ROZDZIAŁ 32

127 11 0
                                    

Tak beznadziejnych Świąt jeszcze nigdy nie przeżyłam. Od wizyty Roberta w ogóle nie opuszczałam łóżka, praktycznie nic nie jadłam, nie licząc tych kilku niewielkich posiłków, do których zmusiła mnie mamą, nie piłam, nie mówiłam, nie robiłam kompletnie nic. Po prostu zaszyłam się pod kołdrą w nadziei, że nagle moja skromna osoba przestanie istnieć.

Robert nie odezwał się do mnie ani w Pierwsze Święto ani w Drugie. Nie odezwał się nawet w ciągu tygodnia między Świętami, a Sylwestrem, co dobijało mnie jeszcze bardziej. Czułam się po prostu jak dziwka, kurwa którą wziął byle jak, byle gdzie i byle szybko, tylko po to, by zaspokoić samego siebie, a mnie upokorzyć jeszcze bardziej. Na przemian płakałam i śmiałam się z własnej głupoty, nic mnie nie obchodziło, otumaniłam się własnym bólem i cierpieniem.

Mózg na początku wrzeszczał na mnie, chcąc doprowadzić moją osobę do porządků, ale kiedy serce zaczęło wyć, wylewając przy tym litry łez, poddał się í klapnął zrezygnowany na kanapę klnąc jak szewc. Później stwierdził, że to nie dla niego, zebrał swoje ulubione lektury i zamknął się w szafie kategorycznie żądając ciszy i spokoju. Tak więc ja i moje serce zostaliśmy zupełnie sami, zranieni, skrzywdzeni i zrozpaczeni, pocieszając siebie nawzajem, jakby nam to miało dać jakieś ukojenie.

Trzydziestego pierwszego grudnia, z samego rana, do mojego pokoju wparowała mama i stanęła nad moim łóżkiem, opierając dłonie na biodrach.

– Dość tego! – wrzasnęła, chwyciła kołdrę i zdarła ją ze mnie.

– Daj mi spokój – mruknęłam, chowając głowę pod poduszkę.

Chciałam mieć spokój, chciałam zniknąć, zasnąć i nigdy więcej się nie budzić.

– Wstawaj natychmiast! – krzyczała dalej i zabrała mi poduszkę. – Wyglądasz jak smalec! Włosy tłuste, nie umyłaś się od tygodnia i tylko leżysz i płaczesz. Nie chcesz ze mną rozmawiać i dobrze, nie rozmawiaj sobie, ale nie pozwolę by moje dziecko staczało się na samo dno, z bliżej nieokreślonego powodu!

Tym bliżej nieokreślonym powodem był mój nauczyciel, ale co ty kobieto możesz o tym wiedzieć?

– Nie jestem twoim dzieckiem – warknęłam, zanim pomyślałam.

Matka Teresa jednak nie zwróciła na to uwagi. Chwyciła mnie za kostki i bez zbędnych ceregieli zwlekła z łóżka, prosto na podłogę, zupełnie jakbym nie ważyła zupełnie nic, albo co gorsza – była jakąś szmacianą lalką.

– Zwariowałaś?! –'zawołałam, chciałam się podnieść, ale moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa.

– Nie będę na to patrzyć, rozumiesz? – powiedziała nadzwyczaj ostro i tym razem chwyciła mnie zá ręce. – Masz się natychmiast doprowadzić do porządku. Dzisiaj jest Sylwester, masz wyjść z przyjaciółmi, zabawić się i spróbuj wrócić do domu przed północą, to ci nogi z dupy powyrywam!

No jak ona mogła? Takimi brzydkimi słowami w moją skromną osobę? Poza tym czy ona nie widziała, że byłam załamana? Nie mogła mnie zostawić w tym pokoju aż zdechnę?

– Daj mi spokój – mruknęłam i chciałam wyrwać dłonie z jej uścisku, ale mi nie pozwoliła.

Zamiast tego zaczęła mnie ciągnąć wbrew mojej woli do łazienki. Tak po prostu, po podłodze, jakbym szmatą była. No niech ktoś zabierze ode mnie tę kobietę!

– Nie wiem, co się z tobą dzieje – wysapała, kiedy wciągnęła mnie do pomieszczenia. – Przysięgam, że jeszcze dzień tego twojego załamania i dzwonię po psychologa. Bo ja próbowałam z tobą rozmawiać, martwiłam się, błagałam żebyś mí powiedziała co się dzieje, ale ty się zaparłaś i koniec. Więc skoro nie chcesz rozmawiać ze mną, to porozmawiasz z lekarzem.

I am (NOT) your ClareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz