Rozdział XVI- Ty jesteś moim światełkiem

61 8 70
                                    


Nietuzinkowy mężczyzna ponownie zniknął z zasięgu wzroku przyjaciół. Nie szukali go, mimo, że Nuji początkowo na to nalegał. Młodych poruszyły i zszokowały słowa Waso. Być może w najmniejszym stopniu Nujiego i Habę, gdyż byli strażnikami i dobrze wiedzieli, że na tym świecie zaufania nie można mieć czasem nawet do siebie samego. Jednak tajemniczość, jaką Waso wokół siebie roztaczał, do pewnego stopnia nawet u nich budziła trwogę.

-Lepiej wracajmy, dziadkowie pewnie bardzo się o ciebie martwili.- zaproponowała Numi.

Rzeczywiście, pani Himi już podążała w stronę ukochanego wnuka.

-Mój najdroższy chłopiec, niech cię uścisnę! Wiedziałam, że z pomocą bóstw wszystko dobrze pójdzie!

-Dobrze, że możesz już spokojnie spać, Nuji. My też możemy.- ucieszył się Upi.

-Gdyby nie ten człowiek, kto wie, co by było. Cieszę się, że jesteś z nami, chłopcze.- poklepał strażnika po ramieniu Shichi.

-Właśnie, ten młodzian wydawał się taki... jakby nie miał serca. Jakby ktoś mu wyssał całą dobroć. A zarazem uratował cię, Nuji. Dziwny jegomość.- namyślała się pani Himi.

-Najważniejsze, że po sprawie, chodźmy się posilić.-zapraszał wszystkich stary rybak.

-Poczekajcie.-zawołał niedawny oskarżony. Chciał załatwić jeszcze jedną sprawę.

-Bracie Zuai!- Nuji podszedł do mnicha. -W imieniu naszej załogi, przepraszam cię za postawę naszych dwóch strażników.- ukłonił się. – I dziękuję za Twój szlachetny czyn.

-Młodzieńcze, to ja cię przepraszam. Zamiast głosić prawdę tego świata, jak uczą bóstwa, ja bałem się jak ostatni tchórz o własną skórę.- mnich chwycił strażnika za dłonie i uklęknął.- Wybacz mi lub mnie ukarz!

-Nie ma mowy o karze, Bracie Żywiołów. Od teraz ufaj tylko mi i nie wierz w plotki, rozpełzające niczym robaki. Wszystko w porządku, jesteśmy jak przyjaciele.- uśmiechnął się do ubranego w prostą szarą tkaninę mężczyzny i pomógł mu wstać.


-Mistrzu, mam dwie wiadomości. Dobrą i złą. Którą mam powiedzieć najpierw?- zapytał się, wchodząc do urzędu  rachunków miasta Numalā z drżącym głosem, nisko się ukłoniwszy, młody posłaniec.

-Dlaczego złą? Jak to jest, że zawsze mi przynosisz złe wieści?!- syknął mężczyzna z idealnie ułożonymi włosami zebranymi w kitkę i ciemnoniebieskiej szacie, stojąc tyłem do rozmówcy.

-We wiosce.... Staraliśmy się, jak mogliśmy. Rómi i Haiki musieli coś przeoczyć i ten przeklęty mnich Zuai się wygadał. W dodatku wszystko było do naprawienia, ale zjawił się on....- wydukał posłaniec.

-Co?!- wrzasnął Iri. – Jaki on? Gadaj, nędzniku, bo każę cię wypatroszyć!

-Człowiek bez Serca.- odrzekł młodzian, przytykając głowę do podłogi.

-Kto?! Jakim cudem?! Niech to wszystkie demony was pochłoną! Gdzie jest wicegubernator?- zapytał się z takim samym wrzaskiem złoczyńca.

-W drodze do Ninki, Panie.- drżał chłopak.

-Zwołaj wszystkich moich podkomendnych i szpiegów w okolicy! No już się wynoś!- krzyczał z szewską pasją Iri.

-Udało ci się, Nuji. Ty i twoja banda chcecie mnie przechytrzyć. Jeszcze Waso depcze mi po piętach. Ale tak łatwo nie będzie. Zarzekam się, że pożałujecie, że się urodziliście!- mówił do siebie Iri. Nie uspokoiło go to jednak i energicznie zrzucił z biurka wszystko, co na nim miał.

Po wspólnym obiedzie Nuji pozostał z dziadkami, którzy chcieli się nacieszyć nim, póki nazajutrz nie wróci do bazy. Haba zaś pożegnał się z przyjaciółmi i Shaló z Numi pozostali sami. Ucieszyło to, ale nieco zapeszyło chłopaka.

-Bardzo wyczerpujący dzień- odparł bratanek Shichi po chwili milczenia.

-Owszem. Ale jestem szczęśliwa, bo udało się nam wszystko, co chcieliśmy osiągnąć. Nuji jest bezpieczny, a my możemy cieszyć się razem z nim.- odparła dziewczyna.

-Właśnie, chciałem Ci- popatrzył się na nią szklistymi oczami- chciałbym Ci tak bardzo podziękować. Za to, że narażałaś swoje zdrowie i nawet życia, wtedy, w bazie i za to, że poświęciłaś swój czas, by być dziś z nami. Jesteś...- Shaló poczuł, że z nerwów zaczyna mu się robić gorąco.- Jesteś niesamowitą dziewczyną!- wycedził z wyraźnym uznaniem.

-Shaló...- zarumieniła się Numi. -Ja... zrobiłam to dla Was, bo po prostu tak trzeba. Musimy sobie pomagać. Zawsze.- chwyciła go za rękę.

-Oczywiście!- rozradował się młodzieniec. – Przy okazji, chodźmy w pewne miejsce, chciałbym coś ci pokazać.- zaprosił chłopak.

-Dlaczego mnie tu zaprowadziłeś?- zdziwiła się Numi, widząc zwyczajną polanę.

-Poczekaj jeszcze chwilę.- poprosił tajemniczo.

-Skąd ten zawadiacki uśmiech?- zaskoczyła się młoda świątynna służka. Po chwili wszystko zrozumiała. Słońce już prawie zaszło za horyzontem i zaczął panować półmrok, gdy, teraz niemal szarą z powodu ciemności polanę rozświetliły setki, a może tysiące migoczących ogników.

-Czy to świetliki... to niesamowite! One wyglądają jak małe gwiazdki!- zachwyciła się przyjaciółka Shaló.

-Widzę ten widok czasem z drugiego brzegu jeziora. Zawsze chciałem tu przyjść. Widzisz, zawsze jest światło, które świeci w ciemności.- odparł 17-latek.

-Nie rozumiem...- zaskoczyła się Numi.

-Nawet, gdy ogarnia nas ciemność i uczucie beznadziei, nie możemy tracić nadziei na coś, co rozproszy mroki naszego życia. Ostatnio wiele w moim życiu, w życiu dookoła się zmieniło. Dziwni ludzie, dziwne wydarzenia, wszystko mnie przerasta. Ale ty jesteś tym światełkiem, Numi. Moją nadzieją.- spojrzał się w jej oczy. Dziewczyna odwzajemniła jego spojrzenie.

-Shaló... nie przypuszczałam...- uśmiechnęła się delikatnie i czarownie. Nagle błogie szczęście zostało brutalnie zmącone.

-Słyszałeś to?- zaniepokoiła się dziewczyna. Zdawało jej się, że słyszy w oddali szmer w krzakach.

-Nie, absolutnie nic. Spokojnie, jestem przy tobie- zapewnił chłopak. Jednak po chwili i on usłyszał dziwne odgłosy.

Numi niespodziewanie przytuliła się do niego. Znów ich spojrzenia się zetknęły.

-Le...piej chodźmy stąd.- zaproponował. Nieco zmieszana dziewczyna opuściła dłonie z ramion chłopaka. Oboje ostrożnie zawrócili.

Kilkanaście metrów dalej w całkowitym mroku stało kilku uzbrojonych, zamaskowanych wojowników.

-Myślicie, że mistrz Iri chciałby załatwić ich teraz?- spekulował jeden z nich.

-Mamy okazję, dziewczyna jest z nim! – sugerował inny.

-Weźmy okup, wiecie jak jest...- proponował najmłodszy z nich.

-Zamknąć się, niedorajdy!- nieco podniósł głos około 30-letni mężczyzna z krótką bródką. -Nie pamiętacie, co kazał mistrz Iri?! Najpierw uwolnić Rómiego i Haikiego z celi. A potem- unieszkodliwić.

-----------

Witam znów! 

Numi i Shaló, świetliki, a tu ... siepacze Iriego! I dlaczego chce "unieszkodliwić" naszych pomniejszych antagonistów :o

Trzymajcie się, mam nadzieję, że resztkę weny mam jeszcze :D

Miecz i KwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz