Rozdział LII- Rozwinięte tajemnice

85 5 110
                                    

Ptaki wesoło podśpiewywały na nieboskłonie, wtórując żabom w moczarach i konikom polnym na łąkach. Na wiejskiej drodze trajkotała jak skowronek zaś najbardziej nieznośna i droga zarazem dla pewnego ekscentrycznego młodzieńca osoba.

-Może pójdziemy do słynnych piętrowych sklepów? Jeszcze nigdy nie miałam w ustach prawdziwych sezamowych bloków ze stolicy! Albo banany, na pewno sprzedają tam banany z południowych wysp! Wyobrażasz sobie, jak będzie wyglądać centrum? Te place, budowle, majestat, stragany, gwar, rżące konie i noszeni w lektykach notable! - rozprawiała o wspaniałościach Ninki od dziesięciu minut.

-Ayo, Ayo, ogarnij się. Dla niektórych wieśniaków będąc w Numali, jest się jak w stolicy, a ty tego nawet nie doceniasz.- westchnął Waso. Osioł pożyczony od rozpijaczonego sąsiada rżał wesoło.

-On chyba podziela mój entuzjazm, panie ponuraku.- przyłożyła policzek do jego twarzy. -Rozchmurz się, nic nie mówisz od czasu wizyty pod Ojók! Ludzie Iriego cię zaczarowali, czy jak? Gdzie niezawodne sarkazmy mojego Waso?

-Muszę się teraz skupić. Obmyślam plan, które miejsce najpierw odwiedzić, tak, by nie zostać zbyt szybko wykrytym.

-Przez kogo niby? Przez ludzi Iriego, czy innej krwiożerczej sekty? Może to będzie Sekta Złodziei Uśmiechu. Wyobrażasz sobie? Kradną dzieciom uśmiechy, czy to nie świetny pomysł na kolejną opowiastkę?

-Iri i jego czyny to nie żadna przeklęta bajka! To prawdziwy dramat i ropiejąca rana naszej prowincji. Ale lepiej, by choroba toczyła nogę, niźli serce, prawda?

-Do czego zmierzasz?

-Muszę spotkać się z osobami, które znają się na sprawie sekt lepiej ode mnie. Muszę udoskonalić swoją technikę w grze z Irim. Kiedyś pojmiesz, o co chodzi z tą raną.

-Przyznajesz, że jest ktoś od ciebie mądrzejszy? Zaskakujesz mnie, braciszku.- zdziwiła się Ayo. -Ale czemu boisz się, że Iri cię tam znajdzie? Jesteś wszak jak kameleon!- detektyw lekko uśmiechnął się na tę metaforę, zważywszy na to, że już wcześniej ją usłyszał od uwięzionego w Jamók, udającego mistrza bandy Iriego.

-To ktoś znacznie od niego gorszy. Wykończy mnie szybciej niż stu Irich.- wyznał zagadkowo i poprawił bambusowy kapelusz, chroniący głowę Ayo przed słońcem.

***

Rómi mierzył się wzrokiem z rodzeństwem, które jakimś cudem odnalazło go w zapuszczonej, nadgniłej od ciągle wilgotnego powietrza kapliczce.

-Zmokniecie do suchej nitki w tej wątłej konstrukcji, zabierz swoją dziewczynę do domu. - zaproponował Aimi.

-Jesteś moim przybranym starszym bratem, ale nie będziesz mi rozkazywać. I tak mieliśmy wkrótce tam iść, lecz nie na twoje polecenie.- huknął Rómi, chwytając dziewczynę za dłoń. -Jawan pójdzie ze mną.

-Chodź, Jawan, niech oni się kłócą, a ja cię zawiozę do naszej rezydencji.- zaoferowała się młodsza siostra Rómiego. -Jestem Oyu.- podała jej dłoń.

-Jesteście konno? To ja na pewno z tym głupkiem nie jadę, zawsze za dzieciaka straszył mnie, że zwali mnie z naszej Harmonii.

-Harmonia ma już swoje lata i nie będę jej straszyć.- pogładził pysk poczciwej klaczy. -Za to Huómal! [Żar] Możesz nim przejechać od stepów do morza [cały kraj], a on się nie zmęczy. To co, pojedziemy? No, nie patrz się tak, zamienimy się, co Oyu?- rzucił do siostry.

-Ty przeklęty świrze, przysięgam, że jak dojedziemy, to ci te ręce szarpiące za lejce powyrywam!- zarzekał się Rómi, gdy Aimi z szyderczym uśmiechem pociągał za skórzane pasy, a włosy spięte w kucyk plątały się z końską kasztanową grzywą.

Miecz i KwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz