Rozdział XLVI- Pod Uśmiechniętą Gwiazdą

67 5 111
                                    


-Co to za raban, dziewczęta?- do Lômu i Linlin podszedł zaniepokojony krzykami opat.

-Ja...- zawiesiła głos wielbicielka Pahuó, próbując ukryć rozedrgane dłonie w rękawach, którymi roztarła łzy wraz z tuszem ociekającym na policzki.

-Lômu po prostu wspierała Pahuó w wyciąganiu wozów z mokradła i bardzo się rozemocjonowała, Dostojny Ojcze, jest osobą bardzo uduchowioną, więc czasami najzwyczajniej w świecie musi się wykrzyczeć i wypłakać.- wyjaśniła na jednym wdechu jej towarzyszka, a obrazu nędzy i rozpaczy dopełnił głupkowaty uśmiech świecącego zębami Haikiego.

-Powiedzmy, że wam uwierzę.- mruknął opat, ciągając się za brodę. - Numi, Pahuó, wszystko w porządku?.

-Jak najbardziej, Wasza Mądrość!- zapewniła Numi, która w panice zasłoniła stojącego obok niej Shaló zabłoconym płaszczem. Charakterystyczny zapach torfu przenikał włosy i ubrania, a zmoczonym pielgrzymom nie było łatwo wydostać się z brei, gdy ich nasiąknięte wodą bagienną szaty stawały się dodatkowym obciążeniem.

-Ej, ja się tu uduszę!- syknął przerażony chłopak z Jamók.

-Może lepiej przestań ściskać dłonią moje okrycie, Płomyczku, bo on rzeczywiście straci przytomność.- zaapelowała nerwowo Numi.

-Masz siedzieć cicho i nie gadać, inaczej wrócisz pod wodę.- surowa twarz brata Nujiego zawitała niespodziewanie pod szatę Numi zakrywającą oblicze Shaló, a ten wystraszył się jej bardziej, niźli wizji uduszenia w moczarach. -Nikogo tu nie spotkaliśmy, a wy nikogo nie widzieliście, zrozumiano?- rozkazał strażnikom, a ci mu zasalutowali.

-Właściwie, co ty tu robisz? Jak się tu dostałeś? I o co chodzi, Shaló?- obrzuciła go pytaniami siostra Iki, kiedy to ona zajrzała pod okrycie. Na jej widok serce zaczęło mu bić mocniej, niż gdy staczał się w dół wraz z wozem. Czuł jej ciepły oddech i zapach lilii, lecz nigdy nie wiedział, czy pochodzi z jej włosów, czy jej duszy.

-To naprawdę długa historia... ale wyjaśnię ją później. Czyżby... martwisz się o mnie?- pochylił głowę zawstydzony.

-Chciałbyś!- skrzyżowała ręce.

-Numi, wiem, że wciąż jesteś zła. Ale ja jestem tu, żeby...

-Co wy robicie pod tą zasłoną? Chodu, na górę!- szepnął ostro Pahuó.

-Ale... co ze mną?- rozłożył ręce bratanek Shichi, zwracając się do Płomyczka.

-Będziesz posągiem.- stwierdził zagadkowo młody dowódca eskorty. Nastolatek uniósł pytająco brwi.

Po jakimś czasie zawinięty wciąż w zmoczoną szatę młodzieniec siedział w środku jednego z posągów boga wiatru, który Sóma obiecał niegdyś zawieźć do Ninki jako wotum wdzięczności za powrót do zdrowia przyjaciela. Drewniane wizerunki bóstw, na podobieństwo higańskich pojemniczków na sól, zakręcane były od góry, a na szczycie miały szereg otworów do wlewania świętych olejków, "pokarmu boga" uzupełniającego niebiańską energię w miejscu kultu.

-Dzięki Niebiosom mam jak oddychać.- westchnął Shaló, patrząc na światło wnikające przez dziury na głowie bóstwa. Wizerunek, wedle mitologii, męża bogini niebios, podstępnie zabitego przez teściową, wydawał się mimo wszystko lepszym schronieniem od podskakującego na wertepach wozu z kłującą i intensywnie pachnącą słomą. Młodzian nawet nie wiedział, kiedy usnął, oparłszy się o dębowe wnętrze posągu pokryte mistycznymi znakami.

-Zatrzymajmy się tu na noc. Jeśli wstaniemy o świcie, w Ninki będziemy może nawet przed południem.- polecił Sóma. -Zażyjcie ciepłej kąpieli i spożyjcie wieczorny posiłek, dzieci.- poprosił zgromadzonych, zwłaszcza lekko drżących z zimna, mimo zmiany ubiorów, Numi i Pahuó.

Miecz i KwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz