Rozdział 40

147 11 0
                                    

Cóż... Powiem szczerze, że noc spędzona na podłodze, w pokoju zamkniętym na klucz nie należy do najprzyjemniejszych. Niby miałam do dyspozycji łóżko mojego nauczyciela (dokładnie to samo, w którym straciłam dziewictwo), ale w obecnej sytuacji w ogóle nie chciało mi się spać. Mój ukochany Adonis zamknął mnie w swojej sypialni i chyba już nigdy nie zamierzał wypuścić. A przynajmniej na razie się na to nie zanosi.

Nie mam pojęcia jak długo siedziałam pod drzwiami. Wiem tylko, że w pewnym momencie w całym pomieszczeniu zrobiło się ciemno, a wszelkie odgłosy: pojazdów, głosów i ogólnie całego życia powoli cichły, co oznaczało, że nastała ciemna i mroczna noc. Noc, którą ja muszę spędzić w zamknięciu. Oczami wyobraźni widziałam jak moja mama szaleje z niepokoju, widziałam Sarę, z którą Teresa na pewno się skontaktowała, w nadziei, iż znajdzie mnie właśnie u niej. Jak znam matkę Teresę to już postawiła wszystkich znajomych w stan gotowości i jej wściekłość miesza się z ogromnym niepokojem. Zaczęłam żałować, że w ogóle przyszłam do Roberta. Zachciało mi się wyjaśnień, zwierzeń to teraz mam. Nie dość, że nie uzyskałam żadnej odpowiedzi, to na dodatek uwięziono mnie w sypialni wbrew mojej woli i zupełnie nie liczono się z moim zdaniem. Bo przecież kto by się tam mną przejmował, prawda? Przecież to tylko ja, Charlotte Bright, nic nieznaczący element życia Roberta Kulczyckiego.

Kompletnie nie wiedziałam jak mam się zachowywać. Złość na Adonisa przeplatała się z moją rozpaczą, a łzy nie chciały przestać lecieć z oczu. Co jakiś czas waliłam pięścią w drzwi, wołałam Roberta, prosiłam, a nawet błagałam żeby mnie wypuścił, ale odpowiadała mi jedynie głucha cisza. W pewnym momencie naprawdę uwierzyłam, iż zostałam w mieszkaniu zupełnie sama i niedługo umrę tutaj z głodu, pragnienia i rozpaczy. Jednak kiedy na dworze zaczęło robić się szarawo usłyszałam jakiś stłumiony dźwięk. Coś, jakby ktoś w pokoju obok płakał, lub cierpiał bardzo bolesne katusze.

– Robert – powiedziałam jeszcze raz, w nadziei, że może tym razem coś wskóram. – Błagam cię, otwórz te drzwi.

Na początku nie słyszałam nic, a potem powolne kroki zbliżyły się w moją stronę, a głośne westchnięcie utwierdziło mnie w przekonaniu, że mój ukochany jest w równie żałosnym stanie co ja. I chociaż powinnam się tym przejąć, postarać się go pocieszyć to w obecnej sytuacji nie potrafiłam tego zrobić. Całym moim ciałem rządził instynkt przetrwania i krzyczał głośno, że mam wykorzystać kiepski nastrój nauczyciela, aby się stąd wydostać. Poprzedniego popołudnia Kulczycki przekroczył wszelkie granice i nadal podtrzymywałam moje zdanie – między mną, a belfrem wszystko skończone. Przesadził i choćby nie wiem jak mnie przepraszał, ja mu nie wybaczę.

– Robert – powtórzyłam delikatnie. – Robert proszę, otwórz. Jest mi tu źle.

– Nie mogę – odpowiedział głosem grubszym niż zwykle. – Nie mogę.

– Możesz – upewniłam go. – Możesz i otworzysz. Błagam cię, człowieku tak się nie robi. Otwórz te drzwi, porozmawiajmy na spokojnie.

Nastała chwila ciszy. Nie wiedziałam czy Robert zastanawia się nad uwolnieniem mojej jakże skromnej osoby, ale miałam nadzieję, iż za chwilę coś się wydarzy. Powoli podniosłam się na równe nogi i niepewnie położyłam dłoń na klamce.

– Proszę cię, Robert.

Serce waliło mi jak szalone, a nogi trzęsły się jak jakaś galareta. A wszystko przez tą cholerną niepewność. Wypuści mnie, a może nie wypuści? Może poczeka aż umrę, a potem wsadzi moją głowę w słoik i będzie ją podziwiał? Boże, zaczynam myśleć jak psychopatka.

– Musisz mi coś obiecać, Lotte – rzekł Kulczycki. – Nie wypuszczę cię, dopóki mi czegoś nie obiecasz.

– Co takiego? – Mocniej zacisnęłam dłoń na klamce.

I am (NOT) your ClareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz