ROZDZIAŁ 18

214 13 0
                                    

Usta Roberta Kulczyckiego były wręcz nieokiełznane. Całowały mnie z taką zachłannością i namiętnością, że brakowało mi tchu. Jego niecierpliwe dłonie błądziły po moich plecach, przyprawiając mnie o dreszcze, a całe ciało wręcz płonęło. Mężczyzna stanowczo chwycił mnie pod uda i sprawnym ruchem posadził na swoim biurku.

– Szaleję za tobą, Charlotte – wydyszał i zaczął całować moją szyję.

Serce waliło mi jak opętane, zanurzyłam dłoń w jego włosach, czując jak całe moje ciało, z każdą chwilą, robi się coraz bardziej gorące. Robert powoli zaczął odpinać moją bluzkę i palcami trącił skórę na moich piersiach. Nagle w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. To jest mój nauczyciel, a my jesteśmy w sali językowej!

– Robert, nie – powiedziałam i starałam się odepchnąć go od siebie, jednak był silniejszy. Zupełnie jakby ogłuchł i nie zwracał uwagi na moje słowa.

– Robert, proszę. – Znów go odepchnęłam.

– Zamknij się – warknął. – Jesteś moja, rozumiesz? – Chwycił mnie mocno za ramię i szarpnął, patrząc na mnie z wyraźną złością. – I będę cię miał, choćbym musiał to sobie wziąć siłą.

Moje serce zamarło.

– Robert, co ty... – wydusiłam z siebie, ale nie dokończyłam, bo mężczyzna zaczął rozpinać rozporek moich spodni. – Nie! – zawołałam. – Nie chcę! – Uderzyłam go z pięści w klatkę piersiową, ale nie pomogło.

Robert jak w jakimś amoku chwycił mnie z włosy, ściągnął z biurka i rzucił mną na podłogę, jakbym ważyła ledwie kilka deko. Musiałam uderzyć ramieniem o twarde panele, bo zaczęło mnie cholernie boleć.

– Nie chcesz? – syknął i usiadł na mnie okrakiem. Chwycił moje gardło i przyszpilił do podłogi, ucinając mi dopływ świeżego powietrza.

Nie mogłam oddychać, nie mogłam krzyczeć. Próbowałam odepchnąć nauczyciela, jednak był większy i silniejszy. Wierzgałam nogami i dłońmi, rozpaczliwie pragnąc zdobyć chociaż odrobinę powietrza, chciałam wziąć malutki oddech. Z moich oczu potoczyły się łzy. To nie był Robert, którego znałam. To nie był mój ukochany, tylko jakiś tyran, kompletny wariat.

Próbowałam zachłysnąć się powietrzem, jednak nie mogłam. Dłoń Kulczyckiego nieustępliwie dusiła moje gardło, płuca zaczęły mnie szczypać od braku tlenu, oczy powoli spowijała ciemność.

– Robert... – Chciałam to wypowiedzieć, ale nie mogłam.

Powieki odmawiały mi posłuszeństwa i robiły się coraz cięższe, zamykały się, opadając z sił zupełnie jak reszta mojego ciała...

Obudziłam się zlana zimnym potem. Zerknęłam na zegar, który wskazywał godzinę siódmą czterdzieści-pięć. Co to do cholery było?! Chwyciłam się za gardło, ale z ulgą uświadomiłam sobie, że to był tylko sen. Koszmar, w którym mój własny nauczyciel bestialsko mnie mordował. Opadłam z powrotem na poduszki dysząc jakbym przebiegła ogromnie długi dystans. Boże... jeszcze nigdy nie miałam tak realistycznego snu. Robert mnie dusił, mało tego... On chciał mnie zgwałcić!

Spokojnie Charlotte, ogarnij się. To tylko sen. Głupi nic nie znaczący sen. Wzięłam głębszy oddech i poczułam jak moje serce powoli się uspokaja. Just dream baby, just dream. Jeszcze raz zerknęłam na zegar. Siódma pięćdziesiąt... SIÓDMA PIĘĆDZIESIĄT! Kurwa! Zaspałam! Zerwałam się szybko z łóżka i niemal od razu pobiegłam do łazienki.

Cholera, cholera, cholera. Że też dzisiaj musiałam zaspać, akurat kiedy pierwszą lekcję mamy z tą zrzędą Lipowicz! Ubrałam się w to, co wpadło mi w ręce (czyli legginsy, jakiś t–shirt i czerwona, rozpinana bluza), szybko umalowałam rzęsy jednocześnie myjąc zęby, śniadanie sobie darowałam i wybiegłam z domu, chwytając w locie moją kurtkę.

I am (NOT) your ClareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz