Rozdział XLV- Kto jest kim?

66 5 60
                                    


Przez gałęzie drzew pokryte soczystymi zielonymi liśćmi przebijały się słoneczne promienie, sprawiając, iż krajobraz leśny błyszczał, a światło rozszczepiało się na dziesiątki odcieni.

-Zawsze mnie zastanawiało, jak to jest, że jedno Słońce daje więcej światła, niż wszystkie gwiazdy na nocnym nieboskłonie.- zadumał się Haiki.

-Może dlatego, że jest bliżej widnokręgu, pacanie?- westchnęła Linlin.

-A myślałem, że w świątyni uczą was tylko namaczania i wyciskania szmatki.- odciął się strażnik, głaszcząc prowadzonego przez siebie za uzda konia, po czym otrzymał solidne szturchnięcie od towarzyszki.

-Linlin, na co jeszcze czekasz, chodź tu i popraw mi makijaż!- krzyczała z dala Lômu. Haiki przewrócił oczami i zdecydowanie ścisnął nadgarstek towarzyszącej mu dziewczyny.

-I kto tu jest głupkiem? - skwitował, a ta spojrzała się nań pytającym wzrokiem. -Jeśli teraz tam pójdziesz, udowodnisz, że nie reprezentujesz sobą żadnej wartości. Wcale nie musisz być na jej zawołanie, a ona nie jest pięcioletnim dzieckiem, żeby potrzebowała nianki. Co to za chora relacja, Lin-lu?

-Tak mówią do mnie tylko rodzice...- żachnęła się, słysząc zdrobnienie swego imienia.

-Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię. I nie mów, że cię nie ostrzegałem, jeśli kiedyś wpadniesz w kłopoty przez tę smarkulę.- odparł z rezygnacją druh Rómiego.

-Pora na postój!- zarządził donośnym głosem Pahuó, któremu wtórowali dobrze zbudowani wojownicy dzierżący łuki i miecze.

-Nareszcie, Płomyczku, już nie wytrzymywałam tego gadania!- obtarła pot z czoła Numi, ironicznym tonem zwracając się do brata Nujiego. -Pod nieobecność biednej Jawan przyznali mi taką wredną i wkurzającą służkę ze świątyni w Jamók. Kiedy tylko powie słowo, to opluwa cię całego!

-Z Jamók? Pewno Shaló ją zna. Nie dziwię się, że stamtąd są sami odmieńcy.- parsknął Pahuó.

-Nie pozwalaj sobie, dobra? To, że jestem na niego zła, nie znaczy, że możesz sobie tak poczynać.-puknęła go lekko w głowę. Nagle zdziwiona spostrzegła, jak skulona w fałdach jej szaty małpiatka zeskoczyła z jej ramienia i w mgnieniu oka znalazła się przy skrzyniach z sianem oczekującym na podanie dla koni.

-Co to zwierzę widzi w tych skrzyniach? Czyżby coś lub kogoś wywąchało?- zastanawiał się nauczyciel Numi i podszedł do obiektów.

Shaló od dłuższego czasu miał serdecznie dość podskakiwania na wertepach i wybojach, czy to pełnych kamyków, czy korzeni. Niezależnie od przeszkody, za każdym razem czuł, jak coś wbija mu się w kręgosłup i powstaje nowy siniak. Nikt nie obiecywał mu jednak, że podróż incognito będzie należeć do tych przyjemniejszych.

-Niech to, bogowie, sprawcie, by mój nos na chwilę się wyłączył!- błagał Shaló, mając wielką ochotę kichnąć od suchej trawy łaskoczącej niemiłosiernie jego nozdrza. Musiał jednak wytrzymać, by dopiąć swego i rozmówić się z Numi. By powiedzieć jej wszystko, co do tej pory tkwiło w jego głowie i niemal ją rozsadzało, krążąc i obijając się o ściany jego umysłu, który wydawał mu się do tej pory zasklepiony zasłoną nieśmiałości i niewyjaśnionych lęków.

- Co tu robisz, malutka?- zdziwił się, a zarazem ucieszył bratanek Shichi, widząc między deskami swego schronienia zaciekawioną twarz małpiatki,  znalezionej przez Numi w namiocie sekty Smoczego Cieśli. Mógł sobie pozwolić jedynie na cichy szept, ale zestresowany zauważył, iż zwierzę przejawia rosnące zainteresowanie jego obecnością. Ssak zaczął piszczeć w kierunku dziewczyny, jak gdyby chciał coś wskazać.

Miecz i KwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz