Rozdział XLIV- Wiatr kontra ogień

49 5 39
                                    


Pomimo usilnych błagań Rómiego nastolatka nie wykazywała na zewnątrz najmniejszych oznak życia. Chłopak, wpatrując się w jej leciutko naznaczoną trądzikiem cerę i mokre włosy opadające na czoło, liczył, że wnet się przebudzi. Chwycił się ostatniej nadziei i przyłożył ucho do jej piersi, lecz nie wiedział już sam, czyje to serce słysze- jej czy swoje własne, łopoczące ze strachu.

-Jawan, błagam cię, nie możesz odejść!- krzyknął rozpaczliwie, próbując wydobyć wodę z jej płuc przez lekkie uderzenia w klatkę piersiową. Raz jeszcze przyłożył głowę do okolic jej serca. -Nawet nie wiesz, jak wiele zmieniło się przez te parę dni. Jawan... chcę widzieć cię jak się na mnie złościsz, krzyczysz i jesz ze mną dam-dam. Nie bądź uparta i wredna, by mnie teraz zostawić!- krzyknął i delikatnie rozchylił jej usta, żeby udzielić oddechu ratunkowego. Rómi nagle poczuł silne uderzenie z tyłu głowy. Powieki dziewczyny rozchyliły się, ukazując rozszerzone źrenice. Strażnik oderwał swoją twarz i nie wiedział, czy krzyczeć z radości czy ze strachu.

-Jesteś! Wróciłaś! Wiedziałem, że wrócisz!- chwycił ją dłońmi za policzki i mocno przytulił, lecz ta odwdzięczyła się potężnym uderzeniem w jego twarz i kopniakiem w krocze.

-Aua! Na bogów, Jawan! Szybko jesteś w formie, może znowu wrzucę cię do wody?- odparł z wyrzutem.

-By znowu mnie obmacywać! Wiedziałam, że jesteś przeklętym głupkiem, ale nie wiedziałam, że i perwersyjnym szaleńcem!- warknęła ze złości.

-Coś ty... ja po prostu cię uratowałem. To był... pocałunek życia. Nie, tchnienie życia. O właśnie. Ja miałbym cię... haha! Oszalałaś.

-Ja ci zaraz pokażę te twoje tchnienie, świntuchu!- próbowała wstać, lecz opadła na ziemię z potężnym bólem w nodze.

-Jawan, twoja kostka. Aj, jest cała sina. Ty... krwawisz!- pokutujący strażnik rozerwał swój rękaw i opatrzył nim ranę na nodze przyjaciółki Numi.

-Najdroższa! Jawan, dzięki Niebiosom, tak się martwiłam!- Numi brodziła po brzegu rzeki i ile sił w nogach, podbiegła do swej bratniej duszy i mocno ją uściskała. -Taka jestem szczęśliwa.- popatrzyła w jej skrzące się oczy. -Ty... jesteś ranna?! Chodź, opatrzę cię w świątyni.

-Nie, Numi, naprawdę dziękuję. Jesteś wspaniałą przyjaciółką, ale nie możesz przeze mnie dać czekać innym pielgrzymom. Opat Sóma będzie się niepokoić.

-Będzie tym bardziej, jeśli dowie się, w jakim jesteś stanie.-odparła adeptka Pahuó.

-Dziewczęta, co się stało?- zapytał zaalarmowany starszy brat Nujiego, który zszedł do rzeki z kilkoma przybocznymi. Wiatr wiejący w dolinie Miri rozwiewał mu czarne włosy zebrane w starannie upiętego koka oraz szkarłatnoczerwony płaszcz, który zakrywał płytkową zbroję z gwiezdnymi motywami -Jawan, co ci jest? Pomogę ci.-wyciągnął ręce do wciąż skołowanej dziewczyny. Wtem wyrósł jednak przed nim niespodziewanie Rómi, który zagrodził mu drogę do rannej.

-Chyba masz iść w parze z Lômu, zapomniałeś? Pilnuj pielgrzymów, a ja zajmę się Jawan.- syknął z irytacją jego adwersarz.

-Nie wtrącaj się w to, ja jestem odpowiedzialny za bezpieczeństwo świątyni, a ty tylko tu pokutujesz za spiskowanie z tą bandą nawiedzonych rabusiów!- wrzasnął ostro Pahuó.

-Mówię to z bólem, ale Rómi ma rację, Pahuó. Musicie iść i nie opóźniać marszu. Dam sobie radę.- odparła zmęczonym głosem przyjaciółka Numi.

-Kochana, na pewno?- ukochana Shaló posmutniała i spojrzała się na ziemię. -Zawiodłam cię, przepraszam.

-Wiem, że oddałabyś za mnie życie, tak jak ja zrobiłabym to dla ciebie- pogładziła ją po twarzy. -Najlepszą pomocą dla mnie teraz będzie fakt, że pójdziesz z innymi do Ninki, będziesz radosna i nauczysz się nowych rzeczy. Dobrze?

Miecz i KwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz