Rozdział 39

131 12 0
                                    

Wybiegłam z sali i chciałam jak najszybciej opuścić ten przeklęty budynek, ale już na schodach mój plan spalił na panewce. A wszystko dlatego, że musiałam wpaść na przeklętą Lipowicz i jej świdrujące, złowieszcze spojrzenie, mówiące mi jak bardzo mam przechlapane.

– A dokąd to, młoda damo? – zapytała, stając mi w przejściu.

Miałam dwie opcje: zatrzymać się i posłuchać czego ta wiedźma ode mnie chce, albo po ludzku zepchnąć z tych schodów i uciec jak najdalej. Bo właśnie to pragnęłam zrobić. Uciec, zniknąć i nigdy więcej nie wracać.

– Mogę przejść? – zapytałam, siląc się na miły głos. – Chciałabym po prostu iść w swoją stronę, pani profesor.

Kobieta popatrzyła na mnie jakoś tak dziwnie, a potem westchnęła ciężko i pokiwała przecząco głową.

– Porozmawiajmy Charlotte – rzekła, po czym wskazała korytarz prowadzący do biblioteki.

I co ja miałam zrobić? Przed chwilą Robert po raz kolejny pokazał, że jest niezrównoważony psychicznie, a teraz ten babsztyl przyczepił się do mnie i chce porozmawiać. Jakoś sobie nie przypominam abyśmy zostały przyjaciółkami... No chyba, że z moją pamięcią jest równie kiepsko, co ze zdrowiem umysłowym. Bo normalna to ja nie jestem na dwieście procent.

– Skoro musimy – mruknęłam i ruszyłam przodem.

Tak szczerze, to powiem wam, iż dzisiejszego ranka szłam do szkoły z przekonaniem, że dam sobie radę. Wstałam z podniesioną głową i przysięgłam sobie, że nie pozwolę aby Kulczycki w spółce z całym złem tego świata zniszczył moje życie doszczętnie. Chciałam nawet w jakiś sposób porozmawiać z Bartkiem, wyjaśnić wszystko na tyle na ile umiałam, a mojego nauczyciela odsunąć tak daleko jak się tylko da. Niestety, kiedy ta blond czupryna pojawiła się przed moimi oczami siłę, którą sobie dodałam szlak jasny trafił, a moje wszelkie chęci i przekonania zniknęły bezpowrotnie. Okazało się, że jestem zbyt uzależniona od mojego wychowawcy i pragnęłam tylko jednego... znaleźć się w ramionach tego mężczyzny. I żyłam w tej tęsknocie do momentu, w którym naskoczył na mnie, bo mu się data urodzenia nie podoba.

Ludzie, czy ja wyglądam na kogoś z paranormalnymi umiejętnościami? Przecież sama sobie tej daty nie wybierałam! Urodziłam się w kwietniu i nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Czy gdybym urodziła się w marcu Kulczycki byłby bardziej zadowolony?

Weszłam do dużej, opustoszałej (nie licząc bibliotekarki) biblioteki, a Lipowicz od razu wskazała, że mam usiąść przy jednym ze stolików. W sumie odkąd chodzę do tej szkoły to miejsce odwiedziłam ledwie kilka razy i jakoś nie stęskniłam się za bardzo. Wszędzie czuć było charakterystyczny zapach starych, zużytych książek, jasne ściany kontrastowały z obrzydliwie zieloną wykładziną, a reszta pomieszczenia zastawiona była regałami. Posłusznie usiadłam na wskazanym przez nauczycielkę miejscu, a bibliotekarka (kobieta w średnim wieku o wściekle czerwonych włosach, sterczących we wszystkie strony świata) ulotniła się gdzieś, zapewne na niemy znak Lipowicz.

– Charlotte widzę, że coś się z tobą dzieje niedobrego – zaczęła, stając przede mną.

Założyła ręce na piersi i przestrzeliła mnie swoim spojrzeniem na wylot. Grr... nie znoszę kiedy ktoś mi się tak przygląda. To trochę tak, jakby wnikała w moje wnętrze i powoli odkrywała wszystkie tajemnice, a zwłaszcza tą, którą chciałam zabrać do grobu.

– Wydaje się pani – odpowiedziałam i poprawiłam się na krześle. – Mogę już iść?

Lipowicz zacisnęła usta, a lewy policzek dziwnie jej drgnął.

– Wiem, że uważasz mnie za wroga, ale jesteś w błędzie. Widzę, że ostatnio inaczej wyglądasz i się zachowujesz. Zawsze byłaś pyskata i roztrzepana, ale teraz zmieniasz się z dnia na dzień. Czy masz jakieś problemy? Kłopoty? Ktoś ci grozi?

I am (NOT) your ClareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz