ROZDZIAŁ 9

550 29 1
                                    

Kolejne dni mijały spokojnie. Matka Teresa wróciła do swojej zwykłej formy i z znowu pojawiała się u mnie w pokoju, aby wypytać o swoją figurę. Sara jak zwykle kłóciła się z Arturem, a w poniedziałek się wściekła, ponieważ zapomniała o wtorkowych urodzinach Aśki.

Pan Robert...

Jego sprawa nie dawała mi spokoju. Nie rozumiałam, dlaczego chciał, abym do niego napisała. Przez chwilę sądziłam, że może miał na myśli coś związanego z zadaniami z angielskiego. Chodziło o to, bym dała znać, gdybym miała problem z jakimś ćwiczeniem lub zrozumieniem czegoś ale wszystko mi podpowiadało, że miał na myśli zupełnie coś innego. Bardziej prywatnego, osobistego.

Po naszym przypadkowym spotkaniu przed marketem, znowu nie mogłam zasnąć. Coraz częściej łapałam się na tym, że moje myśli wracały nie tylko do Kulczyckiego, ale też wszystkich naszych zajęć i spotkań. Analizowałam jego spojrzenia, gesty, w których przypadkiem dotykał mojej ręki, uśmiech. Szukałam jakiegokolwiek dowodu na to, że pan Robert traktował mnie tak samo, jak innych uczniów, ale... nic nie znalazłam. Im dłużej myślałam, tym coraz ogarniała mnie coraz większa pewność, że Kulczycki się mną interesował. I to w sposób, w jaki nie powinien.

Jednak nie to było najgorsze. Z przerażeniem odkryłam, że IMPONOWAŁA mi jego uwaga. Z niecierpliwością czekałam na każde zajęcia, wyłapywałam spojrzenia, karmiłam się uśmiehami. W domu godzinami gapiłam się w jego numer telefonu i myślałam o tym, co by było, gdybym wysłała mu krótką wiadomość.

Zdenerwowałby się? Odpisałby, że mam dać mu spokój? A może zignorowałby mojego SMS-a, a na lekcji dałby mi tak popalić, że zapamiętałabym to do końca życia? Nie wiedziałam. Ale kiedy w poniedziałek spotkałam go na jednym z korytarzy w szkole i serce zabiło mi mocniej, zrozumiałam, że przepadłam. Stało się to, co nigdy nie powinno się stać. Zadurzyłam się w Kulczyckim.

We wtorek rano, wyjątkowo, zamiast do szkoły, pobiegłam najpierw do Sary, aby złożyć Asi życzenia urodzinowe. Normalnie zrobiłabym to po lekcjach, jednak dziewczynka zamierzała świętować u dziadków, więc zanim skończyłybyśmy z Sarą zajęcia, dziewczynki już by nie było. W prezencie wręczyłam jej ogromne pudło farb plakatowych, o których ostatnio cały czas mówiła, blok rysunkowy oraz lalkę Barbie, którą kupiła moja mama.

– Jezu, dziękuję, dziękuję! – pisnęła mi do ucha i uwiesiła się na mojej szyi.

Zaspana Sara, jeszcze w piżamie, stała u dołu schodów i ziewała demonstracyjnie.

– Jak ja ci współczuję, że musisz już do szkoły biec – powiedziała i skrzywiła się, gdy z kuchni wyjrzała ciemna głowa Artura, który zwyczajnie chciał się przywitać.

– Za dwie godziny ty też będziesz musiała. – Wytknęłam jej język, jeszcze raz życzyłam Aśce wszystkiego najlepszego i wybiegłam z domu Głogowskich.

Gdybym wiedziała, co wydarzy się na tych zajęciach u Kulczyckiego, nigdy bym tam nie poszła. Nie pojawiłabym się na nich ani w środę, ani w żaden inny dzień tygodnia i nigdy, przenigdy, ever.

Na początku, sądziłam, że to będzie dobry dzień. A wszystko dlatego, iż po raz pierwszy od wielu dni, do sali wkroczyłam równo z dzwonkiem. Pan Robert, boski jak zwykle, przywitał się ze mną i niemal natychmiast podał książkę. Miał na sobie niebieską koszulę w kratę, którą lekko rozpiął pod szyją. Jasne jeansy idealnie podkreślały umięśnione uda i uwydatniały jego tyłek, który Sara nazwałaby „apetycznym". Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, gdy usiadłam na swoim zwykłym miejscu.

– Dowiedział się pan czegoś o tym spektaklu? – zapytałam, zanim zaczął prowadzić lekcje.

– Aaa, tak – odpowiedział. – Przedstawienie zaczyna się o godzinie siedemnastej. – Wstał i zaczął wertować swoją książkę. – Myślę, że zbiórkę zrobimy przed domem kultury.

I am (NOT) your ClareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz