Rozdział VIII-Podstęp

81 10 55
                                    


Shaló udało się ,mimo niespokojnego wieczoru, dość szybko zasnąć. Podobnie jak poprzednim razem, znów miał jednak koszmar z powodu niedawnych zajść. Przyśnili mu się odwiedzający Sankó oprawcy. Obudził się i przerażony usiadł na skraju maty.  Spostrzegł, że za oknem lekko mży, więc nie wyszedł tym razem na zewnątrz, tylko po cichu udał się do kuchni, by zaczerpnąć kilka łyków orzeźwiającej wody. Usłyszał z pokoju służącego za skład sieci chrapanie stryja, więc nie musiał narażać się na zbędne poranne raporty, o tym, po co krzątał się po domu w środku nocy. 

Sankó, naczelnik wioski, chodził po swym pokoju nerwowo i oczekiwał jednego ze strażników. 

- Och, Haiki, w końcu jesteś! Powiedz mi proszę, jak tam cykady?- Sankó puścił oczko porozumiewawczo.

-Wszystkie siedzą na liściach i głośno cykają.- odparł młodzieniec. Był to ich tajny kod, którym mieli posługiwać się w obliczu zagrożenia. A to było wielkie i wisiało w powietrzu niczym deszczowa chmura.

- Haiki, chłopcze, dowiedz się, kto był wówczas w klasztorze.- wydał polecenie mężczyzna.

- Mówiąc wtedy, ma pan naczelnik na myśli "wtedy"?- zasugerował Haiki.

-Oczywiście, półgłówku, przecież inaczej bym nie pytał! Najlepiej idź tam z rana.- oznajmił Sankó.

- Tam, to znaczy "tam"?- znów spytał Haiki.

-Niech cię wszystkie fómimi*! To nie jest część kodu do licha!- wrzasnął naczelnik. - Jeśli ktokolwiek był tam wtedy oprócz mnichów, znajdź go, a w razie problemów... unieszkodliw.

Drzwi domu naczelnika się otworzyły. Haiki dał znak młodszemu strażnikowi, który prawie oberwał w głowę, gdyż podsłuchiwał rozmowę obojga.

-Idziemy do bazy, Rómi. Czas na odświeżenie i sen, jutro praca przed nami.- polecił Haiki.

Młodszy strażnik cynicznie uśmiechnął się na ostatnie stwierdzenie kolegi. 


- Shaló, wstawaj prędko, do kuchni marsz, bo czas na połów!- chłopaka obudziło ponaglanie stryja. Dzień jak co dzień. Zjadł z Shichi prosty posiłek złożony z ryby i owsianki, po czym wypłynęli zaraz po wschodzie słońca. A dawało się ono tego dnia we znaki szczególnie mocno. Bratanek Shichi po przybiciu do brzegu jeziora był wyczerpany. Nie interesowało go nic, poza krótką drzemką. Zapomniał nawet o wczorajszych wydarzeniach. Wkrótce miał jednak sobie o nich szybko przypomnieć.

Strażnik Haiki wstał przed świtem i ubrał się w wyjściowy strój złożony ze szkarłatnego kaftana z wyhaftowanymi słowikami, który zakrywał prostą, lekką zbroję. Gdy tylko opuścił swój namiot, spostrzegł go Nuji.

-Haiki, jak się masz? Dokąd wyruszasz, skoro świt?- przywitał się przyjaciel Shaló.

-Dzień dobry, kompanie!- udawał grzeczność, w rzeczywistości jednak się irytował, że ktoś go teraz dostrzegł.- Widzisz, idę na krótki obchód wokół wsi. Ponoć ma tu się wkrótce zjawić jakiś oficjel z Moki**. 

- Ach tak, w takim razie pójdę z tobą. Dwa miecze wszakże lepiej wroga, niż jeden odeprą. - mrugnął do Haikiego Nuji.

- Naprawdę nie ma takiej potrzeby.- zakłopotał się. -Wiesz, na pewno macie tyle innych zajęć. Nie chcę przeszkadzać.- Haiki odszedł , nim kolega zdążył cokolwiek powiedzieć. 

Przy obozowej bramie dyskretnie przyłączył się doń Rómi.

- Rómi, ile razy powtarzam, gdy o niczym ci nie mówię, idę na misję sam i tylko sam!- fuknął Haiki.

-Czy nie jesteśmy dla siebie jak bracia? Przysięgaliśmy przecież. Proszę, pozwól mi, a wtedy będę dla ciebie robić cały tydzień wszystko, co tylko zechcesz.- błagał Rómi.

- Wszystko, powiadasz.- uniósł brwi. - Czyli mam już wypastowane buty, czyste płaszcze i najlepsze słodkości z miasta Numalā. W porządku, chodź. - zgodził się starszy strażnik. 

-Zaraz, nie rozpędzaj się...- Haiki nie reagował na protesty Rómiego, z nonszalanckim uśmiechem zostawiając go z  w tyle. 

Strażnik przybył do klasztoru, w którym odbywały się poranne modły i medytacje. Rómi miał czekać na zewnątrz.  Serdecznie przywitał starszego młodzieńca zastępca opata i zaproponował śniadanie. Haiki uprzejmie odmówił, by przejść do rzeczy. 

- W ten tragiczny dzień, niech ci  bracia mają u nas pamięć i niech czuwają nad nami, czy był na terenie klasztoru ktoś z zewnątrz? Proszę dobrze pomyśleć, bracie Żywiołów.- odrzekł Haiki.

- Tego dnia... o ile pamiętam, była u nas dwójka młodzieńców z wioski. Nie wiem, po co przyszli, ale byli uzbrojeni., jeden z nich to chyba twój kolega z załogi. Pomogli nam, gdyby nie oni, nie wiem, co by się z nami stało, o bogowie!- westchnął mnich. Strażnik dobrze już wiedział, co czynić.

-Czy nie wydawało się to bratu podejrzane? Dwóch młodych ludzi ni stąd, ni zowąd zjawia się akurat na miejscu zbrodni z mieczami. Pomyślcie, bracie Żywiołów. - nim rozmówca zdążył otworzyć usta, ten kontynuował. - Czy nie jest dziwnym fakt, iż od razu o wszystkim zameldowali panu Sankó. Może nie chcieli wykazać się odpowiedzialnością, jak myślicie? Może chcieli zatrzeć ślady do nich prowadzące? - mącił w głowie zastępcy opata. 

- Młody człowieku, muszę ci coś pokazać. - duchowny zaprosił Haikiego do wnętrza. 

Rómi obmyślił plan, który według niego nie miał prawa spalić na panewce. Widząc sylwetkę wychodzącego towarzysza, poczuł ekscytację. 

- Już załatwione, idziemy.- rzucił krótko Haiki.

- Tak jest!- z entuzjazmem krzyknął Rómi, co zdziwiło jego kolegę. 

Zaprzysiężony, od dnia bójki w bazie, wróg Shaló, postanowił wcielić swój plan w życie. Skorzystał z okazji. Właśnie stary Nu, dowódca bazy, zarządził poranny apel. Stawili się wszyscy, także Nuji. 

-Kto dziś wstał na poranny obchód?- spytał się stary dowódca.

- Seu Haiki, panie pułkowniku. - zgłosił się młodzian. Z zadowoleniem spostrzegł, że nie ma na placu kolegi, który rzeczywiście dziś wykonał obchód.

-Dobrze, twoja kolejka była chyba niedawno, ale mniejsza o to.- stwierdził Nu.

- Wartownik wyznaczony na poranek śpi, bodaj podchmielony w swym namiocie, panie pułkowniku. - oświadczył Haiki.

-Zajmę się tym leniem, zasłuży na swoje.- odrzekł dziarsko dowódca.- A teraz, kto zajmie się czyszczeniem mieczy? Jutro przybywa do nas ważny gość, Jego Ekscelencja Zastępca Gubernatora Prowincji, Ció Mulió. Zarządzam całodzienne ćwiczenia polowe. Stawić się za godzinę w pełnym rynsztunku na tym placu!- rozkazał Nu.

Rómi nie cierpił sprzątania i czyszczenia, lecz tym razem była to dla niego okazja. Ukradkiem włożył do pochwy miecza Nujiego karteczkę z napisem:

"Dobra gra. Klasztor załatwiony.  Czekaj na następne rozkazy."






*fómimi- złośliwe włochate demony w mitologii higańskiej, przynoszą zamęt i czynią różne psoty poczciwym ludziom

**Moki- ówczesna stolica prowincji Bānsamú, dziś część miasta Chimák


Miecz i KwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz