No i się wkurwiłam. Przysięgam, że miałam zamiar być spokojna, niczym oaza, ale, kurwa, nie mogłam. A wiecie dlaczego? Bo moja cholerna przyjaciółka nagadała mi bzdur i może bym to olała, jak większość tego co paplała, ale tym razem nagadała mi o moim pochodzeniu, a mój spokój ducha szlag jasny trafił. Właśnie przez to jej durne pieprzenie, ponownie nie przespałam całej nocy, a rano wnerwiła mnie dodatkowo moja matka, która wlazła do mojego pokoju i zaczęła mnie szczypać, szarpać i jęczeć mi nad uchem, że gruba jest i obie powinnyśmy chodzić na siłownię. Musiałam wykazać się zimną krwią i mimo chęci rozwalenia tego podłego świata, zapewniłam moją rodzicielkę, że jest piękna i chociaż ogromnie pragnęłam znów powrócić do krainy Morfeusza, już nie potrafiłam. Więc nie mając nic lepszego do roboty, ubrałam się w byle co i zeszłam na dół tylko po to, aby zacząć przekopywać wszystkie szafy, wszystkie szuflady i półki w poszukiwaniu moich dokumentów.
W sumie nie wiem po co to robiłam, chyba miałam nadzieję, że te głupie świstki dadzą mi pewność, że jestem córką tych nienormalnych ludzi, ale niestety, w tym domu mieszkał jakiś złodziej papierów, gdyż nie znalazłam żadnych dokumentów ze szpitala, z okresu w którym się urodziłam ani nic skąd mogłabym się dowiedzieć czegoś o moich rodzicach. Odważyłam się nawet przeszperać rzeczy mamy, która patrzyła na mnie jakbym kosmitą była, ale również nie znalazłam nic godnego uwagi.
Nabrałam jeszcze większych podejrzeń. Bo przecież to niemożliwe aby jedynymi papierami, jakie miałam były moje świadectwa ze szkół w Stanach! A jeżeli Głogowska miała rację i moi rodzice coś przede mną ukrywali? Na przykład fakt, że James nie był moim ojcem, albo Teresa matką?
Jęknęłam cicho i opadłam na sofę w salonie. Myśl, tępaku, myśl! Gdzieś w tym domu musiało coś być! Przecież powinnam mieć jakiś dokument tożsamości, oprócz głupiej legitymacji szkolnej! Potem zaczęłam się zastanawiać gdzie moja mama mogła ukryć swoje papiery. Przecież gdzieś musiał być dowód tego, że w maju, siedemnaście lat temu urodziła dziecko. Chociażby taka mała bransoletka, którą zakładają dziecku na rączkę... Nawet jej nie było. Coś mi tu nie grało i musiałam się dowiedzieć co. I to jak najszybciej.
Wstałam z sofy i szybko poszłam do kuchni, gdzie zastałam moją matkę tulącą się do Tomka. I w sumie nic w tym dziwnego, bo odkąd mężczyzna do nas przychodził, to Teresa non stop się do niego tuliła, siedziała mu na kolanach, i w ogóle zachowywała się, jak piętnastolatka. Tylko kiedy moja skromna osoba wkroczyła do pomieszczenia, mama odskoczyła od swojej „miłości" i szybko wytarła łzy z policzków. I myślała, że tego nie zauważyłam?
– Płaczesz? – zapytałam zdziwiona, a mama odwróciła się do mnie plecami.
– Nie, Lotte – rzekła zmienionym głosem. – Tylko coś mi do oka wpadło –
Ehe, jasne. Zapewne Tomasz.
– A tak naprawdę?
Tomasz zerknął na moją mamę, a potem podrapał się po głowie.
– Naprawdę, Charlotte, wszystko w porządku – powiedział. – Mama ma gorszy dzień i tyle.
– Gorszy dzień?
Przeniosłam spojrzenie na moją rodzicielkę, a raczej na jej plecy i czułam jak moje zwoje mózgowe dosłownie piszczą z przegrzania. Moja matka miała gorszy dzień, płakała i tuliła się do swojego faceta. Raz była roześmiana, za chwilę ryczała i robiła testy ciążowe, na które bała się spojrzeć. Jak można było być tak głupim?
– Ty stuknięta kobieto! – zawołałam, a zaskoczona Teresa odwróciła się w moją stronę. – Ty jednak jesteś w ciąży!
Mama zrobiła wielkie oczy i spojrzała z przerażeniem na Tomka, który wyraźnie zbladł.
CZYTASZ
I am (NOT) your Clare
RomantizmRobert Kulczycki jest obiektem westchnień niemal wszystkich uczennic. Przystojny, uśmiechnięty i inteligentny, zaskarbia sobie serca nie tylko licealistów, ale także nauczycieli. Jest idealny. I tajemniczy. Odkrywam to dopiero podczas indywidualny...