(115) Baranek

29 4 0
                                    

Rzesza otworzył oczy.
Znajdował się na jakiejś polanie.
Siedział na kocu pod dużym dębem.
Obok niego znajdował się kosz piknikowy, szkicownik oraz zestaw ołówków, kredek, farb i pędzli.
Szybko dość zauważył że pod drzewem stoi sztaluga.
Wiał delikatny wiatr, słońce mocno świeciło, było ciepło, trawa była bardzo zielona.
Rzesza zmrużył lekko brwi.
Dziwne to wszystko.
Wszystko wydawało się zbyt przyjemne. 
Gdzie on jest? Nie przypomina sobie żeby tutaj przychodził.
I jeszcze z takimi rzeczami.
Może Włochy go tam zabrał?

Rzesza zmrużył lekko brwi
Nie... To nie jest możliwe.
Włochy by przecież zaczekał aż Rzesza się obudzi.
Rzesza zaczął się rozglądać.
Coraz bardziej zaczał się bać.
Nie wiedział gdzie jest ani jak się tu znalazł.
Zamknął oczy chcąc przypomnieć sobie gdzie jest.
Ostatnie co pamięta to krzyż wiszący na ścianie.
Tylko gdzie to było?

Rzesza otworzył szeroko oczy przypominając sobie.
Przecież ostatnio był u Polaków.
Gdzie oni go zabrali?

Rzesza od razu wstał i zestresowany zaczał się rozgądać.
Słysząc jakiś niewyraźny głos odwrócił się w jego stronę wystraszony.
- H-Halo...? Kim jesteś...? Pokaż się! - Krzyknął.

Głos stawał się coraz wyraźniejszy.
w końcu Rzesza już rozumiał co mówi.

- Baranku...-

Rzesza zmrużył brwi.
To jakiś żart?
Jak tak to nieśmieszny.
A nawet żałosny.
I do tego...

Rzesza zaczął rozmyślać jacy to Polacy i Ich żarty nie są.
Przerwał dopiero kiedy rozpoznał głos mówiący to.
- Mama...- wyszeptał.
- Mamo! Gdzie jesteś?! - Krzyknął szukając swojej rodzicielki.
- Baranku... Skarbie moje... Tutaj jestem...-
Rzesza zaczął się rozglądać.
Po chwili zerwał się z miejsca i zaczął biec w stronę głosu.

- Mamo?! - Krzyczał.
Po chwili dobiegł do małej Polany.
Na samym środku było jeziorko przy którym stała jakaś kobieta.
Miała długie blond włosy, była niska oraz miała na sobie jakaś sukienkę, przypominającą te królewskie.

Rzesza od razu ją poznał.
Nawet jeśli była odwrócona tyłem.
- Mamo...- Wyszeptał cicho.

- Baranku... Moja owieczko... Chodź do mamy...- Powiedziała kobieta odwracając się przodem do niego i rozkładając ręce.
Miała delikatną, kobiecą i jasną twarz.
Jej oczy miały kolor jasnego niebieskiego nieba, policzki były delikatnie zarumienione, na twarzy nie miała ani śladu niedoskonałości.
Każdy kto ją widział musiał przyznać że jest piękna.
Prusy miał szczęście że to w nim się zakochała.
Z niewiadomych przyczyn Prusy jednak zrezygnował z niej na rzecz Rzeczpospolitej Obojga Narodów.

Rzesza nie rozumiał czemu tak bardzo każdy go kocha.
Okej, jest ładny ale matka Rzeszy jest o 100 razy piękniejsza.

Prusy tak okropnie ją wykorzystał a potem kiedy przestała być mu potrzebna zabił.
I to na oczach własnego syna.

Rzesza stał wpatrując się w nią z osłupieniem.
Po tylu latach nareszcie ją widział.

- Mamo...- Wyszeptał cicho.
- Baranku... Tak dawno ciebie nie widziałam... Chodź do mamy skarbie...- Powiedziała uśmiechając się delikatnie do Rzeszy.
Niemiec niewiele myśląć podbiegł do niej i mocno się wtulił.
- Mamo... Gdzie ty byłaś...? I czemu nagle tutaj jesteś...? Gdzie my jesteśmy...? - Spytał cicho.
- Byłam ciągle przy tobie skarbie... Nieprzerwanie przez cały czas jak żyłeś- Powiedziała głaszcząc jego włosy.
W tym czasie Rzesza zdał sobie z czegoś sprawę.
- Ty byłaś przy mnie...? Czyli... Ty widziałaś...- Rzesza przerwał spoglądając na twarz swojej matki.
Kobieta pokiwała głową.
- Tak baranku, widziałam- Powiedziała kiwając głową.
Rzesza otworzył szerzej oczy.
Mina jego matki nie była zbyt ciekawa.
Rzesza mógł przysiąc że widział na niej zawód.
Jednak nie to właśnie czuła jego matka.
Czuła ból.
Bo to przecież nie Rzeszy wina że się taki stał, racja?
Codziennie obserwowała jak jej syn coraz bardziej szaleje, krzywdzi i zabija więcej ludzi.
Jednak była w stanie mu to wybaczyć.
Mimo że było trudno starała się tłumaczyć sobie jego zachowanie.

Nie takie szczęśliwe zakończenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz