Rozdział 42

142 10 0
                                    

Przez cały weekend zastanawiałam się co zrobić z wiedzą, którą posiadam. Nie było wątpliwości, że Robert wynajął jakiegoś kolesia żeby ten przejechał jego żonę, tylko dlatego, bo Kulczycki nie radził sobie ze swoją zazdrością. Doszłam do wniosku, że skoro aż tak bardzo bolała go zdrada Clare, to mógł sam odebrać sobie życie, a nie odbierać je niewinnej kobiecie, która w dodatku dwa miesiące wcześniej urodziła dziecko. Rozważałam wszystkie możliwe rozwiązana, starałam się nawet wyobrazić sobie, jakby to było gdybym Robertowi wybaczyła i wróciła do niego jak gdyby nigdy nic. Ale niestety... Uświadomiłam sobie, że to morderstwo, ta jedna przykra śmierć wisiałaby nad nami jak czarne chmury niepowodzenia. Po prostu nie mogłabym z nim być, wiedząc, że ten oto człowiek ma na sumieniu życie bliźniego.

Właśnie dlatego jestem tutaj – przed gabinetem dyrektora, Alfreda Pobłockiego. Zamiast pójść na lekcję (oczywiście angielskiego, bo jakżeby inaczej) czekam przed tymi głupimi drzwiami, chyba na najważniejszą rozmowę mojego życia. Co takiego zamierzam powiedzieć? Wszystko. Jestem tutaj, bo chcę wyjawić całą prawdę na temat mnie i Kulczyckiego. Nie ważne co zrobi dyrektor – poinformuje Teresę, kuratorium, innych uczniów. Nie ważne jak się zachowają nauczyciele i jak zostanę osądzona. Najwyższy czas zakończyć ten cyrk raz na zawsze, a winni muszą w końcu zapłacić za swoje przewinienia. Nie mam pojęcia co będzie potem. Wyrzucą mnie? Może zawieszą, albo oskarżą o nie wiadomo co? Jakoś w tej chwili mało się tym interesowałam. Byłam po prostu zdeterminowana, pochłonięta chęcią uwolnienia się od Kulczyckiego raz na zawsze.

Pobłocki przyjechał do szkoły spóźniony o jakieś dwadzieścia minut. Kiedy ujrzał mnie w sekretariacie, zrobił zdziwioną minę, ale bez słowa wskazał ręką, że mam wejść do jego gabinetu. Pomieszczenie nic się nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty, jedynie na środku stołu ktoś postawił ogromny bukiet z czerwonych róż. Usiadłam na tym samym krześle, co wtedy, kiedy wezwano mnie tutaj za „pobicie" Anity, a dyrektor odłożył swoją czarną teczkę i zajął miejsce naprzeciwko mnie. Wyglądał jak zwykle – garnitur, biała koszula, krawat i ten gęsty, wręcz obrzydzający wszystko wąs. Przeszył mnie swoim badawczym spojrzeniem na wylot i chyba nie zamierzał nic mówić, po prostu czekał, aż ja zrobię to pierwsza.

– Chciałam z panem porozmawiać – wydusiłam w końcu, a mężczyzna skinął lekko głową.

– Domyśliłem się – odpowiedział i splótł obie dłonie palcami, po czym w takim stanie ułożył je na blacie stołu. – O co chodzi?

Przygryzłam lekko górną wargę. Kompletnie nie wiedziałam jak mam to wszystko powiedzieć, zwłaszcza, że Fred należy do ludzi przenikliwych, surowych i pewnych siebie. Wiedziałam, że skoro już tutaj przyszłam i zaczęłam jakąś rozmowę to muszę ją skończyć, bo inaczej dyrektor mnie stąd nie wypuści.

– Chodzi o profesora Kulczyckiego – powiedziałam cicho, a brunet lekko zmarszczył czoło.

Albo się nie spodziewał takiej odpowiedzi, albo sądził, że przychodzę z jakąś błahą, nic nie znaczącą sprawą i niepotrzebnie zabieram mu czas.

– O profesora Kulczyckiego – powtórzył spokojnie. – Zamieniam się w słuch, panno Bright.

Wzięłam głębszy oddech, otworzyłam usta i... i dupa. Nie byłam w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Idiotko ogarnij się! Siedzisz u dyrektora, właśnie masz zdemaskować swój sekretny związek z nauczycielem! To nie jest czas na zacinanie się, jąkanie czy wycofywanie. Przyszłaś tu, to musisz załatwić tą sprawę raz, a dobrze.

– Bo widzi pan, chodzi o to, że... – urwałam.

– Nie bój się, Charlotte – rzekł dyrektor. – Powiedz wszystko, jestem od tego żeby ci pomóc.

I am (NOT) your ClareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz