Nie wiem o której wróciłam od Bartka. Wiem tylko tyle, że chłopak odstawił mnie pod same drzwi i zanim odszedł upewnił się, że moja rąbnięta, rozśpiewana matka, zaciągnęła mnie do pokoju i grzecznie ułożyła w łóżeczku jak małe dzieciątko. Pierwszy stycznia pamiętam jako jeden wielki kac, a do życia wróciłam dopiero w nocy, gdzieś pomiędzy pierwszą a trzecią. Dlaczego twierdzę, że wróciłam do życia? Bo mniej więcej w tych godzinach, złapał mnie wielki, niekontrolowany głód i w efekcie opróżniłam pół lodówki, robiąc sobie istne kanapki życia, które pochłonęłam, siedząc na kanapie w salonie i oglądając jakieś beznadziejne komedie romantyczne. Później podkradłam mamie laptopa i przypływie weny napisałam dwa kolejne rozdziały na mojego bloga, a nastepnie zabrałam sie „Jeźdźca miedzianego", którego zupełnie olałam dzięki mojemu kochanemu profesorkowi.
Spać poszłam dopiero około godziny szóstej, ale niestety nie dane było wypoczywać, gdyż już o dziewiątej, do mojego pokoju wpadła jak zwykle półnaga mama i zaczęła mną tarmosić.
– Lotte, wstawaj! – zawołała, ściągnęła ze mnie kołdrę i usiadła mi na nogach.
Jęknęłam cicho, otwierając oczy.
– Co znowu? – zapytałam zaspana. – Przyszedł nowy rok, a ty nadal taka sama. Musisz paradować goła po moim pokoju?
– Przyszłam po ciuchy, ale musimy pogadać. – Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła, chcąc dać do zrozumienia, iż mam usiąść.
Zdusiłam sobie chęć walnięcia jej czymś ciężkim w głowę i znosząc wszystkie protesty mózgu, który nadal chciał sobie pospać, powoli zmusiłam się do zmiany pozycji z leżącej na siedzącą.
– Dlaczego ty zawsze wybierasz takie dziwne pory do rozmawiania? – zapytałam nie ukrywając mojej złości. – Nie możemy pogadać jak się wyśpię?
– Nie, bo mnie ciekawość zeżre. – Uśmiechnęła się szeroko. – Opowiadaj.
Uniosłam jedną brew do góry i posłałam mamie litościwe spojrzenie. Niby o czym miałam jej opowiadać? Bo jakoś wątpiłam, by chciała słuchać o tym, jaka to jej córeczka jest głupia i całymi dniami tęskniła za swoim nauczycielem. Podejrzewam, że gdybym jej o tym powiedziała, zadzwoniłaby do psychiatry i zażądała spotkania... w trybie natychmiastowym. Chociaż nie... najpierw poszłaby do Kulczyckiego, urwała mu jaja, a dopiero potem zadzwoniła po psychiatrę.
– Ale co ja mam ci opowiadać? – jęknęłam. – Jak chcesz posłuchać o tym, co się na świecie dzieje, to włącz sobie telewizor. Tam bez przerwy gadają o tych bzdurach.
Mama przewróciła oczami.
– Mi o Bartka chodzi – powiedziała podekscytowana. – Długo jesteście razem? Miły z niego chłopak, chyba bardzo jest w tobie zakochany.
Zamrugałam kilka razy. Bartek? Mój chłopak? O czym ona bredzi?
– Nie wiem o czym mówisz powiedziałam. – Ja nie mam chłopaka.
– Jak nie masz? A Bartek? Poza tym dotychczas uparcie twierdziłaś, że masz chłopaka. – Patrzyła na mnie podejrzliwie, a ja zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nigdy nie ugryzę się w język, zanim coś powiem.
I co ja miałam odpowiedzieć? „Ależ, mamusiu, Bartek to tylko kumpel z klasy, a ja się umawiam, a raczej umawiałam z Kulczyckim"? Przecież ona by tego nie ogarnęła. Patrzyłam na jej zaciekawioną twarz, a w głowie świeciła mi jedna wielka pustka.
– Nie, mamo, nie jesteśmy długo razem – odpowiedziałam w końcu.
Boże, ale ze mnie zła kobieta. Wiecznie kłamię, zwłaszcza Teresie. Coś czuję, że miejsce u boku Lucyfera mam już zapewnione. Kto wie? Może już mi fotel zagrzali?
CZYTASZ
I am (NOT) your Clare
RomantizmRobert Kulczycki jest obiektem westchnień niemal wszystkich uczennic. Przystojny, uśmiechnięty i inteligentny, zaskarbia sobie serca nie tylko licealistów, ale także nauczycieli. Jest idealny. I tajemniczy. Odkrywam to dopiero podczas indywidualny...