Żar zsyłany z letniego nieba, dominujący nad okolicą i sprawiający, iż ubrania pracujących fizycznie mieszkańców stawały się niczym mokre gąbki, powoli ustępował wraz ze słońcem stopniowo wędrującym na dół nieboskłonu. Towa i Shaló na nieco zmęczonych wierzchowcach wkroczyli na obrzeża wioski Ojók, leżącej nieopodal powiatowego miasta Numalā, ale wyglądającej skromniej nawet niż maleńkie Jamók. Całą miejscowość przejść można było pieszo w ledwo jedno se [ok. 20 min] i to wliczając w to pola uprawne. Okalały ją urokliwe, usiane wzgórzami pastwiska, gdzie miejscowi wypasali krowy, kozy, owce i konie, co było kilkuwiekową lokalną tradycją, wedle fachowych historyków ze stolicy związaną z osiedleniem tu onegdaj zagonów stepowych sojuszników pozostających na służbie jednego z królów okresu przedcesarskiego. Mieszkańcy Ojók do tej pory wyróżniali się na tle regionu wyrobem niezwykłych jak na lokalne zwyczaje wzorzystych garnków z konnymi i orlimi motywami, wyrabianiem pysznego sera i śpiewaniem doniosłych pobożnych pieśni z nikomu już niezrozumiałymi słowami, być może pochodzącymi od północnych ludów mianijskich. Obie wioski nierzadko rywalizowały ze sobą, już to w zawodach świątynnych, już to w procesach sądowych o granice pól i pastwisk, każda upierając się, że to ich ziemia jest nieprawnie obrabiana przez drugą stronę.
-Pamiętasz, jak stryj cię instruował, Shaló?- zapytał się Towa, trzymając dłoń nad brwiami i rozglądając się, choć słońce od dawna nie przeszkadzało w obserwacji oddalonych punktów.
-Jasne! Znajdźmy targ, a potem dróżką... pierwszy dom.. a może drugi? Trzeci?
-Albo czwarty, zakochańcu!
-Faktycznie, chyba tak! Ale po lewej czy prawej?- zastanawiał się. – I wcale nie jestem zakochany!
-Powiedz to tym owieczkom, może one ci uwierzą. Konie już nie, jak wiesz.- zaśmiał się jego towarzysz.
-Może zapytajmy się kogoś?- zaproponował bratanek Shichi.
-Wreszcie jakieś trzeźwe idee, chłopaku. Tam ktoś jest, patrz.
Chłopcy zsiedli z koni i podeszli do staruszki niosącej wiadra z wodą.
-Przepraszamy, szacowna mayóyó! Czy wie Pani może, gdzie mieszka pan Owai?
-Kogo? Gdzie wszyscy wywiali?
-W którym kierunku iść do pana Owai?- powtórzył głośniej Shaló.
-U nas nie ma drwali.- staruszka ponownie się przesłyszała.
Młodzieńcy załamali ręce. Było zrozumiałe, że w jej wieku to rzecz normalna, lecz nie ułatwiało im to poszukiwań, zwłaszcza, że nie widzieli nikogo innego w zasięgu wzroku.
Shaló wyciągnął z tobołka różnorakie narzędzia potrzebne adresatowi przesyłki od stryja. Liczył, że może to pomoże starszej pani skojarzyć, o kogo chodzi.
-Kowal! To wiem, idź na targ i potem piąty dom od lewej, ostatni przy drodze, dziecko!- odparła kobieta.
-Dziękuję, mayóyó! Dobrzy bogowie z Tobą!- ukłonili się obaj i popędzili na koniach.
-Na pewno piąty? Czy może jednak czwarty? Ech, Shaló! Powinieneś lepiej słuchać stryja.- myślał Towa, lecz Shaló rozwiał jego wątpliwości.
-Ta pani tu mieszka, to na pewno wie! Poza tym, może pan Owai zmienił miejsce zamieszkania, też tak się zdarza.- odparł Shaló. Jego kolega nie był jednak do końca taki pewien.
Minąwszy pusty już o tej porze targ, wkroczyli na kamienistą ścieżkę. Promienie zachodzącego słońca odbijały się w kamieniach, którymi wysadzona była dróżka, nader dobrze utrzymana jak na wiejskie okolice, w których normalnie drogi, prócz zim i upalnych dni, wyglądały jak błotniste wąwozy lub stawały się rwącymi rzekami.
CZYTASZ
Miecz i Kwiat
AventureIII wiek n.e., Higania. W niewielkiej rybackiej wiosce Jamók mieszka wychowywany przez stryja 17-letni Shaló. Otoczony życzliwymi sąsiadami i piękną naturą, myśli o stażu stolarskim w mieście, a po cichu marzy o studiach na uniwersytecie. Działania...