Rozdział LXV- Gotowy na bycie zjedzonym?

43 4 107
                                    


– Jeden, dwa, trzy... cztery! Babuleńka Nanan poszła do siebie, nie do kuchni. Na dziś koniec służby. – triumfalnie odparł Rómi, licząc kroki starszej kobiety opiekującej się rezydencją Iriego.

– Droga wolna? Na pewno? – zapytała niepewnie Jawan. – Może znów się pomyliłeś, tak jak w kwestii mapy, wtedy, w mieście Eipik? Nie wiem jak zdałeś logikę na egzaminie na strażnika. – westchnęła krótkowłosa, opadając na poduszkę.

– Tym razem jestem całkowicie pewien. – wyraził się jasno strażnik, kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny. – Wiesz co? Twoja koszula nocna idealnie komponuje się z księżycem. – chwycił jej twarz i przejechał palcem po skórze.

– Nie teraz, Rómi. – przewróciła oczami.

– Zaczekaj. Pamiętaj, że jesteś dzielną, nieustraszoną...

– Hej! Raczej ja powinnam cię podtrzymywać na duchu. Zapomniałeś ile razów ode mnie otrzymałeś?

– Któregoś dnia powinnaś to powtórzyć w tej samej ilości, panienko Jawan. Tylko może w odrobinę innej formie? – ścisnął jej policzki, a ta spojrzała zdziwionym wzrokiem. Ujął jej twarz i delikatnie pocałował w usta. – To na zachętę.

Obydwoje chwycili się za dłonie, idąc w ciemnościach korytarzykiem ku biurze Iriego. Nocowali w jego domu szósty dzień i nie przypuszczali, czego mają się spodziewać po złowrogim pokoju owianym równie ciemną sławą co jego lokator, w dodatku spowitym aurą nocy. Para zbadała wzrokiem izbę i ku ich uldze, nikogo w niej prócz nich tam nie było.

– Gdzie mogą leżeć... dokumenty... gdzie ten drań je trzyma – szeptała do siebie Jawan.

– Swoją drogą, dziwne, że pokój jest otwarty. Powinien bardziej dbać o bezpieczeństwo swoich akt. – zastanawiał się Rómi.

– Lepiej dla nas. – wzruszyła ramionami przyjaciółka Numi. Przetrząsała różne pliki papieru, starając się odkładać je tak, by jak najwierniej zachować pierwotne położenie. – W takim gąszczu nigdy nic nie znajdziemy.

– Mamy całą noc, kolejną i jeszcze kolejną. – przekonywał Rómi.

– Bzdura! Co jeśli on się teraz obudzi i tu przyjdzie, a wtedy będziemy skończeni. – zauważyła nastolatka.

– Racja. Z drugiej strony chyba nas przecież nie zabije.

– Nawet gdybym miała zginąć... najpierw dowiem się o co chodzi z moją ciotką oraz o sprawę twojej mamy. Niech bóstwa nad nią czuwają w niebiosach. – Jawan zakasała rękawy piżamy i z zapałem bibliotekarza przystąpiła do wetowania stosów dokumentów leżących na biurku szefa Ligi Kołyszącego Wiatru.

– Jawan, chyba mam coś. – Rómi otworzył szafkę z taką delikatnością, jakby dotykał niemowlęcia. – To te akta z domu w Eipik. Musimy je przejrzeć i ...

– Cicho! – nastolatka w ostatniej niemal chwili schowała czarną czuprynę chłopaka pod biurkiem, gdy w izbie ku ich zgrozie pojawił się człowiek, którego chód dobrze znali. Przesuwająca się po pokoju sylwetka badała spojrzeniem różne papiery i przedmioty. Iri wyszedł na krużganek przysłonięty drewnianym ozdobnym daszkiem i westchnął głęboko, patrząc się w tarczę księżyca lekko już obdzieranego z majestatu w pełni przez mroczne siły nocy. Jego złocistą tarczę zaciemniała czerń tak samo, jak myśli Rómiego i Jawan schowanych w panice pod biurkiem. Ich strach i bicie rozkołatanych serc stały się jeszcze gwałtowniejsze, gdy młody zwierzchnik Ligi wrócił do środka i sięgnął do szafki, do której przed chwilą zaglądali. Najgorsze wizje pojawiły się już przed oczyma pary zakochanych, a o metodach Iriego wiedział dobrze Rómi, raz wszak przezeń uwięziony.

Miecz i KwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz