Rozdział LXII- Uliczny demon i upadłe miasto

36 6 58
                                    


Ludzie przechadzający się po targu w Ninki dźwigali najróżniejsze towary, od jedzenia po kruszce, a towarzyszyły im żonglujące małpki, krzyczące ptaki, brzuchomówcy, oszuści i przekupki. Barwna orkiestra dźwięków i brzmień, przypominająca koncert pieśniarzy jiji na dworze wielmoża. Czereda sprytnych handlarzy i naciągaczy, a także łysych i pomarszczonych hazardzistów, którzy ustawiali w entuzjazmie pionki i rzucali kostki, byle uzyskać pożądany wynik, czy wulgarnie wymalowanych prostytutek, prezentujących wątpliwej jakości wdzięki oraz lalkarzy, demonstrujących umiejętności drewnianych i szmacianych pacynek- wszyscy działali jak w naoliwionym mechanizmie. Osobliwie ubrany młody człowiek w mniszym worze pokutnym z najgorszej jakości szmat i rozwianym włosem nie wyróżniał się zbytnio ze zbiedniałego tłumu na północy Dzielnicy Tygrysa, w miejscu, w którym krzyżowały się interesy różnych sekt i przemytników, a młodzi ludzie miast zostać uczonymi czy żołnierzami, stawali się ekspertami w dziedzinie stręczycielstwa, czy obrony interesów najkrwawszych kryminalistów.

Siwowłosy lalkarz z długą brodą pociągał za sznurki, a marionetka w zakonnym odzieniu ruszała się, wymachując łapkami. Za nią podążały mniejsze istotki, takoż wykonane z gałganków. Starzec zaintonował pieśń, "ożywiając" podobizny kapłanów.

Jestem mnichem ze świątyni. Mnichem z przybytku na wzgórzu. Mi ufają, mi zawierzają losy. Nie błogosławię im słowem i kadzidłem, a monetą. Nie czczę Słońca i Księżyca, ufam tylko srebru i złotu. Srebru i złotu! – mniejsze laleczki "powtarzały" słowa większej pacynki – Opat śpi snem kota i snem nietoperza. Śpi głęboko i smacznie. A ja niczym szczur przemykam po świątyni, mniejsze szczury mkną po Ninki, kradniemy złota kawałki niczym ser. Szukajcie miejsca, gdzie wschodzi Słońce, miejsca, gdzie uśmiecha się Księżyc, tam, gdzie tygrys ma swą jaskinię. Szukajcie tam, gdzie nie wolno. Jestem mnichem ze świątyni. Mnichem z przybytku na wzgórzu. Na imię mi, każdy wie jak, na imię mi...– śpiewał lalkarz, lecz przerwał mu strażnik miejski, który uderzył go drewnianą pałką w plecy. – To wariat, zgarnąć go! Bluźni przeciwko bóstwom! – kiedy staruszek bronił się nadaremno przed ciosami zbrojnych, z jego szat wypadło coś, co przypominało pieczęć.

– Patrzcie, tutaj jeszcze ma te demoniczne lalki! Przeszukajcie jego warsztat! – krzyknął zamaskowany młody człowiek, wciąż przyglądający się wydarzeniu. Kiedy wojownicy weszli do prowizorycznej lepianki, zbliżył się on do lalkarza w mgnieniu oka. – Będę zmuszony pożyczyć tę czerwoną odznakę, poczciwy mayoyo. Oddam w swoim czasie- szepnął i pobiegł w dal. W zaułku zetknął się z jednym z dziecięcych sojuszników.

– Mabu, spisałem tu wierszyk jednego ze zagarniętych przez straż. Wydaje mi się, że w tym mieście panuje surowa cenzura – uśmiechnął się pod nosem – Znajdź dla mnie miejsca zakodowane w piosence.

– Tak jest! Ale... gdzie idziesz w stroju wędrownego eremity, paniczu Waso? – zdziwił się młodociany uliczny wojownik- bandyta.

– Czas na to, by pacynki same się ujawniły. Dopiero wtedy dojdziemy do właściwego lalkarza – odparł detektyw. Rozłożył koc na środku placu, gdzie przebywali już żebracy, lekceważeni i kopani przez sługi lokalnych rzezimieszków i tratowanych przez konne orszaki urzędników. Nie musiał długo czekać, by prosząc tylko o jałmużnę, jego koc wypełnił się świętymi ziołami. Wszystko miał dokładnie przemyślany każdy ruch. Zaczął pod nosem nucić niezrozumiałą pieśń. Inni żebracy popatrzyli się nań ze zdziwieniem.

– No co, panowie, śpiewamy razem?

– Nie masz miejskiego zezwolenia na żebractwo, oszuście! Nie znamy cię, jesteśmy licencjonowanymi żebrakami! – dodali z dumą srebrnowłosi biedacy.

Miecz i KwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz