Dziewczyna zaprowadziła potajemnie młodzieńca do pokoiku w dobrze znanym mu klasztorze, w którym na czas uroczystości ulokowały się świątynne służki.
-Zaczekaj tutaj, za chwilę przyjdę. Bądź cicho i się przebierz.- poprosiła go i rzuciła na matę ceremonialne szaty podobne do jej własnych.
-Spokojnie, nie dam znaku życia.- uśmiechnął się. Czas mu się dłużył, zwłaszcza, że bardzo chciał pomóc Nujiemu.
Po chwili wróciła z pojemniczkami ze szminką, tuszem do rzęs, pudrem i różem.
-To jest...- język mu się zaplątał- dla mnie?!
-Tak i nie zawaham się tego użyć.-dziki uśmiech zawitał na usta Numi.
-Nie, nie, już wolę być pochwyconym, niż dać się umalować!-podniósł głos zaniepokojony.
-Cicho, bo ciebie usłyszą i mi się dostanie! Robimy to dla Nujiego, pamiętaj.-odparła zdecydowanie.- A teraz bądź dzielny.
Już kilkanaście minut trwało szykowanie Shaló na bóstwo. A raczej na tą, która owe bóstwa czci. Miał mieszane uczucia. Z jednej strony bowiem czuł się nieco upokorzony. Z drugiej- jak w niebie. Piękna dziewczyna wciąż muskała jego twarz i ich oczy stykały się ze sobą raz po raz. Serce biło mu mocniej, niż zwykle.
- I już, załatwione! Piękna panna z ciebie!- zaśmiała się Numi.
- Z czego się śmiejesz.- odparł z lekką irytacją.- Ze mnie?
-Powiedzmy, że to śmiech sukcesu.- nie przestawała się śmiać. Nałożyła mu ozdobną, ceremonialna chustę na głowę i po czym podała lusterko.
-To... ja?!- Shaló nie poznawał własnego oblicza. Wyglądał tak dobrze, że, co przyznał w myślach z zażenowaniem, mógłby sam się w sobie zakochać.
-Podoba się? Jeszcze tylko jeden szczegół i będzie idealnie.- podała mu zdobiony kwiatami wachlarz.- W drogę!
Haba czekał już na nich przed klasztorem.
-No proszę, co za piękność, chyba się zadurzyłem!- odparł strażnik.
-Docinki sobie zostaw na później.- westchnął Shaló.
-Dobra robota, koleżanko.. A właściwie, jak masz na imię, bo jakoś tak wypadło, że się nie przedstawiliśmy?- zapytał się Haba.
-Numi- ukłoniła się na powitanie, po czym i on podał swe imię.
-Przyznam, że jesteś bardzo utalentowana.- odparł Haba, a dziewczyna uśmiechnęła się. Shaló poczuł się lekko zazdrosny.
-Słońce w miejscu nie stoi!*- ponaglił ich młody rybak. Ruszyli w drogę.
Zasmuceni spostrzegli, iż kontrola obozu nawet się wzmocniła, gdyż przybyło strażników i żołnierzy prowincjonalnych, gdyż wizyta oficjela miała się ku końcowi.
-Dobrze, kto idzie pierwszy, ja, czy wy?- zapytał się Haba.
-My z Shaló, ty zaczekaj, aż wejdziemy.- odpowiedziała mu Numi.
Koleżanka Shaló podeszła wraz z nim pod bramę. Dopiero teraz dostrzegła, że nie idzie on z gracją godną pobożnego dziewczęcia, ale nie było już rady.
-A dokąd to, panienki?- zablokował im wejście postawny strażnik z sumiastymi wąsami.
-Idziemy po świętą wodę, strażniku. Opat zezwolił nam na wejście.- poinformowała go Numi.
-Za chwilę Pan Gubernator opuści wieś i mam rozkaz, by nikogo już nie wpuszczać.- odparł sucho.
-Ależ, proszę pana...- nieoczekiwanie zaświecił oczami Shaló w roli świątynnej służebnicy. -Jeśli nie przyniesiemy tej wody, będziemy musiały klęczeć na grochu do rana i nie dostaniemy zapłaty. Strażniku drogi, jesteśmy biedne, ja jedna muszę utrzymać rodzeństwo, mam chorą mateczkę i braciszka... braciszek mój, widzi pan...- mężczyzna rozrzewnił się na jego słowa.
CZYTASZ
Miecz i Kwiat
AventuraIII wiek n.e., Higania. W niewielkiej rybackiej wiosce Jamók mieszka wychowywany przez stryja 17-letni Shaló. Otoczony życzliwymi sąsiadami i piękną naturą, myśli o stażu stolarskim w mieście, a po cichu marzy o studiach na uniwersytecie. Działania...