Rozdział LI- Dziewczyna z magnoliowego sadu

66 6 56
                                    


Na ziemię zaczęły spadać krople mżawki, która z każdą chwilą robiła się coraz obfitsza, uderzając o piasek na pozbawionych bruku podmiejskich ulicach Numali, po których przechadzały się dziobiące ziarna i odpadki po licznych przechodniach kury, tragopany i bażanty, dumnie stroszące barwne pióra. Jedynie tabliczki znakujące dane aleje objaśniały, iż odwiedzający okolicę wcale nie znajdują się na wsi. Nakrapiany tragopan napuszył upierzenie, okazując swą wspaniałą postawę samiczce, lecz ta go zignorowała. Drób rozpierzchł się w chwili, gdy usłyszał szybko i mocno stawiane kroki podążającej drogą pary.

-Szybko Jawan, chodźmy. - ponaglał Rómi, podtrzymując dziewczynę.

-Nie wytrzymam dłużej. Zimno mi.- odparła zmęczonym głosem uciekinierka z domu. -Co robisz, puszczaj! Daj spokój, co ludzie pomyślą? Że porwałeś mnie z domu ciotki? Co o mnie powiedzą?- protestowała, gdy chłopak zawinął ją w płaszcz i wziął na ręce.

-O reputację to powinna martwić się twoja piekielna ciotka. Schowajmy się tutaj.-z ulgą znalazł starą drewnianą kapliczkę, której od dawna nikt już nie odwiedzał. -Poczekajmy, aż deszcz przestanie padać.

Młodzian spojrzał na towarzyszkę niedoli. Jej twarz wydawała się tak niewinna, a zarazem cierpiąca z bólu dwojakiej natury. Rómi wiedział, że płakały jej dusza i ciało, to pierwsze pewnie nawet bardziej. Odgarnął mokry kosmyk z jej twarzy.

-Nie będziesz już nigdy cierpieć, obiecuję ci.- nachylił się nad nią. -Stałem pod domem ciotki jakiś czas. Gdy ona tak stała z tym pasem, przypomniały mi się tortury Iriego. Smagał mnie i Haikiego, ale na to zasłużyliśmy. Teraz to wiem. Byłem głupi, ale tego nie żałuję. Wiesz czemu?

-Bo człowiek uczy się na swoich błędach?

-To też. Największą lekcją, jakiej mi udzielono w Ojók, to to, że przyjaźń i miłość mogą leczyć największe rany. Choć trzeba czasem wylać gorzkie łzy, to gorzki lek najlepiej leczy, nieprawdaż?

-Zmieniłeś się. Jeszcze przed chwilą chciałam cię zabić. Kopać i pluć za to, że widzę twoją irytującą twarz. Jednak miałeś odwagę, by zdjąć maskę wkurzającego gówniarza. Jesteś teraz nowym człowiekiem. Ale po co to wszystko, dlaczego to mi tak bardzo pomagasz?- zastanowiła się krótkowłosa.

-Wiesz, co zyskałem, będąc w świątyni? Co odkryłem i odkrywam na nowo, ciesząc się tym w każdej chwili? Na początku tego nie cierpiałem, potem przywykłem, a na końcu...

-Owsianki z naszej kuchni?- parsknęła nastolatka.

-Nie, Jawan. Zyskałem coś znacznie ważniejszego. Ciebie.- odrzekł. Zlepiona od deszczu grzywka prawie zasłaniała mu oczy, a krople opływały po jego gładkim licu. Wzrok jego równał się tylko komuś, kto mógł patrzeć na boginię Niebios, albo objawienie bóstwa miłosiedzia. Ale on patrzył na Jawan. Ujął jej twarz i pogładził policzek. Przyjaciółka Numi zadrżała, a jej serce mocno zabiło.

-Rómi, z kim się tu migdalisz, łobuzie jeden?- przerwał wszystko jeden prześmiewczy głos pełen wyższości. Przerwał, niczym porwaną sonetę.

-Aimi? Oyu?- ze zdenerwowaniem odwrócił się. Zaczerwienił się ze wstydu, a zarazem ze złości.

-Co tak się patrzysz, jakbyś brata i siostrę po raz pierwszy na oczy widział.- westchnęła dziewczyna o rysach twarzy nader podobnych do Rómiego.

***

Młodzieniec w czarnej szacie ze srebrnymi motywami gałązek spacerował nerwowym krokiem po pokoju. Po jakimś czasie zrezygnowany, usiadł za biurkiem, by, studiując przejrzane już papiery, próbować zaznać spokoju przynajmniej w taki sposób. Z wściekłością rozrzucił leżący tuż przy pieczątkach stos dokumentów. Pieczęć z wyrytymi znakami "Biuro Rachunków" spadła z łoskotem na drewnianą podłogę, a wraz z nią jedna z kartek. Mężczyzna podniósł ją i odwrócił. Był to jeden z egzemplarzy wysłanych do członków sekty Kołyszącego Wiatru, zawierający rozkazy co do ostatnich wydarzeń w Ojók. Na odwrocie karty widniały jednak całkiem inne słowa, które wywołały niespodziewany i mimowolny uśmiech na ustach je czytającego.

Miecz i KwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz