Rozdział 12

219 15 1
                                    

W piątek zabójczo boski Kulczycki dopadł mnie na długiej przerwie i poinformował, że dzisiejsze zajęcia się nie odbędą, gdyż ma pilną, prywatną sprawę do załatwienia. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że wystroiłam się dla niego jak choinka na święta.

Ubrałam moją szarą, rozkloszowaną spódniczkę, czarną bokserkę i czerwoną koszulę w kratę. A to wszystko po to, by przypodobać się MOJEMU NAUCZYCIELOWI. Szczerze powiedziawszy, kiedy weszłam tak do szkoły i zauważyłam świecące oczy Bartka, który nie mógł (lub nie chciał) się powstrzymać od komentarza: „ja pierdolę, Lotte, wyglądasz zabójczo!", stwierdziłam, że chyba moja matka, zaczyna mieć na mnie zły wpływ.

Nie miałam bladego pojęcia, co mi strzeliło do łba. Cokolwiek to jednak było, narobiło ogromnych szkód w moim mózgu, bowiem ten nagle zaczął rozumować zupełnie inaczej. I tak jak jeszcze wczoraj, był gotowy napluć Kulczyckiemu w twarz, tak dzisiaj uśmiechał się w jego stronę uprzejmie i nawet zaproponował herbatkę i ciasteczko.

Z czasem jednak, jego uprzejmość minęła, ponieważ wracałam do domu niezadowolona, zła i poirytowana. Bo przecież co Adonisa będzie obchodzić, że wstałam SPECJALNIE DLA NIEGO godzinę wcześniej, wyszykowałam się, jakbym na randkę wędrowała i ubrałam ciuchy, które zazwyczaj wciągałam tylko na święta. Nie będę już wspominać o tym, że przez cały dzień kręciłam się koło pokoju nauczycielskiego, aby chociaż rzucił na mnie okiem.

Byłam przekonana, że kiedy podszedł do mnie na przerwie, zrobił to po to, by mi szepnąć na ucho jakiś komplement odnośnie mojego wyglądu. Niestety, „nadzieja matką głupich" i nabrałam pewności, że to powiedzenie nie powstało bez powodu. Wracałam więc do domu, przeklinając samą siebie. Ciekawe czy może nie doznałam w nocy jakiegoś urazu, skoro ubranie spódniczki bez rajstop, w środku zimy, wydało mi się genialne. Na dworze trzaskał mróz, zaczynał padać deszcz, a ja, kompletna idiotka, nie miałam nawet parasola, bo przecież po co miałabym go z domu zabierać?

Dlatego zaraz po powrocie, rzuciłam wszystko, co miałam na podłogę i weszłam do kuchni z zamiarem zrobienia herbaty. Jednak kiedy tylko przekroczyłam próg, doznałam wrażenia, że świat zwolnił, a po sekundzie całkowicie się zatrzymał. Oczywiście życie musiało sobie ze mnie drwić na każdym kroku. A co zobaczyłam w pomieszczeniu, w którym miałam pełne prawo przebywać? Moją własną, cholerną matkę, bez koszuli i w samej spódniczce. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że obściskiwała się z jakimś wysokim brunetem, który z resztą też nie miał na sobie górnej części garderoby.

Ten wysoki gość, macał moją mamę po tyłku, a drugą dłonią chyba odpinał jej stanik, natomiast ona trzymała go... ekhm... no nie ważne gdzie go trzymała. Matka Teresa zauważyła mnie i natychmiast odepchnęła od siebie swojego „gościa" o ile mogłam go tak nazwać.

– Lotte, kochanie! – zawołała szybko i podniosła z podłogi swoją koszulę. Zasłoniła się nią demonstracyjnie, jakbym nigdy wecześniej nie widziała jej w negliżu.

Łał, teraz jej się skromność włączyła? A tak to lata goła po domu i jakoś ma w nosie fakt, iż ja to widzę.

Czarnowłosy facet wyraźnie poczerwieniał na podłużnej twarzy i szybko chwycił białą koszulę. Był dość wysoki, z pewnością wyższy od mojego ojca, szczupły i mógł mieć jakieś... bo ja wiem? Czterdzieści pięć lat? Może nieco mniej. Jego brodę pokrywał lekki, kilkudniowy zarost, a oczy miał chyba piwne, ale nie byłam pewna, bo konsekwentnie uciekał wzrokiem i patrzył wszędzie, byle nie na mnie.

– Nie – rzuciłam zdawkowo. – Jasne, nie przeszkadzajcie sobie. Przecież kuchnia jest od tego, żeby się w niej pieprzyć, prawda?

– Lotte! – zawołała mama i posłała swojemu facetowi przepraszające spojrzenie.

I am (NOT) your ClareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz