
Dawno po zmroku.
Szedłem powoli przez oświetloną drogę.
Obok mnie był Ameryka.
Trzymaliśmy się za ręce.
Nikt z nas nic nie mówił.
Nie było to potrzebne.
Zaraz dochodziliśmy do mojego domu.
Ameryka westchnął głośno.

- Nie chce ciebie oddawać. Ale wolę nie zrazić do siebie Czech...- Odparł.
Zaśmiałem się cicho i poprawiłem bluzę Ameryki którą miałem na ramionach.
- Wiem... Ja też tego nie chce. Gdyby Czechy się tak o mnie nie martwił to zapewne pozwoliłby mi z tobą zostać dłużej- Westchnąłem.
- Najlepiej na zawsze...- Powiedział uśmiechnięty Ameryka.
- Na zawsze... Ciekawa opcja- Także się uśmiechnąłem.

Przystaneliśmy przed domem grupy wyszehradzkiej.
- Naprawdę nie chce się z tobą żegnać...- Westchnął kładąc swoje dłonie na moje biodra.
Położyłem swoje dłonie na jego a głowę ułożyłem na jego ramieniu.
- Ja też nie...- Westchnąłem.

Po chwili spojrzeliśmy na siebie.
Uśmiechnąłem się lekko.
Ameryka schylił się i poczułem jak musnął moje usta swoimi.
Oderwaliśmy się od siebie dopiero wtedy kiedy zaczęło brakować mi tchu.
- Kocham cię Polsia...- Westchnął.
- Ja ciebie też...- Powiedziałem odsuwając się od niego niechętnie.

Po chwili wszedłem do domu.
Od razu po wejściu ujrzałem Czechy i Węgry.
- Cześć wam...- Burknąłem cicho i nawet nie czekając aż coś odpowiedzął zacząłem wchodzić po schodach.
- A może coś powiesz... No nie wiem... Przepraszam? Całą noc martwiłem się gdzie mogłeś się szlajać- Odparł z wyrzutem Czechy.

- Oj przepraszam nooo...- Wyszeptałem patrząc na niego.
Po chwili Czechy uśmiechnął się.
- Dobrze, spokojnie. Rozumiem... Przy okazji. Czemu się nie chwaliłeś że jesteś z Ameryką? Uniósł brew.
- Oj no... Czasu nie było. Mieliśmy ciekawsze rzeczy do roboty...- Przekręciłem oczami.
Na ich twarzach przez chwilę widziałem zdziwienie jednak szybko zostało zastąpione przez szerokie uśmiechy.

Wiedząc że zacznął wypytywać, nie czekając dłużej wszedłem szybko po schodach.
Kiedy dotarłem do pokoju westchnąłem głośno i szczęśliwy rzuciłem się na łóżko. Położyłem się na brzuchu i przymknąłem oczy kładąc głowę na poduszki.

Po chwili usłyszałem dźwięk dzwonka mojego telefonu.
Na wyświetlaczu znajdował się numer Ameryki.
Uśmiechnąłem się lekko i odebrałem telefon.
Przyłożyłem urządzenie do ucha.
- Już się pan stęsknił?~ Odparłem.
Nawet nie zauwarzyłem jak zacząłem machac nogami.

- Ja? Oczywiście że tak. Już jak wszedłeś do domu to zacząłem tęsnić- Usłyszałem jego zachrypnięty głos.
Mimowolnie uśmiechnąłem się.
- Widzimy się jutro? Spytał.
- Niestety. Jutro mam cały dzień zajęty... Wybacz- Westchnąłem.

Rozmawialiśmy jeszcze dwie godziny po czym umyłem się, ubrałem i poszedłem spać.
Obudził mnie hałas.
Jakby coś spadało...

Zapaliłem lampkę i wstałem szybko z łóżka.
Zacząłem się rozglądać po pokoju.
Niczego nie zauwarzyłem...
Jednak kiedy znowu położyłem się do łóżka u zgasiłem lampkę poczułem niepokój...
Tak jakby ktoś tu był...
Rozejrzałem się po ciemnym pokoju.
Zamarłem...
W rogu pokoju obok szafy stała postać...
Nie był to chyba Rzesza.
Był wyższy inaczej zbudowany.
W miarę przywykłem do tego że są duchy itp. Jednak nadal przerażało mnie to.
Chyba każdego by to przerażało że w każdej chwili może was coś obserwować...
Przyglądałem się postaci.
Po chwili jednak zmęczenie wygrało i zasnąłem.

Kolejny dzień

Obudziłem się chwile po godzinie siódmej.
Całą noc czułem jakby ktoś mnie dotykał...
Dziwne uczucie.
Wstałem powoli z łóżka i skierowane się w stronę szafy.
Z niej wyjąłem białą, za dużą bluzę, czarne podkolanówki i takiego samego koloru spodenki.

Ubrałem się i wyszedłem z pokoju.
Zacząłem schodzić po schodach.
Tam nie zobaczyłem nikogo.
W domu było dziwnie cicho.
Kiedy zszedłem na dół okazało się że byłem tam jedyny.
Uśmiechnąłem się lekko.

Skierowałem się do kuchni gdzie zrobiłem sobie płatki.
Usiadłem do stołu i zacząłem powoli jeść.
Po chwili spokoju poczułem oddech na mojej szyi.
- Dawno się nie widzieliśmy...- Usłyszałem szept przy uchu.
- Czego chcesz- Spytałem cicho.
- Ile razy będziesz jeszcze o to pytał? Spytał siadajac obok.

- Dobrze więc... Gdzie byłeś przez ten cały czas? Dopytałem.
- A co? Tęskniłeś? Spytał całując delikatnie moją szyję.
- Za tobą nigdy? Ale odpowiedz. Gdzie byłeś? Ponowiłem pytanie.
- Powiedzmy że miałem mały problem z przedostaniem się do tego świata...- Burknął.

- Mały problem z przedostaniem się do tego świata? Spytałem zdziwiony.
- Brytania zabrał mi możliwość podrużowania przez lustra. Określił to jako zabezpieczenie ciebie oraz reszty jego świata przed potworami- Warknął lekko napinając się.

- I jak się przedostałeś? Spytałem cicho.
- Przez mojego syna. Pierwszy raz się do czegoś przydał- Zdębiałem.
Przez Niemca? Jak...
- Brytania naszczęście nie wie jak zaradzić temu problemowi więc jak na razie masz pewność że ciebie nie opuszczę- Cmoknął mnie w szyję.

Odsunąłem się od Rzeszy.
Daleko jednak nie pozwolił mi się odsunąć bo natychmiast mnie do siebie przysunął.
Poczułem jak mężczyzna zaczyna wkładać swoje dłonie pod moje ubrania.
- Przestań... Jeszcze ktoś zobaczy- Szepnąłem cicho.
- Nikt nie zobaczy... Nie licz na to Polaczku...- Warknął mi do ucha.

- Nie możesz tego robić...- Szepnąłem cicho.
- A to niby dlaczego? Uniósł brew widocznie rozbawiony.
- Jestem zajęty, mam chłopaka teraz tylko on może mnie całować- Poczułem jak Rzesza zacisnął rękę na moim gardle.
- Kogo ty niby masz? Warknął zdenerwowany.
- A-ameryka...- Szepnąłem cicho.

Wtem Niemiec zaśmiał się dźwięcznie.
- Naprawdę sądziłem że masz lepszy gust- Warknąl zniesmaczony Niemiec.
- O co ci chodzi? Mam teraz chłopaka więc mnie nie dotykaj- Zacząłem się wyrywać.
Rzesza przycisnął mnie do siebie i wbił zęby w moje ramię.

- Nie zostawię ciebie. Nigdy... Nawet pomimo że sobie kogoś znalazłeś. Przecież podczas wojny dzieliłem się już parę razy tobą...- Wywarczał zdenerwowany.
Kiedy chciałem coś odpowiedzieć usłyszałem jak ktoś schodzi po schodach.
- Polska? Coś się dzieje? Spytał Czechy.
Rzesz szybko stał się niewidzialny jednak nadal mnie do siebie przyciągał.

- Powiedz że nie...- Szepnął mi do ucha.
- Nie, wszystko jest dobrze. A czemu pytasz?
- Ah... Słyszałem hałasy- Burknął Czechy siadając obok mnie na miejscu gdzie siedział Rzesza.
Uśmiechnąłem się zadowolony wiedząc że Rzesza zniknął.
- Widziałeś Warszawę? Chcę z nim porozmawiać na spokojnie. Wiesz... O tej sprawie z Berlinem- Spojrzałem za mojego brata.
Stał tam Rzesza.
Opierał się o ścianę.
- Ah... Nie. Spytaj się Pragi albo Budapesztu albo Bratysławy. Oni powinni wiedzieć co jest z Warszawą. A co? Martwisz się o niego?
- A ty byś się nie martwił o Pragę?
- No tak. Pójdź do niego dzisiaj może. Upewnisz się w tym że nic mu nie jest. Przy okazji inne miast ucieszą się z twoich odwiedzin- Uśmiechnął się do mnie lekko

Nie takie szczęśliwe zakończenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz