Rozdział V- Nowy w bazie

103 11 91
                                    


Gdy minęło południe, a z nim największe upały, mieszkańcy mogli wyjść odpocząć nad brzegiem jeziora. Spokojna tafla akwenu w dzień po dramatycznych wydarzeniach wydawała się kontrastować z atmosferą panującą we wiosce. Podczas gdy Shaló i Shichi wyruszyli na połów, Nuji wciąż spał głębokim snem w swym pokoju. Babcia Himi wyczuła jednak, że coś jest nie tak...

-A czemuż to się jeszcze nie budzisz, Nuji? Zaglądam tu któryś raz, a ty ani drgniesz! Pora wstawać! - ponaglała wnuka staruszka. On jednak ani myślał ruszyć się z wygodnego posłania. Gdy w końcu wstał, zdumiony wyjrzał przez małe okienko w swej izbie, uświadamiając sobie, że przespał niemal połowę dnia. Babcia pochyliła się nad nim, by sprawdzić, czy przypadkiem nie ma gorączki, ale wyczuła, że dręczy go całkiem inna dolegliwość.

-Niemożliwe! Tyś pił! Ja ci pokażę, co o tym myślę!- zdenerwowana kobieta zaczęła go okładać miotłą, co zauważył wracający z podwórza Upi, który zaczął ją uspokajać.

-Nie jego pierwszy i ostatni taki wyskok. - puścił oko do wnuka.

-Więc chcesz, by był taki jak ty w młodości? Zgniła śliwka pod spróchniałym drzewem!*- oburzyła się Himi, a dziadek Nujiego, jak na niego przystało, zaczął się głośno śmiać.

Po południu Shichi wrócił po udanym połowie z bratankiem do domu, by nieco odpocząć. Po jakimś czasie Shaló wyszedł na zewnątrz i cieszył się niczym niezmąconym spokojem nad brzegiem jeziora. Wziął się następnie za czyszczenie ryb, a potem udał się na spacer po wsi. Spotkał Nujiego, który opowiedział mu z kwaśną miną o porannych, a właściwie popołudniowych wydarzeniach, co bratanek Shichi skwitował donośnym śmiechem. Niezbyt to pocieszyło Nujiego. Strażnik zaproponował Shaló obiecaną wizytę w bazie, tym razem zorganizowaną.

-Tylko tym razem ani kropli! - ostrzegł z ironicznym uśmiechem chłopak, a jego kolega skłonił potwierdzająco głową.

Gdy udali się na teren bazy strażników, Nuji poinformował wartowników, że jego towarzysz chciałby tymczasowo służyć jako kucharz. Shaló z zakłopotaniem się uśmiechnął na taką propozycję, lecz nie miał innego wyjścia. Rozejrzał się i ujrzał ze zdumieniem, że część rekrutów rozbiera drewniane baraki.

-Po co oni to robią, Nuji? Gdzie będą spać? Chyba nie złożą ich z powrotem w jeden wieczór? -zapytał się zszokowany swego druha.

-Nie doceniasz nas. - rzucił z dumą wnuk starego rybaka. - To element szkolenia, niemal każdego dnia w ten sposób ćwiczymy wytrzymałość i punktualność. Jutro moja kolej- wyjaśniał.

Inni młodociani wojownicy biegali truchtem wokół stosów desek będących jeszcze rankiem ich barakami i powtarzali w kółko jakieś hasła. Nagle ktoś zakrzyknął i wszyscy strażnicy, także Nuji, stanęli na baczność.

- Jisó?- zapytał się głośno prowadzący musztrę Nu.

-Saó sari!- wykrzyknęli chórem, po czym pytał dalej.

-Idi?

-Wasasa ni!

-Saó?

-Cêcê shari!**

-Waszym hasłem?

-Służyć w obronie ojczyzny, ludu i idei, a w godzinie próby życie za nie oddać!

Dowódca Nu, nazywany nieoficjalnie przez młodzianów Starym, był wyraźnie zadowolony z ich odpowiedzi, lecz z surowym spojrzeniem szedł w kierunku Nujiego.

-Strażniku! Gdzieżeś się podziewał w godzinach nocnych, gdy ciebie potrzebowaliśmy? Gdzie twój miecz? Gdzie twój mundur?! - krzyczał rozsierdzony starszy rangą wojownik.

Miecz i KwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz