Rozdział XLIII- Za tobą pójdę na skraj piekieł

51 5 46
                                    


Numi nie mogła tej nocy spokojnie spać, przekręcając się na macie w swej świątynnej izbie z boku na bok. Budziła się kilka razy w nocy z uczuciem potwornego niewyspania, z ulgą za każdym razem stwierdzając, że na niebie wciąż świeci księżyc zdobiący odcieniami beżu i złota czarny nocny firmament.

-Gdzie ja jestem? Co to za miejsce?- rozglądała się dziewczyna, patrząc na łąkę pełną kwiatów, z których nektar spijały motyle i kolibry. Zachwycona nastolatka podziwiała zapierający dech w piersiach krajobraz, lecz sielanka nie trwała wiecznie.

-Numi?

-Shaló?- jej źrenice poszerzyły się, gdy ujrzała przyjaciela.

-Chciałbym ci coś powiedzieć. Od dawna tak bardzo chciałbym ci coś powiedzieć. - szedł ku niej z promiennym uśmiechem. - Ty... zdradziłaś mnie i dałaś się zwieść knowaniom Pahuó. Jak mogłaś mi to zrobić? Nienawidzę cię! Oto nadszedł czas zemsty...- jego oczy przybrały barwę rozżarzonej magmy, a wokół zaoriło się od wojowników. Kwiaty i niebo stały się szkarłatne niczym cieknąca krew, a twarz Shaló zmieniła się nagle w oblicze niewidzianego przez przyjaciół tajemniczego Iriego.

-Sztuczki są wszędzie wokół Numi, wszędzie. Nie daj się zwieść...- mówiła jego podle śmiejaca się twarz.

-Nie!- dziewczyna wrzasnęła, wyrwawszy się ze snu i gwałtownie wstała. Do jej pokoju weszła zaalarmowana Jawan.

-Kochanie, co z tobą?- podeszła do niej. Złożyła pocałunek na jej czole, stwierdzając, że nie ma gorączki, a następnie ujęła jej twarz.

-To tylko zły sen, Numi, tylko iluzja. Nie bój się już, jestem tu.- objęła ją, widząc łzy, które mimowolnie popłynęły po jej policzkach.

-Mam wrażenie, że przyśniło mi się to nieprzypadkowo. Bogowie coś chcą mi przekazać. Może zrobiłam coś źle. Może...

-Co, Numi? Powiedz, proszę, o co chodzi, słońce.- pomasowała jej dłonie najbliższa przyjaciółka.

-Śniła mi się łąka, piękna łąka, jakiej nigdzie nigdy nie ma i i nie będzie. A potem widziałam Shaló, był taki szczęśliwy, chciał mi coś wyznać. I nagle... krew, wojna. A on wyglądał, jakby chciał mnie... ach, Jawan, to było najgorsze, co widziałam w życiu. Nie bałam się tak, kiedy razem walczyliśmy z bandą Iriego, nie bałam się, gdy byłam ranna, bo wiedziałam, że on był przy mnie. Kiedy go widzę, czuję takie nieopisane, niewyrażalne coś... takie ciepło wlewające się do duszy i serca. Teraz, kiedy się z nim pokłóciłam... nie mogę myśleć o tym, a jednocześnie nie potrafię przestać...- siedemnastolatka chwyciła się za okolice serca.

-Cii, słonko, cii. Już dobrze. Shaló nigdy by cię nie zdradził, jasne? Kiedy widziałam, jak patrzy się na ciebie, uwierz mi, nawet Sóma takim wzrokiem nie wielbi boga wiatru!- uśmiechnęła się pod nosem służka.

-Gadanie!- zarumieniła się Numi.

-Prawda! Musisz z nim szczerze porozmawiać. Mówiłam o tym Nujiemu, spotkałam go w mieście. Na pewno to jedno wielkie nieporozumienie. Pamiętaj, sny to nie rzeczywistość. Strachy i nadzieje zlały się w jedno i zaserwowały ci gorzką polewkę. Spokojnie, oddychaj.- prosiła krótkowłosa.

-Dziękuję, Jawan, że jesteś zawsze przy mnie. Kiedy świat się wali, ty przytrzymujesz jego kolumny. Przy okazji, jak było w mieście z Pahuó? Kiedy pomagał ci wsiąść na konia, mogłabym przysiąc, że widziałam, jak puszczasz buraka. Podoba ci się, co?- szturchnęła ją leciutko w żebro, a Jawan zachichotała.

-Ach, ten Pahuó.. daj spokój...

-No no! Winna tylko się tłumaczy!

-Dobra, masz mnie. Zresztą, on wygląda tak dobrze, która by mu się oparła?

Miecz i KwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz