ROZDZIAŁ 30

152 11 1
                                    

(Robert)

Mężczyzna wszedł do niewielkiego, jednorodzinnego domku i już od progu uderzył w niego zapach pieczonej babki. Zerknął do małego, przytulnego salonu i w rogu od razu zauważył dużą choinkę, a pod nią multum prezentów.

– Cześć, wujku.

Usłyszał głos swojego siostrzeńca i odwrócił się. W progu kuchni ujrzał dziesięcioletniego chłopca o czarnych, kręconych włosach opadających na kark. Ubrany był w za dużą bluzę i szerokie spodnie z krokiem w kolanach.

– Cześć, Kuba – odpowiedział Robert. – Wyrosłeś. – Zmierzwił chłopcu włosy, a ten zaśmiał się lekko.

– Przywiozłeś prezenty? – zapytał i dokładnie zmierzył postać wujka swoimi zielonymi oczami.

Tym razem to Robert musiał się zaśmiać.

– Są w samochodzie. – Rzucił chłopcu kluczyki. – Możesz poszperać.

– Ale super! – zawołał i od razu ruszył do wyjścia.

Robert pokiwał przecząco głową i wszedł do niewielkiej kuchni. Ściany były żółte, podłoga wyłożona białymi kafelkami, a szafki miały kolor jasnego brązu. Przy kuchence stała niska, szczupła kobieta o rzadkich, mysich włosach, związanych w niskiego kucyka. Miała na sobie wypłowiałą, zieloną bluzkę i beżową spódnicę do kostek, a stopy ukryła w czarnych kapciach. Na widok nauczyciela uśmiechnęła się szeroko i odłożyła na bok łyżkę, którą właśnie mieszała coś, co gotowało się w srebrnym garnku – jednym z tych, które dostała od Roberta na urodziny kilka lat temu.

– Romek! – zawołała i podeszła do mężczyzny.

Pocałowała go bardzo czule w oba policzki, po czym dokładniej przyjrzała się jego twarzy. Zauważył, że pod jej szarymi oczami pojawiły się sińce, a na okrągłej twarzy więcej zmarszczek.

– Cześć, mamo – odpowiedział, uśmiechając się lekko. – Przywiozłem prezenty dla chłopców.

– Och, jak miło – rzekła i ponownie go pocałowała w policzek. – Schudłeś. – Zmarszczyła brwi, omiatając spojrzeniem sylwetkę syna.

– Wydaje ci się – mruknął. – Taty nie ma?

Pokiwała przecząco głową i cofnęła się kilka kroków.

– Pojechał z Anką na zakupy. – Ponownie chwyciła łyżkę i zaczęła mieszać w garnku. – Chcesz kawy? A może ciasta? Upiekłam makowiec.

– Uwielbiam twój makowiec – rzekł i oparł się o blat. – Ale wpadłem tylko na chwilę.

– Nigdy nie masz czasu – powiedziała z wyrzutem. – Zawsze wpadasz tylko na moment. – Posłała mężczyźnie karcące spojrzenie.

– Mam dużo pracy. – Wzruszył lekko ramionami.

– Robert, są święta. Chociaż raz mógłbyś odpuścić pracę i przyjechać do nas, posiedzieć, wypić z ojcem nalewkę. Tak jak kiedyś, pamiętasz?

Czy pamiętał? Oczywiście, że pamiętał. Nigdy nie zapomni tych dni przed świętami, kiedy wracał ze Stanów do domu i wraz z rodzicami siedział do późnych godzin, rozmawiając, pijąc różnego rodzaju alkohol i zajadając pyszności przygotowane przez swoją rodzicielkę.

– Wiem, mamo – odpowiedział. – Ale muszę pracować, jeżeli nadal mam pomagać Ani.

Kobieta spojrzała na syna dużymi oczami.

– Masz problemy finansowe? – zapytała zaniepokojona, a Robert westchnął.

– Jeszcze nie – odpowiedział. – Ale oszczędności mi się kończą. Nie będę mógł wysyłać Ance tyle pieniędzy, co dotychczas.

I am (NOT) your ClareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz