Rozdział VII- Zdarzyło się w Święto Lampionów...

81 10 63
                                    

Shaló ze zdenerwowania potarł się po karku i spojrzał z zakłopotaniem na dziewczynę. Chciał się przedstawić, jednak zająknął się. Pomógł nowo poznanej koleżance wstać, lecz nie mógł wydusić ani jednego słowa. 

-Mieszkasz tutaj, czy przyjechałeś na święto do rodziny?- wyręczyła go Numi.

-Ekhm, p... prawdę m....mówiąc, m... mieszkam tu jakiś czas, pracu.... pracuję ze stryjem, pomagam mu.- z trudnością odrzekł kilka słów. 

-Chyba musisz ciężko pracować, skoro odebrało ci niemal mowę- radośnie zauważyła dziewczyna. Obydwoje się zaśmiali. Shaló zauważył, że jego ręce i nogi drżą. 

-Ja służę od niedawna w lokalnej świątyni, dziś pomagałam w przygotowaniach do święta.-odparła Numi.

-Ach, tak. To... to świetnie. - wydukał chłopak. 

-Jak ci się podoba święto? Nie mów nic drażliwemu mnichowi Sómie, ale mi możesz powiedzieć, nie obrażę się. - ponownie uśmiechnęła się nowa znajoma Shaló.

-Ach, święto... wspaniałe, naprawdę wspaniałe. Nigdy tak dobrze się... się nie bawiłem. - odparł z głupawym uśmieszkiem. W środku chciał przywołać siebie do porządku, lecz coś mu w tym przeszkadzało. - Właściwie ja...- chciał coś odrzec, lecz przerwała mu Numi.

-Patrz, już są! To one! Jakie piękne!- krzyknęła z entuzjazmem. Na niebie właśnie było widać roje rozświetlających mroki nocy komet. Kapłani i mnisi, a z nimi Numi, przyklękli na chwilę, by oddać cześć niebiańskim posłańcom. Wtedy w niebo zostały wypuszczone setki lampionów. Było ich tak dużo, iż zdawało się, że to gwiazdy zeszły na ziemię, by rozświetlić nocne niebo. 

-Kiedy byłam mała, mama mówiła mi, że nawet jeśli ktoś jest daleko, to gdy widzimy w oddali ten sam lampion, to znamy nasze myśli.- odparła z zadumą Numi. Shaló przypomniała się opowieść stryja i nieco posmutniał. Chłopak spojrzał się z lekkim uśmiechem w oczy Numi, zwrócone w stronę nieba, a odbijało się w nich światło ulatujących do nieba lampionów. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, a Shaló pragnął, by ten moment trwał wieki.

- Młodzieńcze, gdzieś jest, wołam cię i wołam!- szukał chłopaka Upi. Shaló przypomniał sobie, w jakich okolicznościach poznał Numi.

-Wybacz, zaczekasz chwilę? -zapytał się dziewczyny.

-Jasne.- zapewniła dziewczyna.

Shaló podał sąsiadowi upragniony napój. Już chciał iść, gdy Upi znów go zatrzymał. 

- Chłopcze, pójdź mi jeszcze po kurczaka w polewie, proszę. Tylko dobrze wysmażonego!

Chłopak lekko poirytowany spełnił prośbę, gdy okazało się, że stary rybak potrzebuje jeszcze kilka drobiazgów. - Ile można ucztować?- denerwował się Shaló. Gdy z pośpiechem wrócił do Numi, tej już nie było na miejscu. Rozżalony nastolatek sprawdzał każdy stragan, lecz jego wysiłki poszły na marne. Nigdzie jej nie było.

 - Nawet się jej nie przedstawiłem- żałował.

Szedł przed siebie i kopał przypadkowy kamyk, lecz jego uwagę przykuła rozmowa w rogu ulicy. Schował się za najbliższą chatą. Rozpoznał postać naczelnika wsi, który dyskutował z nieznajomymi. O ile można to było nazwać dyskusją...

-Powoli tracimy do ciebie cierpliwość.-podniósł głos jeden z nieznajomych. -Nie można wiecznie na czekać na rezultaty, Sankó.- syknął drugi.- Albo zatuszujesz sprawę w klasztorze, albo my zajmiemy się tobą. - Jeśli spadnie na Mistrza cień podejrzenia, w czasie powrotu do domu może ci się złamać noga, może twój syn gdzieś sobie zniknie, może żona zakrztusi się zupą. Wypadki chodzą po ludziach...- kontynuował pierwszy.

-Ja... ja... zrobię wszystko, by dać Mistrzowi satysfakcję! Nie zawiedziecie się!- zapewnił.

-Mam nadzieję, bo inaczej, wiesz dobrze. Czara twego ukochanego wina nie będzie jedynym, co przelejemy. - zaśmiał się złowieszczo chudszy z jegomościów. Odepchnął naczelnika, po czym ze swym towarzyszem zniknęli we mgle.

Shaló od jakiegoś czasu podejrzewał Sankó o nielegalne interesy. Nie przypuszczał jednak, że sięgają one dalej, niż ilość wypitych dzbanków wina. Chłopak postanowił mimo strachu, dalej śledzić Sankó. Wydawało się, iż na kogoś czekał i rzeczywiście wkrótce przybyła do niego zakapturzona postać. 

-Przysyła mnie Mistrz. - odparł kobiecy głos. - Pozdrawia Cię z całego serca. Przekazuję dowód jego wdzięczności. - kobiet wyjęła zakrwawiony kawałek materiału, a w nim, ku zgrozie Shaló, było najprawdziwsze ludzkie serce!  - Mistrz mówi, że jeśli sprawa z mnichami się nie wyjaśni, sprawi, iż obdarujesz go podobnie. 

Po chwili Sankó został sam, a zszokowany Shaló uciekł stamtąd. Nie mógł się pozbierać i postanowił poszukać Nujiego.  Rozglądał się po centrum wioski, wypełnionym świątecznymi straganami oferującymi najróżniejsze jadło, drewniane zabawki dla dzieci, losy, podrabiane metale szlachetne, imitacje broni,  wyszukane stroje i  ozdoby z piór i trzcin, tajemne talizmany- słowem, czego tylko dusza zapragnie i znacznie więcej. Nuji bawił w pobliżu straganu kuglarzy i z innymi strażnikami próbował żonglować pochodniami ku uciesze zebranych.

-Shaló, bracie, jesteś wreszcie! Dołącz do nas!- krzyknął wyraźnie podchmielony.

-Musimy pogadać. I to teraz.- szepnął Shaló.

-Coś ty taki poważny? Lampion za bardzo przyświecił?- zaśmiał się wnuk Upi.

- Nie czas na żarty. Pamiętasz o naszych podejrzeniach co do Sankó?

-Coś tam było. Daj temu pijaczynie spokój, dziś wszyscy się bawimy. - chciał zmienić temat Nuji.

-Jak ci coś powiem, zmienisz zdanie.- Shaló opowiedział przyjacielowi o wszystkim, co usłyszał. Nieco otrzeźwiło to umysł młodego strażnika.

-To znaczy, że Sankó wie, kto stoi za morderstwem.- stwierdził Nuji.

-Owszem, ale na pewno tego nie powie.- konkludował Shaló.- Musi wszystko zatuszować, więc i unieszkodliwić niewygodnych świadków.

-Czyli... nas. - obaj spojrzeli się na siebie z niepokojem.

Chłopak znów zamartwiał się. Cudowne chwile zmąciła mu myśl o intrygach Sankó. W końcu on, albo jego patroni dowiedzą się, że był tego dnia z Nujim w klasztorze. Nie wiedział, co jeszcze może wydarzyć się w wiosce. Nikt nie mógł się czuć bezpieczny. I kim był ten Mistrz, o którym wciąż mówili?

Gdy powrócił do domu, Shichi dostrzegł jego nastrój i nie chciał go niepokoić. Chłopak położył się, lecz nie mógł zasnąć. Przypomniał sobie słowa matki, która powtarzała, że, należy w takiej sytuacji myśleć o czymś przyjemnym. Shaló pomyślał zatem o Numi i jej oczach, w których iskrzyły się światełka lampionów. Chciał, by nikt nie zmącił tego obrazu.



Miecz i KwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz