ROZDZIAŁ 27

147 14 0
                                    

W poniedziałek mama upierała się, abym nie szła do szkoły, ale ja nie mogłam usiedzieć w domu. Po prostu nie mogłam znieść jej towarzystwa i wiecznego piszczenia mi nad uchem, jaka to byłam biedna i pokrzywdzona przez los. Owszem czułam, że to wszystko było bardzo niesprawiedliwie, a nawet przez głowę przeszła mi myśl, że gdyby nie ten zawał, być może ja i ojciec, kiedyś byśmy się dogadali. Może za sześć, siedem lat zostałby dziadkiem i każdego dnia bujał swojego wnuka lub wnuczkę na kolanie. Może kiedyś usiedlibyśmy przy wspólnym stole i porozmawiali jak normalni ludzie, ale już tej szansy nie było. James Bright nie żył i koniec.

Dlatego z samego rana, zakomunikowałam, mojej nadal zrozpaczonej matce, że idę do szkoły i niech nie waży się mnie powstrzymywać, bo zrobię jej jakąś krzywdę. A byłam do tego zdolna, zważywszy, że w nocy wcale nie spałam. Czułam, iż moje życie powoli zaczynało się zamieniać w jedną wielką ruinę, a wszystko zapoczątkował mój romans nauczycielem.

Robert... wiedział już o moim ojcu, gdyż matka Teresa zadzwoniła do niego wieczorem, poinformowała co się stało i zadecydowała, że przez tydzień w szkole mnie nie będzie. Zaraz po tym dostałam od niego wiadomość o treści: Kochanie, jestem z Tobą i znów poczułam się jak w potrzasku. To zaczynało mnie przytłaczać, Robert, który chciał mnie mieć tylko dla siebie, Sara upijająca się i sypiająca gangsterem, matka zdradzająca swojego faceta i wreszcie niespodziewana śmierć ojca. Wiem, nie miałam z Jamesem najlepszego kontaktu, ale był moim ojcem. Przez niemalże czternaście lat mieszkałam z nim pod jednym dachem, może się mną nie interesował, ale jednak był. I teraz nagle zniknął tylko po to, by pozostawić po sobie swoją kochankę Camilę, która zadomowiła się w naszym salonie, jakby na tym świecie nie było hoteli.

Nie wiem jak to było możliwe, ale w tym mieście wieści rozchodziły się z prędkością światła. Jak tylko weszłam do szkoły, niemal od razu pojawiła się przy mnie Ilona wraz ze swoją świtą. Przez pierwszą chwilę sądziłam, że znów chciała mnie zaciągnąć do łazienki i poszarpać za włosy, ale dziewczyna ku mojemu zdziwieniu podała mi rękę i złożyła dosyć nieskładne kondolencje. Potem miałam starcie z Białowąsem, który przekazał mi wyrazy współczucia tak, jak się je powinno przekazywać, a kiedy szłam do sali złapała  mnie jeszcze Lipowicz, na której widok zrobiło mi się niedobrze. Wysłuchałam jednak wszystkiego, co miała mi do powiedzenia, a mianowicie zapewniała, że zawsze mogłam na nią liczyć, a potem podziękowałam aż nazbyt grzecznie i udałam się pod salę, w której miałam zajęcia właśnie z tą kobietą.

Niemal od razu zauważyłam Sarę, która jak tylko mnie zobaczyła podniosła się ze swojego siadu skrzyżnego i podbiegła do mnie, niczym prawdziwa, kochająca przyjaciółka.

– Tak mi przykro – powiedziała szybko przytulając mnie do siebie. – To okropne, co się stało.

– Przeżyję – odpowiedziałam, na co Sara uśmiechnęła się blado w moją stronę.

– Chciałam ci powiedzieć, że będę siedziała z Dawidem. Bartek usiądzie z tobą.

Westchnęłam cicho. Głogowska naprawdę była na mnie zła za tą rozmowę u Roberta.

– Sara, ale ja... –

Pokiwała przecząco głową, dając mi znak, abym przerwała.

– Tak będzie lepiej, Lotte – i zanim zdążyłam jej odpowiedzieć, odwróciła się i odeszła.

Od tak, po prostu zostawiła mnie na środku tego cholernego korytarza, gdzie wszyscy gapili się wprost na moją osobę.

Poczułam, że zaczynają piec mnie oczy, ale nie mogłam pozwolić, aby łzy pojawiły się na twarzy. Nie mogłam pokazać słabości, zwłaszcza w obecności kilkudziesięciu osób. Zamrugałam więc kilka razy, aby odgonić chęć płaczu i usiadłam pod salą, podkurczając nogi pod brodę. Wszystko wskazywało na to, że moja przyjaźń z panną Głogowską stała pod dużym znakiem zapytania. Ale swoją drogą czy mogłam ją nazywać przyjaciółką, skoro zostawiła mnie w momencie, w którym najbardziej jej potrzebowałam?

I am (NOT) your ClareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz