Szkoła. Znów się spóźniłam, ale tym razem miałam solidne usprawiedliwienie. Tym usprawiedliwieniem była moja rąbnięta matka. Jak można było być tak głupim i nieodpowiedzialnym?! Przecież b yła kurna dorosłą kobietą, powinna wiedzieć, że musi się zabezpieczać, no chyba, że bardzo chce mieć kolejne dziecko. Okej – zawsze pragnęłam mieć rodzeństwo, ale kiedy byłam młodsza! Teraz miałam siedemnaście lat i nie uśmiechała mi się zabawa w pieluchy, nocny płacz i wycieranie gilów z małego, zasmarkanego noska. Już słyszałam te komentarze Jamesa, gdyby się okazało, że mama rzeczywiście jest w ciąży. W dodatku Tomasz... ile on i Teresa się znają? Miesiąc? Dwa? Mojej matce się nie dziwiłam, bo była ona niezrównoważona psychicznie i po niej można się wszystkiego spodziewać, ale Tomek? On jako ten starszy, dojrzalszy i mądrzejszy powinien moją matkę jakoś przystopować zwłaszcza, że na horyzoncie pojawił się ojciec.
Deja vu - właśnie tak się poczułam, kiedy po wejściu do szkoły zobaczyłam mojego ojca. Tego cholernego Jamesa Brighťa, który stał koło świetlicy ubrany w czarny, stylowy garnitur i ze zniecierpliwieniem spoglądał na swój zegarek.
No ja chyba śnię, pomyślałam.
– Co ty tu robisz? – zapytałam podchodząc do niego.
Ojciec przeszył mnie srogim spojrzeniem, a jego lewy policzek drgnął nieznacznie.
– Brawo, młoda damo – powiedział ostro – dwadzieścia minut spóźnienia.
Kolejne deja vu. James i Lipowicz mogli sobie ręce podać.
– Co TY tutaj robisz? – powtórzyłam, a ojciec rozejrzał po korytarzu, jakby szukał czegoś interesującego.
– Chcę pomówić z twoją wychowawczynią – rzekł. – Mam do tego prawo.
– Prawo to ty masz, ale do płacenia mamie alimentów – warknęłam. – Nic ponadto.
Mężczyzna przeniósł swoje spojrzenie na mnie.
– Nie pyskuj – odpowiedział srogo. – Nie zapominaj z kim rozmawiasz.
Znów ta sama śpiewka. Przewróciłam oczami.
– Nie będę z tobą dyskutować. Jak sam już zauważyłeś jestem spóźniona.
Odwróciłam się i chciałam odejść, ale zatrzymał mnie głos Jamesa.
– Dobrze – powiedział. – Więc porozmawiam z twoim dyrektorem. – I zanim zdążyłam coś zrobić, wyzwać go, kopnąć, albo cokolwiek innego, ruszył przed siebie, jakby doskonale wiedział gdzie się znajduje sekretariat.
No to był chyba jakiś żart.
– Ok, please wait – rzuciłam za nim z przekąsem. – Zaprowadzę cię do tego wychowawcy.
Nie, nie bałam się. Po prostu uznałam, że wolę mniejsze zło. Ojciec spojrzał na mnie z triumfalnym uśmiechem i uniósł jedną brew do góry.
– Nie można było tak od razu? – zapytał i wskazał ręką, że mam iść przodem.
Miałam ogromną ochotę go czymś sieknąć.
– Moja wychowawczyni jest na urlopie zdrowotnym – powiedziałam, kiedy wspinaliśmy się po schodach na piętro. – Mam zastępczego wychowawcę. Poza tym, dlaczego chcesz z nim rozmawiać?
– Bo jesteś moją córką i mam prawo wiedzieć jak sobie radzisz – odpowiedział.
No proszę, nadal śpiewamy o „prawie"? Wydawało mi się, że tą kwestię już jasno mu przedstawiłam.
– Równie dobrze mogłeś zapytać mnie – warknęłam i zerknęłam na plan lekcji wywieszony koło pokoju nauczycielskiego. W tabelce wyszukałam nazwisko Roberta i odnalazłam w której klasie miał zajęcia.
CZYTASZ
I am (NOT) your Clare
RomansaRobert Kulczycki jest obiektem westchnień niemal wszystkich uczennic. Przystojny, uśmiechnięty i inteligentny, zaskarbia sobie serca nie tylko licealistów, ale także nauczycieli. Jest idealny. I tajemniczy. Odkrywam to dopiero podczas indywidualny...