ROZDZIAŁ 36

238 12 3
                                    

Opadłam na kanapę w salonie i przykryłam twarz dłońmi. Byłam zmęczona, załamana i nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Nie widziałam się z Sarą. Za każdym razem, kiedy chciałam do niej zajrzeć, lekarze i pielęgniarki mówili mi, że tylko rodzina może ją odwiedzać, a ja nie należałam do rodziny. Nie byłam nawet spokrewniona z kornikami, albo molami – o ile takowe w domu Głogowskich przebywały – więc cokolwiek bym nie zrobiła, powiedziała, oznajmiła i wyjaśniła, i tak nie pozwolono mi jej zobaczyć. Nie poszłam do Roberta, ale tylko dlatego, że w zaistniałej sytuacji nie miałam na to ochoty. Za dużo się wydarzyło, miałam kompletny mętlik w głowie, a wyjaśnianie matce Teresie, jakim cudem moja przyjaciółka wzięła jakieś świństwo, aby zabić dziecko, dobiło mnie totalnie.

Tłumaczenie mojej mamie dosyć prostych i banalnych rzeczy, okazywało się być wyzwaniem równym zdobycia Mount Everestu. A wszystko dlatego, że tłumacząc jej proste równanie: Sara plus ciąża plus tabletka równa się poronienie, dawało u niej wynik pod tytułem „nie pojmuję". I wyjaśnianie wszystkiego od początku, było bardzo nużące, męczące, a przede wszystkim irytujące. Kiedy po raz kolejny zapytała jakim cudem Głogowska zaszła w ciążę, padłam na tę przeklętą kanapę i obawiałam się, że już z niej nie wstanę.

– Nie wiesz jak się dzieci robi? – jęknęłam i zabrałam dłonie z twarzy.

– Wiem, Lotte. – Przewróciła oczami. – Ale nie rozumiem jakim cudem Sara... przecież nigdy nie widziałam jej z chłopakiem.

Bingo! Dlatego, że matka Teresa nigdy nie widziała mojej przyjaciółki w towarzystwie chłopaka, oznaczało, iż siedemnastolatka nie ma żadnej sympatii, albo co gorsza, jest jakimś cybotgiem bez uczuć.. I jak ja miałam być normalna, skoro otaczali mnie tacy ludzie? Jeden miał tajemnice, druga łyka jakieś świństwa, a trzecia jest idiotką do potęgi.

– Jezu... idę stąd, bo zaraz mnie coś trafi – warknęłam i wstałam z miejsca. – Czasami rozumujesz gorzej, niż niemowlę.

Dotychczas mama stała naprzeciwko mnie z rękoma opartymi na biodrach, ale nagle chwyciła mnie za rękę i zmusiła, abym z powrotem usiadła. Czyli to nie koniec tych tortur.

– Ale jej rodzice wiedzą kim jest jej chłopak? Wiedzieli, że jest w ciąży? Jak zareagowali?

Jak zwykle, miliony pytań na minutę, a w mojej głowie żadnej, nawet najmniejszej odpowiedzi. Zmusiłam się jedynie do wzruszenia ramionami.

– Nie wiem, mamo – mruknęłam. – Gdyby wiedzieli, to by nie dopuścili, aby Sara zrobiła coś tak beznadziejnego.

– W sumie racja. – Usiadła obok mnie i podkurczyła nogi pod brodę. – A znasz jej chłopaka?

Spojrzałam na moją rodzicielkę. Tak naprawdę nie mogłam mieć stuprocentowej pewności, ale prawdopodobnie ojcem dziecka był Artur. Jakoś nie wyobrażałam sobie, aby Głogowska poszła do łóżka z kimkolwiek innym.

– Nie znam. – Tak. Skłamałam... ponownie. Czy wspominałam już, że w piekle grzeją dla mnie fotel? I kocioł?

– Ale jesteście przyjaciółkami.

Czy ta kobieta nigdy nie odpuści?! Już otworzyłam usta, już chciałam jej pocisnąć jakąś litanią, na temat jej głupiego wtrącania się w nieswoje sprawy, ale przerwał mi dzwonek do drzwi. No zajebiście! Jeszcze jakiegoś ktosia, diabli niosą! Mama zerwała się z sofy i pobiegła otworzyć.

– Dobry wieczór, a co pan tu robi? – Usłyszałam jej głos i zdziwiona zerknęłam w stronę przedpokoju.

– Przyszedłem do Charlotte. Jest w domu?

Serce mi stanęło. Czy ten człowiek kompletnie zwariował?! Przychodził do mojego domu, jak gdyby nigdy nic i gadał mojej matce, że przyszedł do mnie... bo co?! Bo mu się nudziło?

I am (NOT) your ClareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz