Rozdział LIII- Oblicza słów i zapachy uczuć

56 5 80
                                    


Dłonie Ojca Kaia stojącego nad długim stołem w sali konferencyjnej zaczęły się pocić, a na jego twarzy wystąpiły zmarszczki sugerujące zdenerwowanie i stres wzrastający z każdym spojrzeniem byłego przywódcy kraju. Gość opata z opaską podtrzymującą jego związaną w typowego dla najwyższej arystokracji eleganckiego koka fryzurę, pogodnie spoglądał na mnicha, co tylko potęgowało jego frustrację.

-Jest wielkim zaszczytem gościć Waszą Ekscelencję w naszych progach.- oznajmił sędziwy opat w kierunku wizytującego kompleks urzędnika.

-Najmądrzejszy Ojcze, przybyłem na rozmowę i modły, acz nagłe sprawy zmuszają mnie do wizyty w mieście. Pozwolisz, iż z chęcią powrócę tutaj na wieczerzę.- odpowiedział Haimā. Kiedy wyszedł, mimo delikatnych protestów opata Dakshy z powodu opuszczenia przezeń sali, Kai nie mógł już przywrócić nawet swej kruchej przewagi wynikającej z zaskoczenia przez zwołanie zebrania, jaką miał przed nadejściem możnowładcy. Nie był w stanie dokończyć żadnego zdania i przeskakiwał z frazy na frazę, żadnej z nich kreatywnie nie rozwijając. Czuł się jak niedouczony rzemieślnik, który ima się wszystkiego po trochu, wszystko przy okazji psując.

-Ojcze Kai, jeśli jesteś taki pewien swojego planu co do poszukiwań młodego opata, to czy wyjawisz nam choć jego najlichszy skrawek?- nie przestawała go dręczyć Paipai.

-Może ja pomogę Zaufanemu Ojcu.- odparł z poczciwym uśmiechem Shanki i poklepał Kaia po ramieniu. -Nasz drogi ojciec i brat chciałby z pewnością, by Odważna Siostra Paipai stanęła na czele naszej misji. Jest wszakże znana z cnót uporu i przenikliwości. Zostawiam to do decyzji Najświetlejszego.- spojrzał w kierunku Dakshy.

-Umiłowani, doceniam wasze wysiłki i przemyślenia. Sądzę jednak, że ojciec Kai jest najbardziej doświadczonym administratorem i liderem zespołu od najmłodszych lat w świątyni. Liczę na niego tak samo, jak na was. Każdy kwiat staje się owocem, bez względu na barwę, czy wielkość. - nauczał niemal stuletni duchowny. Rozprawa została zakończona. Kai pozostał samotnie w sali,  z miną godną wściekłych wyobrażeń demonów u progów leżącego w centrum świątyni Gniazda Blasku.


***

Jawan, rozglądając się po pokoiku pełnym ubrań, uświadomiła sobie dopiero teraz, że sama w pośpiechu, uciekając przed gniewem ciotki, nie wzięła ze sobą żadnych innych szat, niźli te, które miała na sobie. Cienka beżowa szata z czerwonymi obwódkami, nieco przykurzona i porwana, nie nadawała się na noszenie jej z dumą wobec elegancko ubranej mieszczańskiej rodziny. Nawet słudzy ojca Rómiego wyglądali lepiej niż ona, co zauważyła z gorzkim uśmiechem. Mimo, że było popołudnie, ułożyła się na przykurzonej macie i poczęła zasypiać, wykończona ostatnimi wydarzeniami. Obudził ją jednak znajomy głos i to wcale nie należący do Rómiego.

-Mam coś dla Ciebie. Teraz to załóż, a jutro... sama zobaczysz.- przed sobą ujrzała ubrania złożone w kosteczkę. Jasnozielona ólu niezbyt jej pasowała, lecz nie przeszkadzało to jej. Ważne, że nie pachniało domem przeklętej lichwiarki.

-Dzięki, Oyu. - uśmiechnęła się.

-Nie mi, ale Rómiemu. Nalegał, bym ci to dała, chyba sam wstydził się wchodzić.- zachichotała.

-Miłe z jego strony. Oyu, czy mogłabyś... -Jawan zapeszyła się- czy mogłabyś się odwrócić?

-Jeśli uznam, że warto.-szepnęła zawadiacko z błyskiem w oku.

-Co takiego?

-Nic, nic, przesłyszało ci się.- uśmiechnęła się. Starsza siostra Rómiego jednak się spojrzała w tył, gdy porwane odzienie nastolatki z gracją opadło na podłogę, ukazując jej smukłą sylwetkę. Nagie plecy dziewczyny pokryte były bliznami, świeżymi po uderzeniach pasem i tymi dawniejszymi. Oczy Oyu zrobiły się wilgotne, kiedy spostrzegła ten smutny widok.

Miecz i KwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz