EPILOG

333 15 3
                                    

Gdańsk jest pięknym miastem. W sumie byłam tutaj tylko dwa razy – jako mała dziewczynka i krótko po przyjeździe z mamą do Polski. Wybrałyśmy się wtedy na taki „tygodniowy urlop" i spędziłyśmy cudowny czas, spacerując po plaży, zwiedzając miasto i szukając atrakcji. Nigdy jednak nie myślałam o tym miejscu jako moim domu. W sumie gdyby nie upartość matki Teresy, to nalegałabym na przeprowadzkę gdzie indziej, ale cóż... walczyć z Teresą to tak jakby walczyć z wiatrakami.

Od śmierci Melki, Arka oraz Roberta minęły dwa miesiące. Dwa długie miesiące, w których przeniosłam się na północ kraju, zmieniłam szkołę i jakoś wróciłam do normalnego życia. No prawie. Mama nie dała się przekonać, że ze mną jest wszystko w porządku i co tydzień musiałam chodzić na sesje terapeutyczne do pani psycholog Dominiki Długosz. Tak naprawdę to czułam się całkowicie dobrze i te rozmowy nie były mi do niczego potrzebne, aczkolwiek nie chciałam sprawiać przykrości mamie. Ona i tak wiele poświęciła przez moją cholerną miłość, straciła świetną posadę i teraz pracowała jako wykładowczyni na Uniwersytecie Medycznym. Co prawda nigdy mi tego nie mówiła, ale doskonale słyszałam jak wieczorami dzwoni do różnych, wpływowych ludzi, powołując się na jeszcze innych wpływowych ludzi i szuka w ten sposób dodatkowej pracy, zapewne w jakimś szpitalu albo klinice. Bywały dni kiedy naprawdę czułam się żałośnie z tego powodu. Wiedziałam, że jestem przyczyną jej wszystkich nieszczęść i nie miałam pojęcia jak jej to wynagrodzić.

Co do Sary... Rodzice mojej przyjaciółki urządzili jeden pogrzeb, podczas którego pożegnali zarówno córeczkę jak i Artura. Uznali, że dziewczynka szalała za chłopakiem i nawet jeśli to z jego winy Amelia nie żyje, zasługuje on na godny pochówek. Oczywiście z początku Sara się buntowała, nie chciała nawet słyszeć o łączonej uroczystości, ale w końcu się poddała. Przez dwa tygodnie nie wychodziła z domu, non stop płakała, cierpiała i wyrzucała swoje żale, ale w końcu otrząsnęła się z tego wszystkiego. Dzisiaj była już niemal tą samą Sarą, którą pamiętałam, kochałam i chciałam znać. Prawie, bo coraz bardziej rósł jej brzuch i coraz bardziej na ten fakt narzekała.

Jednak bardziej interesujące jest śledztwo i to, jak się wykaraskałam z morderstwa. Okazuje się, że głupi ma zawsze szczęście, lub plan Roberta był tak doskonale przygotowany. Policja uznała moje zeznania za wiarygodne, uwierzyli w działanie w obronie koniecznej i śledztwo przeciwko mnie zostało umorzone. Opowiedziałam o moim związku z nauczycielem, zrelacjonowałam jego zachowanie, a za powód naszej szarpaniny podałam fakt, iż Robert chciał mnie zmusić do odwołania wszystkiego, co powiedziałam przed kuratorium. Że niby mu na pracy zależało, a mnie uznawał za największą pomyłkę swojego życia. 

Nie powiem... dziwnie się czułam zeznając te wszystkie bzdury, ale wiedziałam, że on by tego chciał. W końcu zrobił wszystko abym wyszła z tego obronną ręką i byłam mu za to wdzięczna. Też poniosłam pewną karę, przeniosłam się do innego miasta, zmieniłam szkołę, ale odczułam wielką ulgę. W reszcie mogłam zacząć normalne życie, jak inni nastolatkowie.

Z mamą przeniosłyśmy się do dwupoziomowego mieszkania jakieś czterysta metrów od plaży. Mieszkałyśmy na pierwszym piętrze, zaraz obok młodego małżeństwa z dwójką rozkrzyczanych, rozpieszczonych dzieciaków. On był ponoć jakimś budowlańcem, ona to zatwardziała kura domowa.

Nasza kwatera była raczej... średnia. Na dole mieściły się dwa duże pokoje z czego większy oddzielony był od kuchni jedynie murowanym blatem kuchennym. Łazienka niewielka, jasna z oknem wychodzącym na pobliski parking, a na piętrze mieścił się jeden pokój – mój. Niby był o połowę mniejszy niż ten poprzedni, ale mi to pasowało. Nie miałam tak dużo metrażu do sprzątania, a kiedy powiedziałam o tym mamie, roześmiała się wesoło.

Mimo zapoznania nowych znajomych, nadal starałam się utrzymywać kontakt z Sarą. Umówiłyśmy się nawet, że wpadnie do mnie na jakiś weekend. Z Bartkiem niestety sytuacja wyglądała gorzej i od pamiętnego wieczoru, kiedy poszliśmy do łóżka, nie miałam o chłopaku żadnych wieści. Oprócz mojej przyjaciółki był jeszcze Tomasz, który pomagał przy przeprowadzce i co jakiś czas dzwonił aby dowiedzieć się, czy wszystko u nas w porządku. Tak naprawdę, kiedy dowiedział się o całej sprawie z zabójstwem mojego nauczyciela, okazał mi dużo wsparcia i pomógł zarówno mi jak i Teresie. Znalazł dla mnie nowe, całkiem fajne liceum, mamie załatwił pracę, a teraz nawet przyjechał, zobaczyć jak się urządziłyśmy.

I am (NOT) your ClareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz